[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dokąd się uda, zawsze mu diabełprzed oczyma w rozmaitych postaciach, to psem się przerzuci, to ko-tem.Nigdzie nie miał pokoju.Egzorcyzmy czytali nad nim kapłani izarzekał się pić wódkę, nic nie pomagało; na koniec zaledwie upamię-tał się w pół roku.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG8586.DUCHY FAMILIJNEKiedy Rej był posłem do Szwecji, zachorował mu stangret jego ko-chany, którego zachorzałego zostawił u pewnego szlachcica, mając goodebrać powracając nazad do Polski.Chory ten leżał w jednej izbiepustej, a kiedy go gorączka ominęła, usłyszał muzykę jakąś piękniegrającą; rozumiejąc, że to tam w inszych pokojach grają, leży, aż tu zmyszej jamy wyskoczy jeden chłopek maleńki po niemiecku ubrany, aza nim drugi i trzeci, a potem i damulki; muzykę też coraz to lepiej sły-chać i poczną tańczyć po izbie.w stangret w okrutnym był strachu.Po czym zaczną parami wychodzić za drzwi; wyszła także muzyka,wyprowadzono i pannę, zwyczajnie tak, jak do ślubu ubraną; nareszciewyszli wszyscy z izby, jemu żadnego nie czyniąc gwałtu.Biedny stan-gret ledwie od strachu nie umarł.Wychodząc zostawili jednego malca,który mu rzekł:  Nie turbuj się tym, co widzisz, bo tu tobie i włos zgłowy nie spadnie.My jesteśmy panowie duchowie; mamy też tu wese-le swoje, żeni się nasz brat, idziemy do ślubu i nazad tędy powracaćbędziemy, a ciebie także aktu weselnego uczestnikiem uczynimy.w, nie życząc sobie więcej patrzyć na owo widowisko, wstał i za-łożył drzwi na haczyk, żeby oni tamtędy nazad powrócić nie mogli.Skoro tam już po onym ślubie powracają; aż tu drzwi zamknięte, mu-zykę znowu słychać; tymczasem ruszą drzwiami  zamknięte.Wlazłjeden maleńki szparą pode drzwiami, a uczyniwszy się w oczach jegodużym mężczyzną, pogroził mu tylko palcem i zdjąwszy haczyk otwo-rzył drzwi; i tym się znowu, co pierwej, prowadzili traktem, a potem wową myszą jamę powłazili.W godzinę lub też więcej, wyszedł znowujeden z owej dziury i przyniósł mu na talerzu kołacza suto konfiturami irodzynkami przeplatanego, mówiąc ten maleńki oddawca:  Wez iskosztuj tych weselnych wetów. Odebrał stangret te wety z wielkimstrachem; a podziękowawszy postawił wedle siebie.Przyszli potem doniego ci, co go doglądali w jego chorobie, i ten lekarz, co koło jegozdrowia chodził.Pytają:  Któż to dał? Opowie- dział im całą awantu-rę.Pytają:  Czemuż nie jesz? Odpowiada:  Bo się tego jeść boję.Owimówią mu:  Nie bądz prostakiem nie bój się, jedz, dobre to rzeczy.Nasi to są domownicy, nasi przyjaciele; jedz.On po staremu nie chce.Wziąwszy owi kołacz, przed oczami jego zjedli i nic im nie szkodził.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG86Zażywają oni tych malców do roboty i do różnych posług.1887.PIELGRZYMSzedł ubogi pielgrzym i zaszedł między takie skały, że z nich wyj-ścia nie było.Przesiedział lato, nadeszła zima; a zima tak sroga, że pta-stwo zmarzłe ze złotym pierzem upadało z powietrza.Przeziębniętypielgrzym czekał pewnej śmierci, gdy ujrzał sobola, jak szparą wogromnej skale przebiegał.Spojrzy i zobaczył uradowany, że tędy jestdroga:  Tu więc droga!  zawołał; ale słowa jego zamarzły, a on sam zwielkiego mrozu w kamień się obrócił.Nadszedł w to samo miejsce drugi pielgrzym i równie jak pierwszynie mógł znalezć wyjścia spośród skał wysokich.Już począł rozpaczaći płakać rzewliwie, kiedy wiosenne skwarem dopiekając słońce zmarz-nięte słowa pierwszego pielgrzyma odtajało.Spojrzy  widzi, że leżąsłowa, które lód ze śniegiem czarnym zatrzymał, a teraz się świeżą mu-rawką okryły.Przyszedł bliżej i przeczytał:  Tu więc droga!  Poszedłwięc za tym przewodnikiem, znalazł nieświadome przejście i już prostostamtąd do grobu Jezusa zaszedł.18Powiastka ta aczkolwiek przeniesiona do Szwecji przecie* krąży między nami;wziąłem ją dla trafnego opowiadania z Pamiętników Paska.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG8788.UPIR I D%7łUMAOkropna dżuma panowała na Ukrainie; tysiące ludzi wymierało, atysiące rozbiegło się po lasach, szukając schronienia przed tą klęską.Wjednej wsi pozostał wszakże jakiś kniaz moskiewski (było to przedpierwszym zaborem kraju), który się mocno obwarował od tego powie-trza.Miał on przy sobie dworzana, szlachcica polskiego, ten pewnegorazu wyjechał konno do pobliskiego miasteczka; droga wypadała przezlas, a gdy się właśnie ściemniło, w największym boru koń nagle mustanął, zaczął parskać i kopytami bić w ziemię.Szlachcic zdziwiony, anie widząc, skąd by powód narowu, zeskoczył z siodła, wziął za cugle,a idąc przodem ciągnął za sobą stępaka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •