[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiem, że chcęuleczyć wszystkie jego rany i być z nim już na zawsze.I mamnadzieję, że kiedy to usłyszy, wyzna:  Już wszystko dobrze,Ellie" i  Chodz ze mną do domu".Zaczęła się śmiać, jeszcze zanim zobaczyła minę kierowcy.Prawdopodobnie to były pierwsze objawy reakcji na zmianęstrefy czasowej albo odreagowanie histerii po długim locie.Tak czy owak, kiedy już zaczęła mówić, nie346 mogła przerwać.Teraz znów odchyliła się i zobojętniałapatrzyła na mijane budynki, zastanawiając się, czy taksówkarzpoliczy więcej za wożenie stukniętej Angielki.Pózniej, kiedy już zameldowała się w hotelu, wyszła naspacer po parnym Manhattanie.Chwilę snuła się po ulicy,wreszcie wyciągnęła rękę i przywołała taksówkę.Zapasygotówki kurczyły się w zastraszającym tempie, ale co tam.I takjuż spłukała się na bilet lotniczy.Dwa dni temu była wScarsdove.Nic dziwnego, że ręce i nogi miała jak z ołowiu.Podjechała żółta taksówka.Ellie już sięgnęła do klamki, gdyzobaczyła obok drugą dłoń.- Och.- Cofnęła się.Dłoń należała do mężczyzny w garniturze.Naprawdęprzystojnego mężczyzny w garniturze.- Dokąd jedziesz? - spytał, otwierając drzwi.- Ee.Do centrum?- Podzielimy się?- Podzielimy.?- No.Jadę w tę samą stronę.- Przyjrzał jej się uważniej.-Turystka, co? Nie przejmuj się - nawijał szybko, nie czekając,aż potaknie.- To nowojorski zwyczaj.- Wyciągnął rękę, wktórej nie trzymał teczki.- Widzisz? Nie jestem uzbrojony.Poprostu w tej części miasta jest cholernie trudno o taksówkę.Uśmiechnął się szeroko.Aadne, zadbane zęby.- Wsiadacie czy będziecie tańczyć na chodniku? - zde-nerwował się kierowca.- Panie przodem.- Mężczyzna w garniturze odsunął się,więc Ellie wsiadła, choć rozsądek nakazywał tego nie robić.347 Mężczyzna umościł się obok.Naprawdę przystojny.Psychopaci chyba nie byli aż tak pociągający.Zmiało zmierzyłją wzrokiem.- Przyjechałaś sama?- Nie - odparła Ellie szybko.Zbyt szybko.- Z dużą grupą.Speców od judo.Nie, właściwie od wszystkich sztuk walk.- O, doprawdy? A może mówisz tak, bo podejrzewasz, żejestem psycholem?- Bo podejrzewam, że jesteś psychopatą.Parsknąłśmiechem i wyciągnął rękę.- Steve Martin.- Ale nie ten Steve Martin? - powiedziała, wymieniając znim krótki uścisk dłonie.- Gdybym dostawał dolara, ilekroć.- Przepraszam.Jestem Ellie.Ellie Somerset.- Miło cię poznać, Ellie.Przyjechałaś na wakacje?- Nie, to krótki wypad.- Czuła na nodze dotyk uda Steve'a.- Aha.Może potrzebujesz przewodnika?- Ee.Nie.- Szkoda.Zamierzałem się zgłosić na ochotnika.Położyłrękę na oparciu.Ellie próbowała dyskretnie obciągnąć sukienkę, by zasłonićkolana.- Jesteś bardzo bezpośredni - zauważyła.- Tutaj wszyscy sąwyjątkowo bezpośredni.A ja sądziłam, że Nowy Jork jest.Już miała powiedzieć  odpychający", ale w ostatniej chwilisię rozmyśliła.Nie chciała urazić Steve'a, a przede wszystkimwolała nie dawać mu pretekstu, by dowieść, jak bardzo możebyć przyjacielski.348 Nie wyglądało, żeby poczuł się dotknięty.- Hej, tutaj wszyscy są zaganiani.Zycie na najwyższychobrotach.Nie ma czasu na powolne dochodzenie.- Jeszczemocniej natarł udem.- Podróż taksówką trwa krótko, więcszkoda każdej chwili.A rzadko się zdarza kurs z tak urocząAngielką.Ellie pokraśniała.W taksówce nie było wiele miejsca.Ateraz jeszcze brakowało powietrza.- Tak naprawdę przyjechałam do chłopaka.Zrobiło się jejciepło na duszy, gdy tak opisała Jacka.I co z tego, że to wierutne kłamstwo?Steve zabrał rękę z oparcia.Ellie postanowiła zmienićtemat.- Wracasz już do domu?- Nie.Do roboty.Muszę coś sprawdzić.-Aha.A czym się zajmujesz? W jakiej branży pracujesz?- Jestem specjalistą do spraw klientów.W agencji re-klamowej.Schneider & Linklan.Znasz?Szeroko otworzyła oczy.- Nie.Ale co za zbieg okoliczności.Ja też pracuję w re-klamie.- Serio? Fajnie się składa.Tak czy owak, jutro prezentacja,więc muszę pogonić tych leniwych sukinsynów,copywriterów.Wystarczy na moment spuścić ich z oka, a zarazurwą się do baru.A co ty robisz? Też obsługujesz klientów?- Jestem copywriterką.- Z satysfakcją patrzyła, jak Stevekuli się z zażenowania.- Ale wtopa.Czy w Anglii też macie określenie: ugryzć sięw język?349 %7łyczliwie poklepała go po ramieniu.- Ja robię to tak często, że mam już prawie odgryziony.Kiedy taksówkarz oboje ich wysadził, przeszli się razem ażdo agencji Steve'a.Była dosłownie kilka kroków od BarBootle.- Wygląda, że w okolicy jest sporo agencji - zauważyłaEllie.- Tak, całe zagłębie.I duże, i małe.W drodze na szczyt ipodupadające.- A ta? - Pokazała Bar Bootle.Roześmiał się.- Cóż, ta była już prawie na dnie.Tymczasem, kto bypomyślał? Wykupiła ich jakaś brytyjska agencja i przysłałatwardziela, który wziął towarzycho w garść.Twojego rodaka.Brytyjski akcent, ale inny niż twój.Teraz zabijają się, żebyudowodnić, kto lepiej potrafi pracować.Ellie wyobraziła sobie, jak Jack niczym tajfun przechodziprzez gabinety, ocenia każdego i wyłuskuje najsłabszych.- Dobra - powiedział Steve.- Muszę wracać do roboty.Ale,co tam, wez.- Podał wizytówkę.- Gdyby chłopak ci sięznudził, dryndnij.Odprowadziła go wzrokiem.Czemu londyńskie prosiaki wgarniakach tak nie wyglądały? Włożyła wizytówkę do torebki iprzeszła pod agencję Bar Bootle.Zajrzała przez przydymioneszyby, ale widziała tylko biurko recepcjonistki i ścianęobwieszoną obrazami.Choć spodziewała się, że firma będzie otej porze zamknięta, poczuła zawód.Nie wiedziała, jak towytrzyma.Czekać jeszcze całą noc, zanim wreszcie wyrzuci zsiebie przeprosiny.Odeszła stamtąd i błąkała się po ulicach.Tętniły życiem jak w Londynie, ale wydawały się grozniejsze.350 Snuła się tak przez kilka godzin, oglądała miasto, po-dziwiała witryny Piątej Alei.Przed katedrą Zwiętego Patrykapogawędziła chwilę z mężczyzną, który dał jej ulotkę ipróbował przekonać, że Karol Wielki był prawowitym władcąAmeryki.Ochroniarz przed Rockefeller Center pogonił ją, gdyprzysiadła na murku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •