[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Spotęgowała ona jeszcze przygnębieniepierwszego prezydenta, który, nie widząc na swym miejscu swe-go mistrza, księcia du Maine, rzucił straszne spojrzenie na panade Sully i na mnie, którzy właśnie zajmowaliśmy te, które winnibyli zajmować dwaj bracia.W jednej chwili oczy całego zgro-madzenia skierowały się równocześnie na nas i zauważyłem, iżskupienie i nastrój wyczekiwania jakiegoś wielkiego wydarzeniaodbiły się jeszcze silniej na wszystkich twarzach.Oblicze regentapełne było łagodnego majestatu, lecz i zdecydowania, co u niegobyło rzeczą zupełnie nową; wyraz oczu czujny, postawa poważna,lecz swobodna; książę de Bourbon, rozsądny, stateczny, promie-niał jednak jakimś blaskiem, który jaśniał z całej jego postaci,choć znać było, że stara się go przygasić.Książę Conti, smutny,zamyślony, szybował pewnie w dalekich regionach.W czasieposiedzenia mogłem go widzieć tylko od czasu do czasu i podpretekstem patrzenia na króla, który poważny, pełen majestatu,a równocześnie najładniej, jak tylko można, wyglądający, w ca-łej swej postaci pełen godności i wdzięku, z miną skupionąi wcale nie znudzoną, bardzo dobrze i bez żadnego skrępowaniagrał swą rolę. 280Kiedy wszystko się już uspokoiło i wszyscy usiedli, strażnikpieczęci pozostawał parę minut na swej mównicy bez ruchu,patrząc na dół, i ów błysk inteligencji tryskający mu z oczu zdałsię przeszywać wszystkie piersi.Ogromna cisza wymownie zna-mionowała obawę, skupienie, niepokój, zaciekawienie przeróż-nych oczekiwań.Ten parlament, który za czasów zmarłego królaczęsto wzywał tego samego d'Argensona i jemu, jako szefowipolicji, wydawał rozkazy, on zaś musiał je przyjmować stojącprzy balaskach z odkrytą głową; ten parlament, który od po-czątku regencji okazywał w stosunku do niego całą swą zła wolętak dalece, że wszystkiego można się było po tym spodziewać,i do tej chwili trzymał jeszcze więzniów i dokumenty, by go na-pełniać niepokojem; ten pierwszy prezydent, tak wyniosły wobecniego, tak pyszny, tak dumny ze swego księcia du Maine, takpewny swych nadziei na pieczęcie; ten Lamoignon, który prze-chwalał się, że każe go powiesić w trybunale sprawiedliwości,gdzie sam tak kompletnie się pohańbił  wszyscy oni ujrzeli goteraz odzianego w insygnia pierwszego urzędnika państwa, pre-zydującego im, zaćmiewającego ich swym blaskiem i w chwiliobjęcia swego stanowiska przywołującego ich do porządku i da-jącego im publiczną i mocną lekcję już za pierwszym razem,kiedy się znalazł na ich czele.Widziano więc tych nadętych pre-zydentów, jak odwracali spojrzenia od człowieka, który tak sil-nie poraził ich butę, unicestwił arogancję na tym samym miejscu,skąd się wywodziła, i sprawił, że byli zupełnie ogłupieni jegospojrzeniami, których nie mogli znieść.Kiedy strażnik pieczęci, wzorem kaznodziejów, oswoił się z takdostojnym zgromadzeniem, odkrył głowę, wstał, -podszedł dokróla, ukląkł na stopniach tronu, obok środka tych samych stopni,gdzie wielki szambelan leżał na poduszkach, odebrał rozkazykróla, zszedł, wkroczył na swą mównicę i nakrył głowę.Trzebapowiedzieć teraz, by pózniej nie powtarzać, że tę samą ceremo-nię odprawiał przed zaczęciem każdej sprawy, a także przedzbieraniem wotów i po zebraniu wotów, że na sądach królew-skich ani on, ani kanclerz nigdy nie mówili inaczej do króla,a ilekroć strażnik pieczęci zbliżał się do króla, regent wstawałi podchodził, by go słyszeć i podszepnąć rozkazy.Wróciwszy namiejsce, po paru chwilach milczenia strażnik pieczęci otworzyłten wielki spektakl przemową.Protokół z tych sądów, sporzą- 281dzony przez parlament, został wydrukowany i znajduje się wewszystkich rękach, co zwalnia mnie od przytaczania tu prze-mowy strażnika pieczęci, jak również mów pierwszego prezy-denta, prokuratorów i adwokatów generalnych, oraz innych do-kumentów, które zostały odczytane i zarejestrowane.Zadowolęsię tylko paru uwagami.Pierwsze przemówienia, czytanie listówstrażnika pieczęci i mowa adwokata generalnego Blancmesnila,która nastąpiła po nich, zbieranie wotów, wyrok ogłoszony przezstrażnika pieczęci, wydawane i parę razy powtarzane poleceniaotwarcia, a pózniej pozostawienia otwartych obu skrzydeł drzwi,wszystko to nie zdziwiło nikogo, służyło tylko jako wstęp dodalszego ciągu i do coraz większego zaostrzenia ciekawości, imbliższa była chwila jej zaspokojenia.Gdy zakończył się pierwszy akt, drugi został zapowiedzianymową strażnika pieczęci, której siła wstrząsnęła całym parlamen-tem.Ogólny popłoch odbił się na wszystkich twarzach.Prawieżaden spośród tylu członków nie ośmielił się odezwać do swegosąsiada.Zauważyłem tylko, że ksiądz Pucelle, który, choć urzęd-nik radca, znajdował się na ławach naprzeciw mnie, wstawał zakażdym razem, gdy mówił strażnik pieczęci, by lepiej słyszeć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •