[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zresztą role jedynie się odwróciły.Wostatnich dniach korytarzowa z piątego piętra wyraznieśledziła rzekomego Diego de Periera, teraz on jej sięzrewanżował.Aż do powrotu uczonego nikt więcej nie próbował dostaćsię do jego pokoju.Radio na stoliku kapitana cicho grałojakąś muzyczkę.Ale sygnał alarmowy milczał, a tylko tomogło uprzedzić o niebezpieczeństwie.Stropy w  Minerva-Palace Hotelu były bardzo solidne.Nie przepuszczałyżadnego dzwięku i mały aparacik podsłuchowy oficera na nicsię tu nie przydawał.Była to jednak przysłowiowa cisza przed burzą. Nazajutrz bowiem wypadki potoczyły się w błyskawicznymtempie.Kapitan doskonale znał.obyczaje profesora Jabło-niowskiego.Wiedział, że uczony zawsze wraca ze SvenskaAtom nieco przed piątą po południu.O tej porze Wyganowiczsiedział w swoim pokoju, czekając na powrót do hoteluobydwu Polaków.Przychodzili z pracy razem, rozchodzili siędo swoich pokoi, aby za jakieś dziesięć, piętnaście minutspotkać się znowu w restauracji na dole.Wspólne jadanieposiłków było uświęconym zwyczajem, którego Jabłoniowskipilnie przestrzegał, a któremu jego asystent musiał siępodporządkować.Nadsłuchujący na balkonie oficer usłyszał, że w po-mieszczeniu o piętro niżej ktoś energicznym ruchemprzekręca klucz w zamku, a pózniej głośno zamyka drzwi.Profesor stosował się do otrzymanych wskazówek,polecających mu głośne zachowywanie się w swoimapartamencie. Teraz podejdzie do fotela, posunie go, żeby narobićtrochę hałasu, potem uwolni się od swojej teki i przypnie jądo nogi tego mebla  przewidywał kapitan. Z koleiwejdzie do łazienki, żeby się umyć i zmienić po pracygarnitur.Zdejmie krawat i włoży miękką, wykładaną koszulę.Ale tym razem ten niewidoczny dla kapitana film, któregoprzebiegu mógł się domyślać z dzwięków dochodzących nagórę, miał nietypowy przebieg.Kiedy trzasnęły zamykane drzwi, oficer usłyszał głośnowypowiedziany jeden wyraz:  Panowie! i potem zaległacisza.Widocznie dalsza rozmowa toczyła się szeptem.Ponieważ coś działo się nie w sypialni, ale w pierwszympokoju, saloniku, bardziej oddalonym od miejsca, w którymWyganowicz pełnił wartę, do jego uszu nie doszedł już żadendzwięk.Oficer automatycznym ruchem wyciągnął pistolet zkieszeni i nawet nie zatrzaskując drzwi, z bronią w ręku,wybiegł na korytarz hotelowy. ROZDZIAA XIITaksówka nr 4853Tego popołudnia Margareta zeszła na czwarte piętro, abyumówić się z korytarzową tej kondygnacji na wspólnesprzątnięcie kilku pokoi, które wymagały generalnegoodświeżenia.Robota na cztery ręce była i lepsza, i dużoszybsza.Obydwie pokojówki spotkawszy się w służbówce,niedaleko windy i schodów, nie mogły sobie odmówić kilkuchwil odpoczynku i.ploteczek.Przez otwarte drzwi widziałyprzechodzących gości.Właśnie starszy, krępy mężczyzna, znieodłączną brązową teczką przypiętą łańcuszkiem do lewejręki, przyjechał windą na czwarte piętro i poszedł koryta-rzem w stronę swojego pokoju.Polski uczony stał się więcteraz kolejnym tematem rozmowy kobiet. Zawsze z tą teką  roześmiała się pokojówka z czwartegopiętra. Muszą się w niej znajdować prawdziwe skarby,skoro tak jej strzeże.Teraz przy- wiąże teczkę do dużegofotela w sypialni i zaraz zjedzie na obiad.Spokojny gość isystematyczny.Kiedy go widzę po południu, to wiem któragodzina.Wraca zawsze za kwadrans piąta.Margareta spojrzała na zegarek i parsknęła śmiechem.Byłaza czternaście minut piąta.A jej koleżanka dalej plotkowałao dziwnym gościu. Po obiedzie wróci na górę około szóstej.Przez dwiegodziny będzie pisał.Potem zejdzie na dół, zrobi półgodzinnyspacer po parku i wstąpi do restauracji na kolację.Donumeru powróci między dziewiątą a wpół do dziesiątej.Jeszcze nie zauważyłam, żeby kogoś sobie przyprowadził, aprzecież z tymi siwymi włosami jest bardzo interesujący.Inie taki znowu stary. Może wierny żonie? Oni wszyscy są wierni  starsza kobieta machnęła ręką.Wyjdziesz za mąż, to sama się przekonasz.Dwadzieścia lat jestem mężatką.Mój Kjell to naprawdę dobry chłop.Nawetnie pije, oszczędny, w domu wszystko zrobi, a nieprzysięgłabym na jego wierność.Na ładną spódniczkę każdypoleci.Pokojówka jeszcze długo wygłaszałaby te niesłuszne i jakżekrzywdzące nas, mężczyzn, opinie, gdyby nie niecodziennyobrazek, jaki obydwie kobiety nagle ujrzały.Oto znowu szedł korytarzem siwy profesor.Tym razem niezatrzymał się przy windzie, lecz skierował w stronę schodów.Teczkę miał w lewym ręku.Obok niego, lekko podtrzymującgo pod ramię, szedł jakiś wysoki mężczyzna.O półtora krokuz tyłu kroczył mieszkający na tym samym piętrze Austriak.Pokojówkę zdumiało już to, że profesor nie zostawił teczki wswoim apartamencie.A do tego jeszcze te oczy! Starszy panmiał usta zacięte, twarz bledszą niż zazwyczaj, a w oczachnajwyrazniej malował się strach.Kiedy mała grupka doszła do klatki schodowej, idący z tyłuAustriak rzucił twardo jedno słowo, jak gdyby wydawałrozkaz.Margareta znała niemiecki.W hotelu jej rodziców, wGteborgu, zawsze mieszkało wielu Niemców, więc ojcieckazał się jej uczyć tego języka.Austriak powiedział: schodami.Trzej mężczyzni zaczęli schodzić, chociaż w tej samej chwiliwinda zjeżdżała z górnych pięter na parter i wystarczył jedenruch ręki, aby ją zatrzymać. On był taki jakiś dziwny. zaczęła starsza pokojówka,lecz nie dokończyła zdania, bo posłyszała czyjeś szybkiekroki.To z piątego piętra zbiegał brazylijski jubiler, Diego dePeriera.On też miał dziwnie ściągniętą twarz.W rękutrzymał pistolet.Dopiero na widok kobiet schował broń dokieszeni. Zjechali? Dawno?! Schodzą schodami  szybko odpowiedziała Margareta. Profesor i dwóch.Brazylijczyk nie słuchał dalszego ciągu.Przeskakując potrzy stopnie, gonił śladem profesora. Margareta wybiegła ze służbówki.Miała szczęście, bowłaśnie na czwartym piętrze zatrzymała się winda i ktoś zniej wysiadał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •