[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nareszcie jego starania o zwolnienie z męczącego urzędu odniosły zamie-rzony skutek  Filip Hiszpański wyznaczył na jego miejsce przebiegłegobiskupa de Quadre.Feria ledwie kryjąc radość z tego powodu, zwrócił siędo lorda sekretarza z prośbą o zatwierdzenie nowego ambasadora.On sam i Elżbieta stanowili parę zaprzysięgłych adwersarzy jeszcze odczasów, gdy Feria doradzał Marii Tudor, na każdym kroku namawiając ją,by usunęła z drogi swoją rywalkę i przeciwniczkę, niewdzięczną przyrod-nią siostrę, która  jak wykazywały jego raporty sporządzane na podsta-wie informacji od szpiegów  bez ustanku spiskowała z angielskimi rebe-liantami, z Francuzami, z czarownikami pokroju pana Dee, dosłownie zkażdym, kto proponował, że za odpowiednią cenę strąci z tronu prawowi-cie panującą katolicką królową, posługując się magią, obcą armią czy teżmiejscowym skrytobójcą i zdrajcą.Zaiste zaliczał się do najstarszych i najwierniejszych przyjaciół królo-wej Marii, która sądziła, iż wyswatała go ze swoją najbardziej oddanądworką, niejaką Jane Dormer.W istocie Feria zapałał gorącym uczuciemdo młodej damy dworu i byłby się z nią ożenił tak czy inaczej, lecz swegoczasu błogosławieństwo Marii Tudor wiele znaczyło i było nie do pogar-dzenia.Teraz, jak nakazywała tradycja, przyprowadził swoją małżonkę, by po-żegnała się z obecnie panującą królową.Jane Dormer wkroczyła do Whi-tehallu z wysoko podniesioną głową, aczkolwiek nie tak dawno opuszczałago, mrużąc oczy z niesmaku i obrzydzenia, kiedy rządy przejęła znie-nawidzona krewna jej pani.Hiszpańska hrabina, obecnie zaokrąglona podsuknią, ponieważ była brzemienna, nie miała nic przeciwko temu, by poRL raz ostatni spojrzeć na podupadający jej zdaniem dwór angielski.Ironia lo-su chciała, że pierwszą osobą, którą spotkała, był trefniś Will Somers. Witaj, Jane  powitał ją ciepło. A może powinienem był powie-dzieć: witaj, hrabino? Możesz do mnie mówić po imieniu jak za starych dobrych czasów rzekła doń łaskawie. Jak sobie radzisz w swojej roli? Zrednio zabawnie  odparł grą słów. Ten dwór jest tak łatwy dorozbawienia, że zacząłem obawiać się o swoją posadę. Doprawdy?  Jane przystanęła i nastawiła uszu, czekając na pysznydowcip. Skoro w otoczeniu królowej więcej jest błaznów niż światłych dwo-rzan, po co miałaby płacić mnie, zawodowemu trefnisiowi?Jane roześmiała się głośno, a dama do towarzystwa zawtórowała jej pi-skliwie. Dobrego dnia, Will  powiedziała na odchodnym. I nawzajem  odrzekł, po czym pośpiesznie dodał:  Gdy wyje-dziesz do Hiszpanii, będziesz tęsknić za mną, ale chyba za niczym innym,prawda?Twarz Jane Dormer posmutniała. Co było najlepsze w Anglii, skończyło się wraz z odejściem królowejw listopadzie. Niech Bóg ma w opiece jej duszę. Will złączył nabożnie dłonie. Nie miała wiele szczęścia poprzednia królowa. A ta?  spytała Jane, ociągając się z odejściem.Will Sommer wy-buchnął skrzekliwym śmiechem. Czeka ją tyle samo szczęścia co jej ojca  rzucił dwuznacznie, wie-dząc, że wedle przekonania Jane ojcem Elżbiety był Mark Smeaton, nie-szczęsny grajek, którego szczęście trwało tak długo, jak długo przygrywałna lutni królowej Annie Boleyn, a skończyło się z chwilą, gdy jako zdrajcazadyndał na szubienicy.Hiszpańska hrabina uśmiechnęła się na ten prywatny żart, po czymwyminęła błazna i ruszyła dalej, ku komnatom królowej.RL Dworka, która wyszła jej na spotkanie, zatoczyła wkoło ręką, wskazu-jąc okazały antyszambr, i oznajmiła: Wasza hrabiowska mość zechce tutaj zaczekać.Jane dotknęła dłonią obolałego krzyża, po czym przeszła ku szerokiemuparapetowi we wnęce okiennej.Nie widząc nigdzie krzesła, ławy czychoćby zwykłego zydla, na którym mogłaby przysiąść, oparła się o występmuru i czekała.Minuty mijały.Osa, przebudzona z zimowego snu, poderwała się do lo-tu i zaczęła obijać o szybki w oknie, by po chwili poddać się i ponownieupaść na parapet.Jane w milczeniu przestępowała z nogi na nogę.Ból, któ-ry z początku doskwierał jej tylko w okolicach krzyża, promieniował terazniżej, docierając nawet do drętwiejących łydek.Zdawało jej się, że z każ-dym zaczerpniętym oddechem wokół niej robi się duszniej.Stała jednakwytrwale nadal, to wspinając się na palce, to opadając na pięty, starając sięnie zemdleć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •