[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Biorę głęboki wdechi dzwonię do drzwi.Potem chwytam dłonią pasekprzewieszonej przez ramię torby, starając sięstanąć jak najbardziej stabilnie.Drzwi się otwierają, ale pojawia się w nichktoś inny.Przede mną stoi kobieta, której nigdy niewidziałam, jakby księżycowe widmo.Przez mo-ment wydaje mi się, że pomyliłam piętra, ale nawizytówce przy dzwonku widnieje nazwiskoFERRANTE, a zatem nie, stoję przed właściwymidrzwiami.Kim więc ona jest?Mogłaby być Femme Fatale z piosenki VelvetUnderground: wysoka, kobieca, o ciemnym,przenikliwym spojrzeniu, lekko skośnych,podkrążonych oczach, gęstych brwiach, zapadnię-tych policzkach i mocno zarysowanych wargach.Czarne, długie włosy, w artystycznym nieładzie,ma spięte kościaną spinką.Jej uroda jest dzikai majestatyczna, ale od razu widać, że kryje sięw niej jakaś desperacja, coś, co czyni jej postać 391/440tragiczną.Kobieta, która nie potrafiła uratować sięprzed sobą samą.Ma na sobie długą, cygańską spódnicę i białytop bez ramiączek, z wiązaniem na szyi.Ta bieldodatkowo podkreśla jej ciemną karnację.Międzypalcem wskazującym a środkowym prawej dłonitrzyma zapalonego papierosa, którym zaciąga sięnerwowo, roztaczając wokół mocny zapachtytoniu.Na palcu serdecznym lewej dłoni ma złotąobrączkę.Z pewnością nie jest to sprzątaczka,a taka była moja pierwsza myśl.Ani ktoś, kto trafiłtu przez przypadek.Z głośników wieży dobiega chorał gregori-ański w rodzaju Dies Irae, który dodatkoworozbudza moją ciekawość, a zarazem niepokój.Kobieta unosi brwi i przygląda mi się pytająco,nic nie mówiąc, czekając, aż ja odezwę się pier-wsza.Przez rysującą się czole zmarszczkę wydajesię jeszcze bardziej intrygująca. Dzień dobry  przełykam ślinę. SzukamLeonarda. 392/440Czuję się skrępowana, jakbym weszła nago dokościoła.Wiem, że nie robię nic złego, ale mamjasne przeczucie, że znajduję się w niewłaściwymmiejscu o niewłaściwej porze. Leonarda w tej chwili nie ma  ma ochrypłygłos i bardzo wyrazny sycylijski akcent.Na dzwiękdzwoniącego w głębi mieszkania telefonu odwracasię. Przepraszam na chwilę  mówi, po czymidzie odebrać, zostawiając drzwi otwarte.Kiedy zwraca się do mnie plecami, zauważamcoś, co odbiera mi oddech.Na jej nagich plecachwidnieje tatuaż, taki sam, jaki ma Leonardomiędzy łopatkami, ten dziwny symbol w kształciekotwicy, który może jednak wcale nie jestkotwicą& Robi mi się słabo. Tak?  odzywa się, podniósłszy słuchawkę.Zgadza się, z tej strony Lucrezia  pauza. Ach,cześć Antonio&  to wspólnik Leonarda.Jej tonsugeruje, że dobrze go zna. Tak, przyjechałamwczoraj& 393/440Lucrezia.Spoglądam znów na jej plecy, naktórych wyryta jest niezaprzeczalna prawda.Prawda, której nigdy nie wzięłam pod uwagę,a która teraz w dziwny sposób wydaje mi się wręczoczywista.Lucrezia jest wyjaśnieniem wszys-tkiego, brakującym elementem, którego szukałam,odkąd zaczęłam zakochiwać się w Leonardzie.Zostawiam ją przy telefonie i uciekam bezpożegnania.Zbiegam po schodach niemal w tran-sie, a w mojej głowie wszystkie fragmenty przer-ażającej łamigłówki układają się w całość.Tatu-aż& To nie kotwica! Albo przynajmniej nie tylkokotwica.To monogram, dwie litery L w lustrz-anym odbiciu, ze wspólnym dłuższym ramieniem.Dwa inicjały: Leonardo i Lucrezia.Leonardo mażonę, Bóg wie, gdzie trzymał ją dotychczas, a jaodkryłam to w ten sposób  niemal przez pomyłkę,w dniu, w którym przyszłam złożyć swoje życiew jego ręce.Wychodzę z budynku i nie wiem, dokąd mamiść, ogarnia mnie panika, kręci mi się w głowie 394/440i czuję, że ziemia osuwa się pod moimi stopami.Gdyby tylko mogła mnie pochłonąć i sprawić, bymzniknęła na zawsze! Opieram się na chwilę o latar-nię, żeby nie przewrócić się na środku ulicy.Obraz nabiera w mych oczach kształtu, stajesię coraz bardziej wyrazny, a szczegóły wychodząz cienia jak w czasie restauracji, gdy się okazuje,że odsłaniany rysunek nie jest taki, jak sięspodziewano.Teraz rozumiem, dlaczego Leonardo znikał nadługo na Sycylii i nie chciał, żeby do niego dzwon-ić.Może tam ją ukrywał.To dlatego czasami,kiedy rozmawiał przez telefon, miał tak dziwne,tragiczne spojrzenie, w którym odbijały się odległecienie.To dlatego, gdy tylko wspominałam o tatu-ażu, stawał się chłodny i wznosił między nami murmilczenia.I zachowywał się tak za każdym razem,kiedy próbowałam dowiedzieć się czegoś o jegożyciu prywatnym.Ale, przede wszystkim, to dlat-ego od samego początku zakazał mi się zakochać.Należał już do innej. 395/440Ale dlaczego? Dlaczego powiedział  kochamcię właśnie teraz? Jaki to ma sens? I właśnie w tejchwili, kiedy łamię sobie głowę nad tymi py-taniami, ogłuszający ryk zatrzymuje wszystkie mo-je myśli.Odwracam się i widzę go.Leonardoparkuje swoje ducati przed budynkiem i zdejmujekask.Zauważył mnie i zrozumiał wszystko.Próbuję mu uciec, oddalając się szybkim krokiem.Nie wiem, dokąd iść.Dokądkolwiek, byle dalekood niego.W pośpiechu potrącam jakąś kobietęz dzieckiem na ręku, lecz nawet nie mówię  prze-praszam.Spuszczam tylko wzrok i idę dalej.Onzsiadł z motoru i rusza za mną, jego krokirozbrzmiewają na bruku.Nie mogę się odwrócić.Nie teraz. Eleno!  krzyczy.Powtarza moje imię trzy, cztery razy, możenawet więcej.Zatykam dłońmi uszy, by chronić się przedtym natrętnym głosem, i przyspieszam kroku.Nie 396/440chcę go widzieć.Nie chcę go słyszeć.Nie chcę goi koniec.Tylko rozpaczliwie chce mi się płakać,ale nie zrobię tego.Nie dam mu satysfakcjioglądania moich łez.Wciąż za mną idzie. Stój, Eleno!  woła, łapiąc mnie z tyłuz ramię. Zostaw mnie!  krzyczę i wyrywam mu się.Przechodnie patrzą na nas, jakby to wszystko byłojeszcze nie dość upokarzające.Niezłomnie kontynuuję swój desperacki marsz,patrzę przed siebie, zaciskam pięści, gotowe dowalki, a moje serce jest bezpieczne w żelaznejzbroi.Przechodzę przez ulicę, ryzykując, że wpad-nę pod taksówkę.Leonardo zaczyna biec i znówdoskakuje do mnie.Tym razem chwyta mnie zanadgarstek i nie pozwala uciec [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •