[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tu\ pod miejscem,z którego wyrastały liany, wypływał mały wodospad, wpadając łukiem wprost do rzeki.- Most linowy - oznajmił Hamilton - z lian, ale raczej powinno się powiedzieć, \e jest tomost słomiany.Coś takiego trzeba zwykle co roku odbudowywać.Ten tutaj nie był odnawiany conajmniej od pięciu lat.Teraz musi być mocno przegniły.- No i.? - w głosie Smitha wyraznie przebijały nutki zaniepokojenia.Cisza, która nastąpiła po jego pytaniu, była długa.- To ma być następny dowód na to, \e Indianie ci wywodzą się z Andów? - zapytałSerrano.- Chcę przez to powiedzieć, \e w Mato Grosso nigdy nie budowano mostów linowych, botego tutaj nie liczę - ani, o ile wiem, nigdzie w Brazylii.Indianie po prostu nie umieli tego robić.Zresztą po co mieliby się uczyć, skoro nigdy im nie były potrzebne.Natomiast Inkowie i ichpotomkowie umieli budować takie mosty - \yli w Andach i tam były one niezbędne.- Widziałem jeden taki most - odparł Hamilton - nad rzeką Apurimac, wysoko w Peru,ponad cztery tysiące metrów nad poziomem morza.Zbudowany był z sześciu grubo plecionych lin;cztery liny stanowiły pomost, a dwie dodatkowe przeznaczono na zaczepy dla poręczy.Po bokach umocowano cieńsze liny.Pomost wzmocniono deseczkami uło\onymi tak gęsto, \e przez szparyspaść mogło co najwy\ej trzyletnie dziecko.Taki most, kiedy jest nowy, mo\e udzwignąćdziesiątki ludzi.Obawiam się jednak, \e ten tutaj nie jest najnowszy.W dół urwiska pod kątem około sześćdziesięciu stopni biegła wąska szczelina.Płynął niąniewielki strumyczek, biorący prawdopodobnie początek z jakiegoś zródełka powy\ej.Prawdęmówiąc strumyczek ten właściwie spadał z urwiska, rozpryskując na boki białą pianę.Wzdłu\strumyka wykuto wysokie stopnie.Widoczne ju\ było, \e prace te przeprowadzono bardzo dawnotemu.Na czele grupy szedł Hamilton.Było to bardzo \mudne zajęcie.Chocia\ trasa nienastręczała specjalnych trudności ani specjalnego ryzyka, Hamilton był przewidujący i powiązał zesobą kilka lian, pierwszą przytwierdzając mocno do drzewa.U stóp urwiska, tu\ nad miejscem, z którego wypływał wodospad spadający łukiem wprostdo rzeki, wykuto w skale niewielką platformę, w kształcie kwadratu o boku dwóch i pół metra.Hamilton pierwszy dotarł do niej i czekał, a\ pozostali, jeden po drugim, dołączyli.Uwagę jego zwróciły i kamienny pachołek i \elazny słupek przytwierdzone do platformy.Kiedyś do obu przymocowano trzy, teraz mocno wytarte, liany.Hamilton wyjął nó\ i zacząłoskrobywać słupek.Zdzierał z neigo grube, brązowe płaty rdzy.Mówcie cicho - ostrzegł resztę.- Przerdzewiały, prawda?- wychylił się nad przepaścią; inniposzli w jego ślady.Most lianowy był lichy i bardzo stary.Zarówno liny nośne, jak i poręcze byłymocno postrzępione.Wiele splotów całkiem przegniło i odpadło.- Nie wygląda najlepiej, prawda?- rzucił Hamilton.- Dobry Bo\e! - Smith miał oczy rozszerzone ze strachu i wyraznie przytłoczony byłnadmiarem wra\eń.- To samobójstwo.Tylko szaleniec próbowałby przejść po czymś takim.Sądzisz, \e będę ryzykował \ycie przechodząc po tym moście?- Oczywiście, \e nie.Czemu niby miałbyś to robić? Byłbyś wariatem, gdybyś tegodokonał.Powiem ci coś.Daj mi swój aparat, a ja zrobię zdjęcia.No i nie nale\y zapominać, \eludzie mieszkający po drugiej stronie mogą nie darzyć sympatią intruzów.- Jestem człowiekiem, który sam musi wszystko zobaczyć a\ do samego końca - pokrótkim zastanowieniu odparł Smith.- No có\.Mo\e ten koniec jest bli\ej, ni\ sądzisz.Jest ju\ wystarczająco ciemno, pójdępierwszy.- Senior Hamilton - wtrącił się Nawarro.- Jestem l\ejszy.- Dziękuję, ale właśnie o to mi chodzi.Sporo wa\ę i niosę cię\ki plecak.Je\eli mostwytrzyma mój cię\ar, to wy wszyscy równie\ powinniście przejść bezpiecznie.- Coś mi teraz przyszło do głowy - mruknął Ramon.- Mnie równie\.Hamilton wszedł na most.- Co to miało znaczyć? - spytała Maria.- On podejrzewa, \e tamci z drugiej strony mogą przygotować powitalny dywanik.- Aha! Stra\nik!Hamilton pewnie szedł po moście linowym.Sam most drgał niebezpiecznie i kołysał naboki.Pośrodku zaś wykręcił się tak gwałtownie, \e Hamilton - by nie runąć w przepaść - musiał podciągać się na rękach po dość du\ej stromiznie.Wreszcie bezpiecznie dotarł na drugą stronąurwiska.Przykucnął ostro\nie, bo platforma wykuta była zaledwie metr poni\ej poziomu ziemi ipowoli wysunął głowę.Zobaczył wartownika, który - na szczęście - nie traktował swoich obowiązków powa\nie.Palił papierosa i co więcej wyciągnięty był wygodnie na krześle.Hamilton podniósł rękę, w którejtrzymał - owinięty chustką cię\ki nó\.W momencie gdy wartownik zaciągnął się głęboko dymem zpapierosa, trzonek no\a trafił go między oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •