X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Było to tak jasne jak słońce kryjące się za wid�nokręgiem.Zaprzestanie niezliczonych reakcji wymiany, za�chodzących w układzie nerwowym oraz podczas procesów bio�chemicznych, na pierwszy rzut oka przypominało zgaszenieświecy albo zniknięcie pojedynczego, niezbędnego elementu.Jakkolwiek bylibyśmy przygotowani naukowo, w obecnościzmarłych wciąż ogarnia nas lęk i groza.Może w istocie zadzi�wia nas życie.Takimi myślami starałem się bronić, gdy zacząłem obcho�dzić zwłoki.Usiadłem na ziemi w niedużym wgłębieniu.Niewidziałem martwego Logana, póki nie spojrzałem mu w twarz.Choć skóra pozostała nienaruszona, nie było to właściwie obli�cze, gdyż został strzaskany układ kostny, i nim odwróciłemwzrok, miałem wrażenie krańcowego naruszenia perspektywyna modłę Picassa.Być może wyobraznia spłatała mi figla, leczwydawało się, że oczy ustawione są pionowo.Gdy spojrzałemna pole, zobaczyłem, że zmierza ku mnie Parry.Musiał iść tużza mną, gdyż teraz znajdował się w zasięgu głosu.Na pewnowidział, jak przystanąłem pod osłoną drzew.Zatrzymałem wzrok nad głową Logana, gdy Parry zwolniłkroku i zawołał:- Nie dotykaj go, proszę, nie dotykaj go!Nie miałem takiego zamiaru, lecz nic nie odpowiedziałem.Patrzyłem na Parry'ego, jakbym go widział pierwszy raz.Stałz rękami opartymi na biodrach, wpatrując się nie w Logana,lecz we mnie.Nawet w takim momencie bardziej zajmowałago moja osoba.Przyszedł, by mi coś powiedzieć.Był wysokii szczupły, same kości i żyły.Wydawało się, że jest w dobrejformie.Miał na sobie dżinsy i nowiutkie sportowe buty z czer�wonymi sznurówkami.Kości bardzo wydatnie odznaczały się28 pod skórą, nie tak jak u Logana.Kłykcie, ocierające się o skó�rzany pas, były duże i ścisłe, wyraznie widoczne pod napiętąbiałą skórą.Kości policzkowe również miał wystające, wysokoosadzone, co w połączeniu z włosami związanymi w kucyknadawało mu wygląd dzielnego indiańskiego młodziana.Jegopostać była uderzająca, nawet nieco grozna, lecz głos niweczyłcałe wrażenie.Brzmiał słabo, z lekkim wahaniem, bez nale�ciałości, lecz dało się w nim słyszeć ślad czy też przyznanie siędo znajomości londyńskiej gwary; była to pozostałość odrzuco�nej przeszłości, a może Parry chciał pozować na cwaniaczka.Jak większość jego pokolenia wypowiadał zdania twierdzącez intonacją pytającą, co stanowiło przejaw nieudolnego naśla�downictwa Amerykanów lub Australijczyków.Możliwe też,że - jak tłumaczył jeden z lingwistów - ci młodzi ludzie, pełnirozterek, ugrzęzli w relatywizmie i przepraszając za to, że żyją,nie umieli sklecić zdania o otaczającym ich świecie.Oczywiście nic z tych rzeczy nie przyszło mi wówczas dogłowy.Słyszałem tylko skomlenie bezsilności, toteż uspokoi�łem się.- Clarissa naprawdę się o ciebie martwi - powiedział.-Obiecałem, że zejdę i zobaczę, czy nic ci nie jest?Przyjąłem jego słowa we wrogim milczeniu.Wyrosłem jużze zwyczaju tykania nieznajomych, raziło mnie też, że Parrytwierdzi, jakoby orientował się w stanie ducha Clarissy.W owym czasie nie znałem nawet jego imienia.I choć międzynami siedział martwy mężczyzna, przeważyły zasady konwe�nansu.Jak się pózniej dowiedziałem od Clarissy, Parry pod�szedł do niej, by się przedstawić, po czym odwrócił się i zszedłzboczem.Nic mu o mnie nie mówiła.- Nic ci nie jest?- Możemy tylko czekać - odparłem i gestem wskazałemdrogę biegnącą za następnym polem.Parry podszedł parę kroków i spojrzał na Logana, a potemznowu na mnie.Szaroniebieskie oczy lśniły.Był podniecony,ale nikt nigdy by się nie domyślił, do jakiego stopnia.- W zasadzie moglibyśmy coś zrobić.Spojrzałem na zegarek.Minęło piętnaście minut, odkąd za�wiadomiłem służby ratunkowe.29 - Proszą bardzo - rzekłem.- Rób, co chcesz.- Możemy zrobić to razem? - rzekł, szukając na ziemi od�powiedniego miejsca.Przyszła mi do głowy szalona myśl, że chce się dopuścić ja�kiegoś lubieżnego czynu ze zwłokami.Pochylał się i zapraszałmnie spojrzeniem, bym do niego dołączył.Potem mi zaświtało.Osunął się na kolana.- Możemy - powiedział z powagą wzbraniającą szyder�stwa - pomodlić się razem? - Zanim zdążyłem się żachnąć, coprzez chwilę było niemożliwe, gdyż odebrało mi mowę, Parrydodał: - Wiem, że to trudne.Ale pomaga.W takich chwilachjak ta naprawdę działa.Odsunąłem się o krok od Logana i Parry'ego.Byłem zażeno�wany i przede wszystkim starałem się nie dotknąć prawdziwegowyznawcy wiary.Ale zdołałem się opanować.Wyraznie niechciał mnie obrazić.- Niestety - odparłem uprzejmie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  

    Drogi uĚźytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam się na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu dopasowania treści do moich potrzeb. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

     Tak, zgadzam się na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerĂłw w celu personalizowania wyświetlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treści marketingowych. Przeczytałem(am) Politykę prywatności. Rozumiem ją i akceptuję.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.