[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pamitasz, e Jacek chcia do wojska sa syna,Potem w Litwie zostawi: có w tym za przyczyna?Oto w domu Ojczyznie potrzebniejszy bdzie.SyszaeS pewnie, o czem ju gadaj wszdzie,O czem ja wiadomostki przynosiem nieraz:Teraz czas ju powiedzie wszystko, czas ju teraz!Wane rzeczy, mój bracie! Wojna tu nad nami!Wojna o Polsk! bracie! Bdziem Polakami!Wojna niechybna! Kiedy z poselstwem tajemnemTu biegem, wojsk forpoczty ju stay nad Niemnem;Napoleon ju zbiera armij ogromn,Jakiej czowiek nie widzia i dzieje nie pomn;Obok Francuzów cignie polskie wojsko cae,Nasz Józef, nasz Dbrowski, nasze ory biae!Ju s w drodze, na pierwszy znak NapoleonaPrzejd Niemen i - bracie! Ojczyzna wskrzeszona!187Sdzia, suchajc, z wolna okulary skadaI wpatrujc si mocno w Ksidza, nic nie gada,Westchn gboko, w oczach zy si zakrciy.Wreszcie porwa za szyj Ksidza z caej siy: Mój Robaku! - woajc - czy to tylko prawda?Mój Robaku! - powtarza - czy to tylko prawda?Ile razy zwodzono! Pamitasz? gadali:Napoleon ju idzie! i my ju czekali!Gadano: ju w Koronie, ju Prusaka pobi,Wkracza do nas! A on - co? Pokój w Tyly zrobi!Czy tylko prawda? Czy ty nie zwodzisz sam siebie? Prawda - zawoa Robak - jak Pan Bóg na niebie! Bogosawione niechaj bd usta, któreTo zwiastuj! - rzek Sdzia wznoszc rce w gór.-Nie poaujesz twego poselstwa, Robaku,Nie poauje klasztor; dwieScie owiec z brakuDaj na klasztor.Ksie, tyS si wczora paliDo mojego kasztanka i gniadosza chwali,DziS zaraz w twym kwestarskim wozie pójd oba;DziS proS mnie, o co zechcesz, co ci si podoba,Nie odmówi! Lecz o tym interesie caymZ Hrabi, daj pokój; skrzywdzi mnie, ju zapozwaem,Czy wypada.Zaama rce Ksidz zdziwiony.Wlepiwszy oczy w Sdzi, ruszywszy ramiony,Rzek: To gdy Napoleon wolnoS Litwie niesie,Gdy Swiat dry cay, to ty mySlisz o procesie?I jeszcze po tem wszystkim, com tobie powiedzia,Bdziesz spokojnie, rce zaoywszy, siedzia,Gdy dziaa trzeba!188- Dziaa? Có? - Sdzia zapyta. JeszczeS - rzek Robak - z oczu moich nie wyczyta?Jeszcze serce nic tobie nie gada? Ach, bracie!JeSli Soplicowskiej krwi kropl w yach macie,Uwa tylko: Francuzi uderzaj z przodu?.A gdyby z tyu zrobi powstanie narodu?Co mySlisz? Niech no Pogo zary, niech na mudziNiedxwiedx ryknie! Ach, gdyby jakie tysic ludzi,Gdyby cho piset z tyu na Moskw nataro,Powstanie jako poar wkoo rozpostaro,GdybySmy my, nabrawszy Moskwie harmat, znaków,Zwycizcy szli powita wybawców rodaków?Cigniemy! Napoleon widzc nasze lancePyta: My krzyczym:Pyta: -Ach, któ by potem pisn Smia o Targowicy?Bracie, póki Ponarom sta, Niemnowi pyn,Póty w Litwie Sopliców imieniowi syn;Wnuków, prawnuków bdzie Jagieów stolicaWskazywa palcem, mówic: oto jest Soplica,Z tych Sopliców, co pierwsi zrobili powstanie!A na to Sdzia: Mniejsza o ludzkie gadanie;Nigdy nie dbaem bardzo o pochway Swiata,Bóg Swiadkiem, em nie winien grzechów mego brata;W polityk jam nigdy bardzo si nie wdawa,Urzdujc i orzc mojej ziemi kawa;Lecz jestem szlachcic, rad bym plam domu zmaza,189Jestem Polak, dla kraju rad bym coS dokaza,Cho dusz odda.W szable nie byem zbyt tgi,Wszake bierali ludzie i ode mnie cigi;Wie Swiat, e w czasie polskich ostatnich sejmikówWyzwaem i zraniem dwoch braci Buzwików,Którzy.Ale to mniejsza.Jake Wasze mySli?Czy potrzeba, ebySmy zaraz w pole wyszli?Strzelców zebra - rzecz atwa; prochu mam dostatek,W plebaniji u ksidza jest kilka armatek;Przypominam, i Jankiel mówi, i u siebieMa groty do lanc, e je mog wzi w potrzebie;Te groty przywióz w pakach gotowych z KrólewcaPod sekretem; wexmiem je, zaraz zrobim drzewca,Szabel nam nie zabraknie, szlachta na ko wsidzie,Ja z synowcem na czele i? - jakoS to bdzie ! O polska krwi! - zawoa Bernardyn wzruszony,Z otwartemi skoczywszy na Sdzi ramiony.- Prawe dzieci Sopliców! Tobie Bóg przeznaczaOczySci grzechy brata twojego, tuacza;Zawszem ciebie szanowa, ale od tej chwiliKocham ci, jak gdybySmy braci sobie byli!Przygotujemy wszystko, lecz wyjS nie czas jeszcze;Ja sam wyznacz miejsce i czas wam obwieszcz.Wiem, e car wysa goców do NapoleonaProsi o pokój; wojna nie jest ogoszona;Lecz ksi Józef sysza od pana Biniona,Francuza; co naley do cesarskiej rady,e si na niczem skocz wszystkie te ukady,190e bdzie wojna.Ksi wysa mnie na zwiadyZ rozkazem, eby byli Litwini gotowiDowieS przychodzcemu Napoleonowi,e chc zczy si znowu z siostr sw, Koron,I daj, aeby Polsk przywrócono.Tymczasem bracie, z Hrabi trzeba przyjS do zgody;Jest to dziwak, fantastyk troch, ale mody,Poczciwy, dobry Polak; potrzebny nam taki;W rewolucyjach bardzo potrzebne dziwaki,Wiem z doSwiadczenia; nawet gupi si przydadz,Byle tylko poczciwi i pod mdrych wadz.Hrabia pan, ma u szlachty wielkie zachowanie;Cay powiat ruszy si, jeSli on powstanie;Znajc jego majtek, kady szlachcic powie:Musi to by rzecz pewna, gdy z ni s panowie.Bieg do niego zaraz. Niech si pierwszy zgosi -Rzek Sdzia - niech przyjedzie tu, mnie niech przeprosi;Wszak jestem starszy wiekiem, jestem na urzdzie!Co si tycze procesu, sd arbitrów bdzie.Bernardyn trzasn drzwiami. No, szczSliwa droga! -Rzek Sdzia.Ksidz wpad w powóz stojcy u proga,Tnie biczem konie, echce lejcami po bokach;Furkna kaamaszka, ginie w mgy obokach,Tylko kiedy niekiedy kaptur mnicha buryWznosi si nad tumany jako sp nad chmury
[ Pobierz całość w formacie PDF ]