[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Arcadia majestatycznie przecinała Zatokę Liverpoolską, pozostawiając coraz dalej za sobąmacierzysty port i płynąc równolegle do północnych wybrzeży Walii.W niedługim czasiepowinna minąć Prestatyn, a potem pozostawić za sobą Anglessy i przez Morze Irlandzkiepomknąć prosto do Dublina.Wciąż otaczało ją mnóstwo jachtów, statków parowych i łodziwycieczkowych.Ich załogi i pasażerowie pozdrawiali ją, wymachując chusteczkami, krzycząc,robiąc pamiątkowe zdjęcia.Panowała wesoła, niemal świąteczna atmosfera.W sumieczterodniowa dziewicza podróż  Arcadii miała być jednym wielkim świętem.Każdej nocy nawszystkich jej pokładach zaplanowano przyjęcia, bale i bankiety.Dla Rudyarda Philipsa znaczyłajednak tragiczny koniec jego małżeństwa.Przed trzema dniami dowiedział się, iż jego żona, Toy,ma kochanka i że zamierza go opuścić.Właściwie nie powinien jej za to winić.Przecież tak często opuszczał dom na długie tygodnie,pozostawiając na głowie Toy całą odpowiedzialność za wychowanie dwójki ich dzieci, Matthew iJanet.Jaka musiała być samotna w obcym otoczeniu: delikatna, starannie wykształcona Chinkawśród angielskich domów z czerwonej cegły.Nie miała nawet z kim porozmawiać pozasprzedawcą ze sklepu i siostrą Rudyarda, która odnosiła się do niej z ogromną przyjaznią, jednakileż można wysłuchiwać o robieniu na drutach, o cenach węgla czy o jakiejś dziewczynie zokolicy, która uciekła z domu z chłopakiem.Toy nie miała szansy na długie ukrywanie w tajemnicy związku z Laurence em.NaWarrington Avenue nie było żadnych sekretów, tym bardziej wtedy, gdy sekretem miałby byćenergiczny, przystojny, długowłosy profesor uniwersytetu, jeżdżący czerwonym austinemchummy, rzucającym się w oczy z odległości kilkuset jardów.Laurence spotkał Toy naprzystanku autobusowym w Runcorn; padało akurat i zaproponował, że ją podwiezie.Tak sięzaczęło.Potem zabierał ją na weekendy, jezdzili do Chester, Ellesmere Port, a raz nawet doMostyn.Rozmawiali o Lao tsy, Chuang tsy i malowidłach na jedwabiu z czasów dynastii Sung.Z biegiem dni coraz śmielej zaczęli poruszać inne tematy, długo na przykład rozmawiali oerotycznej powieści Tao Ch ing P ing Mei, aż w końcu rozmowy przekształciły się w pocałunki ijęki rozkoszy w kawalerce profesora w Birkenhead.Matthew i Janet wołali już na niego  wujekLaurence.Taką sytuację zastał w domu Rudyard, gdy przyjechał do Toy na kilka dni przedwyruszeniem w dziewiczą podróż  Arcadią.Toy rozpłakała się i poprosiła go o wybaczenie.Rudyard, jak przystało na brytyjskiego oficera, uderzył ją pięścią w twarz i ponownie wymierzyłjej policzek otwartą dłonią.Do teraz trząsł się ze złości, kiedy rozmyślał, jakie popełnił głupstwo.Przecież bicie delikatnej Toy było czynem szaleńca! Te dwa uderzenia sprawiły, że stał teraz napokładzie służbowym  Arcadii , w odległości czterdziestu pięciu minut morskiej podróży zLiverpoolu, paląc papierosa, czując wzbierające mdłości i nie mając domu, do którego mógłbypowrócić. Spotkanie z Catrioną jeszcze bardziej go przygnębiło.Spodziewał się, że z jednej strony córkaStanleya Keysa będzie dziewczyną o silnej osobowości, z drugiej zaś, iż będzie osobą o prostym ipraktycznym umyśle, osobą, z którą będzie mógł porozmawiać o latarniach morskich, statkach iokrętach czy zasadach nawigacji.Niestety, okazała się wyperfumowaną ślicznotką o lekkoskośnych oczach i promieniującą tą silną kobiecością, która kiedyś zafascynowała go w Toy.Catrioną Keys zarazem podnieciła go i poniżyła, i Rudyard Philips nie był pewien, na kogobardziej złościć się z tego powodu: na nią czy na siebie.Zastanawiał się nad sobą, nad Toy i nad Catrioną, gdy niespodziewanie na pokład wbiegłjeden ze stewardów, rudowłosy McNulty, i zakłócił jego spokój. Panie Philips! Panie Philips!  krzyknął pod wiatr. Panie Philips, mamy problem!Rudyard wyrzucił papierosa za burtę i podszedł do stewarda.McNulty był rozgorączkowany iczerwony na twarzy.Pachniał niezwykle ostro wodą kolonską i gdy Rudyard zbliżył się do niego,on również postąpił kilka kroków naprzód.Przystanęli zdecydowanie bliżej siebie, niż to byłopotrzebne. Chodzi o mademoiselle Narron, sir  wyrzucił z siebie McNulty. Tę śpiewaczkęoperową.Zamknęła się na klucz w swojej kajucie i płacze jak opętana.Pan Willowby boi się, żepopełni coś drastycznego. Masz zapasowy klucz? Mademoiselle zablokowała dziurkę od klucza, nie wiadomo jak.Na nic zapasowy klucz.Próbowaliśmy wszystkich sposobów, żeby otworzyć drzwi.Rudyard nie wahał się już ani chwili dłużej.Wbiegł na klatkę schodową pierwszej klasy ipopędził w kierunku kabiny mademoiselle Narron.Po drodze nie zapomniał o obowiązkupromiennego uśmiechania się do wszystkich mijanych pasażerów.Wkrótce wpadł dowyłożonego grubym dywanem korytarza.Dłonią przytrzymywał czapkę, aby nie spadła mu zgłowy.W korytarzu unosił się silny zapach francuskich perfum i drogiej wody kolońskiej.Towszystko mieszało się z aromatem skórzanych obić, prawdziwych futer i jedwabnej garderoby,aromatem, który zawsze i nieodstępnie towarzyszy bogactwu i dobrobytowi.Kajuta mademoiselle Narron znajdowała się na samym końcu korytarza, dokładnie podmostkiem.Przy drzwiach był już Monty Willowby  oficer rachunkowy oraz Dick Charles czwarty oficer, dwaj stewardzi i jedna z pokojówek pracujących w pierwszej klasie, Iris. No, wreszcie, panie Philips  odezwał się Monty Willowby. Cieszę się, że panprzybiegł.O ile się nie mylę, mamy do czynienia z atakiem artystycznej histerii.Baba zamknęłasię w środku i na nic nie reaguje. P& p& próbo& bowałem z nią ne& negocjować  wtrącił Dick Charles.Rudyard przez chwilę wyobrażał sobie Dicka Charlesa negocjującego z kimkolwiek i omal nieparsknął śmiechem.Dick, mimo że był doskonałym czwartym oficerem, trudny był do strawieniaze względu na to, iż się jąkał.Monty Willowby twierdził, że potrafi wypić trzy duże piwa, zanimDick zdoła zamówić jedno.Monty Willowby sam w sobie był egzemplarzem jedynym w świecie i niepodrabialnym.Oficer rachunkowy na  wielkim luksusowym liniowcu, takim jak  Arcadia , sprawował władzęniemal cesarską.Był przełożonym całego zastępu stewardów i stewardes, odpowiadał zazaopatrzenie, rekreację i wszystkie finanse na statku.Zasiadał na czubku wielkiej piramidy, naktórą, oprócz formalnych powiązań i układów, składały się setki związków nieformalnych, aponadto góry pieniędzy przekazywanych jako łapówki, i napiwki i nielegalne wynagrodzenia.Kiedy bogaty pasali żer dawał mu jakąś kwotę w zamian za obietnicę szczególnie wyszukanegotraktowania, Monty Willowby z kolei przekazywał jej część stewardom, ci jeszcze mniejszą służącym i pokojówkom, i tak dalej, i tak dalej.Swoją dolę dostawali nawet kucharze.Wwiększości przewodników z 1924 roku biura podróży sugerowały pasażerom pierwszej klasytakich statków jak  Arcadia czy  Mauretania , aby wkalkulowali w swe koszty kwoty równemniej więcej pięciu procentom ceny biletu na napiwki dla obsługi.Monty Willowby był więc potężnym i bogatym człowiekiem.Teraz jednak, stojąc poddrzwiami jednej z największych śpiewaczek operowych ówczesnych czasów, uparcie nie chcącejwpuścić nikogo do swej kajuty, był po prostu zły.Okrzyki, które kierował przez dziurkę odklucza, nie przynosiły rezultatów.Rezultatów nie dawały też obietnice, które składałprimadonnie, że dostarczy jej butelkę szampana albo pudełko doskonałych czekoladek [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •