[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszę się z siłami obrachować,rozmyślić, może wiele rzeczy pożegnać.Idz w spokoju;myślę, że ty sam nawet nie potrafisz tak dbać o siebie, jakja dbam o ciebie.Zaufaj mi!Podniósł się z żalem.Miał tę wrażliwą naturę, że jużdręczyła go trzydniowa niepewność.Już miał złudzenie, żeją kocha.166 Przeprowadziła go do sieni i rzekła serdecznie: Jeśli ci ciężko będzie samemu, przyjdz wieczorem. Stryjny się boję  rzekł z uśmiechem. Nie bój się; nic ci nie powie przykrego.Podała mu rękę, którą do ust podniósł i wyszedł, razjeszcze ogarnąwszy ją proszącym spojrzeniem.Wróciła do pracowni i zebrała farby.Robić nic niemogła, musiała skupić uwagę raz pierwszy na swój los.Ale zaledwie upłynęło pięć minut, ukazała się Osiecka. Czego on chciał?  spytała niespokojnie. Chce się żenić ze mną  odparła. Bagatela, tylko tyle! Prędko baronową strawił!Jakbym widziała jego ojca. Zostawiłam sobie trzy dni do namysłu  mówiłaMagda dalej. Jak to? A cóż tu jest do namysłu? Trzeba go byłokrótko i węzłowato odesłać do redakcji, a potem dobaronowej. Tak, a on w tym rozdrażnieniu i klęsce poszedłby nazatracenie ostateczne.Mam dla niego wiele obowiązków itak odpłacać nie chcę. Nic nie rozumiem! Więc ty naprawdę go kochasz? Tak  odparła Magda spokojnie, patrząc jej jasno woczy. I wyobrażasz sobie, że na niego liczyć możesz,zaufać, że on potrafi cię ocenić i zapewnić spokojnąprzyszłość? Oszalałaś? Nie! Wyobrażam sobie, że go w tej chwili uratuję odzłego.Potem, gdy przeboleje cios, który go spotkał, opuścimnie najobojętniej w świecie dla pierwszej lepszej fantazjilub dla tej samej baronowej. No więc po co idziesz? Zgotujesz sobie nieszczęście,167 a jego nie przerobisz. Tak, na niego nie liczę, ale on będzie miał w życiu nakogo liczyć.Jestem zupełnie świadoma tego, co mnieczeka, ale jeśli zdecyduję, że jemu się to opłaci  to niechbędzie.Osiecka spoważniała i bez wybuchu rzekła: To jest ofiara nad siły, ale jeśli kochasz, próżno ciprzemawiać do rozsądku.Szkoda mi ciebie.Ano, sobąrządzisz! W każdym razie będę zawsze z tobą i to mniecieszy, że złego się spodziewasz.Teraz rozumiem, żemusisz się namyślić. On tu przyjdzie wieczorem.Proszę cię, Maryniu,żadnej wzmianki, żadnego wyrzutu.Może on sam dorównowagi wróci przez te trzy dni.Osiecka chmurno popatrzyła w okno. Po coś właśnie jego pokochała?  szepnęła. Jawinnam! To pewnie było wtedy we Włoszech? Kto by sięspodziewał? Ognia i młodych nie trzeba nigdy zostawiaćbez dozoru.Magda ruszyła ramionami. Tyś nic nie winna.Byłaś mi najlepszą opiekunką.Iteraz nie martw się przedwcześnie.Może nic z tego niebędzie.Wyjdę teraz na spacer i wstąpię do Berwińskiej.Uścisnęła serdecznie siostrę i zaczęła się ubierać.Pierwszy raz w życiu miała chaos.Usiłowała rozgmatwaćswe uczucia.Na ulicy ostre powietrze i ruch otrzezwiły ją nieco.Zdawało się jej to szaleństwem.Po co, na co, dlaczego!Jestem dla niego niczym i pozostanę niczym.Oszaleliśmyoboje: on, aby mi to proponować, ja, żeby się wahać!Przechodziła ulicę w poprzek i ledwie umknęła przedpowozem baronowej.Otulona w sobole, patrzyła168 lekceważąco, z góry na ludzi.Wzrok ich się spotkał:skinęła głową Magdzie z wyrazem subtelnego szyderstwa,politowania i triumfu.Wzrok ten zabolał artystkę jak policzek.Oburzyła się ikrew jej nabiegła do skroni. Czy ona myśli, że jam już na ziemi i że on niepowstanie, zdeptany przez nią?Napłynęły jej żywsze myśli i nadzieje. Co bądz się potem stanie, nie będę mu nigdy kulą unogi.Zostawię mu zupełną swobodę, ale położenie mojebędzie silniejsze.Teraz, gdy jest tu niedaleko, trafi domnie, ale gdyby odjechał, straciłabym go spod wpływuopieki.Nie mam żadnych praw! Drogo płacić trzeba zaniedolę nawet.Uśmiechnęła się gorzko i dodała: Berwińska mi to wszystko obrachuje.Będę miałabilans gotowy!Weszła do sionki niskiej i ciemnej i ledwie znalazładrzwi.Była to sobota, więc Berwińska wracała wcześnie dodomu.Na jej pukanie ktoś się poruszył i we drzwiach stanąłOryż.Nie ukłonił się ani słowa nie rzekł, usunął się pod ścianęi drogę jej oswobodził, a potem poszedł w kąt ciemnypokoju i przysiadł na zydlu pod ścianą, opierając głowę omur i przymykając oczy jak do drzemki. Pan tu sam?  spytała zdziwiona Magda. Dozoruję starego, ale śpi w tej chwili.PannaBerwińska przyjdzie za pół godziny. Zaczekam.Usiadła przy oknie, przez które wpadało do izdebki,bardzo ubogiej, trochę zmierzchającego się światła.169 Chciała myśleć, ale jej Oryż przeszkadzał.Rozgniewałoją to, że jej nie powitał, a teraz milczy, jakby był obrażony.Odwykła już od tego zachowania się, więc ją raziło.Po długiej chwili milczenia rzekła: Może pan lampę zapali? Nie trzeba; blask staremu szkodzi. Co mu jest? Ano, to co każdemu będzie& kres. Tak zle? Wczoraj atak paraliżu  mruknął. Był doktor? Był Malicki sam.Powiedział, że ma termin dotygodnia. Biedna ona  szepnęła Magda, a potem spytała: Pan tu dawno? Zgodziłem się siedzieć w dzień, a jak ona z siłspadnie, to i w nocy.Za parawanem w kącie odezwało się stęknięcie, więcOryż wstał i tam się wsunął.Słychać było, że zmieniałzimny okład na głowie chorego i przy nim już pozostał.Znowu Magda chciała myśleć o sobie, ale jej znowuOryż przeszkadzał.Widziała go chwilę we drzwiach.Wychudł i sczerniał, aco najgorsza, miał wyraz tępy i bezmyślny, jakby wieleprzecierpiał.Czy też to prawdą było, co jej mówiła Berwińska, że onją kocha?Po chwili Oryż wrócił na swe miejsce pod ścianę, a onaznowu zagaiła pierwsza rozmowę: Czemu to pan nas nie odwiedzi? Nie po tom pożegnał i wyniósł się, aby witać iwracać.170  Czy się panu jaka krzywda u nas stała? Mnie nikt nie może zrobić krzywdy  odparłpogardliwie. Odwiedzał pan Boińską? Nie. Ona mi poleciła podziękować panu za serdecznąopiekę. Głupia  mruknął Oryż.Znowu milczenie.Nagle on się odezwał: A kiedyż to ślub pani? Mój ślub?  drgnęła na ten wyraz. Ja jeszcze niewiem, czy on będzie nawet&W ciemności oczy jego rozgorzały i swobodnie w nią sięwpatrywał.Roześmiał się wnet potem. A to się warto pośpieszyć, bo Popielec nie czeka rzekł szyderczo. Pojutrze będę wiedziała  rzekła z cicha i smutnie.Wstała i zaczęła naciągać rękawiczki.Nie była to chwila dozajmowania Berwińskiej swymi sprawami i nawet tesprawy wydały jej się wobec tej śmierci, która tuwchodziła, bardzo marnymi i pustymi.Zawahała się chwilęi rzekła do Oryża: Może im brak środków?  szepnęła poufnie. Starczy, niedługo już!  odparł apatyczniezmienionym głosem. Więc proszę tylko powiedzieć Berwińskiej, żem byłai że jutro przyjdę.Wróciła do domu i już zastała Filipa.Rozmawiałzupełnie zgodnie z Osiecką.Spojrzał na nią pytającymwzrokiem, a widząc swobodny wyraz twarzy, poweselał.Coraz bardziej utrwalał się w pojęciu, że ją kocha.Osiecka wyglądała pojednana.Po parogodzinnym171 namyśle przyszła do przekonania, że Magda niewiele stracii niewiele skorzysta wychodząc za Filipa, a jeśli już makogo poślubić, lepiej swojego towarzysza i kolegę niżobcego. Tego znam, że jest ladaco, więc można się obwarować innego znać nie będę.Ten nie ma rodziny  wejdzie donaszego domu.Magdy z nim nie stracę, a uratujemy choćresztki spadku.Ostatecznie lepsze złe wiadome niżnieznane [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •