[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Uśmiechnęłam się słabo. Nawynajętym skuterze przejechałam znak stopu, Peter mnie za-trzymał, a reszta to historia.To było kłamstwo, które razem wymyśliliśmy. Romans na miejscu zbrodni, co?  rzucił Morley, kiwa-jąc głową. Tak to już jest z policjantami.Ryzyko zawodowe.Pewnej nocy zakuwasz kogoś na plaży w kajdanki, a już na-stępnego dnia wypuszczasz go i podarowujesz pierścionek zbrylantem.Rzuciłam mu szybkie spojrzenie.Już drugi raz wydało misię, że próbuje zbić mnie z tropu, aby wyciągnąć ze mnie jakieśinformacje.Jednak Morley patrzył na drogę, a na jego twarzynie dostrzegłam wyrazu ironii bądz podejrzliwości.Ale i tak byłam zaniepokojona, a zdanie:  Pewnej nocy za-kuwasz kogoś na plaży w kajdanki. nie przestawało krążyć mipo głowie.Powiedział tak przez przypadek, czy może zna mojątajemnicę?Wewnątrz policyjnego SUV-a zrobiło się nagle gorąco iduszno i zaczęłam się pocić, zwłaszcza na szyi, pod pachami ina krzyżu.Postanowiłam otworzyć elektrycznie przesuwanąszybę, ale nie mogłam.Morley musiał włączyć blokadę dladzieci.107 A tak w ogóle, kim on jest, ten Morley?  pomyślałam.Kimjest dla Petera? Wyłącznie szefem? A może przyjacielem?Wrogiem, jak Elena? Wspólnikiem?Samochód nagle zaczął zwalniać, a potem się zatrzymał.Wyjrzałam przez okno.Byliśmy przed moim domem. Dziękuję za podwiezienie  powiedziałam i wysiadłam. Nie ma za co, Jeanine  odparł Morley. Przykro mi, żemusieliśmy się poznać w tak nieprzyjemnych okolicznościach.Ipamiętaj, jeśli przyjdzie ci do głowy cokolwiek, co pomogłobynam wyjaśnić, dlaczego Peter i Elena zostali postrzeleni, niewahaj się i dzwoń.W dzień i w nocy. Tak zrobię  obiecałam.Chłodna pasatowa bryza, dzięki której w ogóle dawało sięwytrzymać w Key West, tym razem zmroziła mnie do szpikukości, gdy szłam w stronę domu, z trudem się powstrzymując,żeby nie zacząć biec.Kiedy już byłam w środku, zamknęłamdrzwi na klucz i przeszłam do okna w salonie.Wóz Morleya nadal stał na jałowym biegu przed podjazdem.Odjechał dopiero po trzech, czterech pełnych napięcia minu-tach, sprawiając mi tym niewysłowioną ulgę.Ja jednak nie odeszłam od okna, tylko przez kilka następnychchwil obserwowałam ulicę i naszą zapiaszczoną dróżkę poro-śniętą po bokach chwiejącymi się na wietrze palmami.Gdy już miałam opuścić mój punkt obserwacyjny, kątem okadostrzegłam coś dziwnego.Za oknem, na końcu ulicy, przedzakrętem, policyjny bronco Morleya zwolnił i się zatrzymał.Poczułam mrowienie na twarzy; ukłucie szpileczek na po-liczkach i ustach.108 A to co, do diabła?! Morley obserwuje dom? Szpiegujemnie?Zrobiło mi się słabo.Szybko odskoczyłam od okna, nie-chcący wpadłam na krzesło za mną, i wraz z nim jak kłodarunęłam na meksykańską terakotę. Rozdział 28Ze snu na kanapie w salonie wyrwało mnie o zmierzchu po-krzykiwanie mew.Dwie z nich biły się o coś na falochronie natyłach domu.Przyglądałam się im zafascynowana i trochęprzestraszona, jak skrzecząc, rzucają się na siebie z dziobami.Przeszłam do kuchni i nalałam sobie szklankę wody z kranu.Nie pamiętałam, kiedy ostatnio jadłam.Właśnie otwierałamlodówkę, gdy usłyszałam chrzęst kół samochodu wjeżdżającegona nasz wyłożony pokruszonymi muszelkami podjazd.Spanikowana pobiegłam do okna w salonie.Auto Morleyazniknęło, ale zamiast niego na podwórku zaparkował wóz pa-trolowy.Gdy otworzyły się drzwi od strony pasażera, omal nie ze-mdlałam.Z radiowozu, który teraz wycofywał się na ulicę, wysiadłPeter.Lewe ramię miał zabandażowane.Peter?A on skąd tutaj? Przecież powinien leżeć w pieprzonym110 szpitalu! W końcu doznał poważnych obrażeń.Dlaczego, docholery, wypuścili go tak szybko?!Odsunęłam się od okna i na dzwięk pobrzękiwania kluczyprzy drzwiach ciężko przełknęłam ślinę.Rozległo się kliknięcie otwieranego zamka.Peter wszedł do domu i gdy ujrzał mnie na korytarzu, zamarłw bezruchu jak w tej dziecięcej zabawie.Ja również zamarłam, ogarnięta wrażeniem, że jest jakośdziwnie, jakoś inaczej [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •