[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyczyściliśmywięc strój, który pani miała na sobie wczoraj.Pożyczyć stroje od lady Fairhurst? Gwendolyn ugryzła się w język, usiłującpowstrzymać okrzyk grozy.Dość, że ukradła miłość jej męża.Nie mogła sobiewyobrazić, żeby miała jeszcze nosić jej ubrania.Na myśl o tym Gwendolyn znowu zrobiło się niedobrze.Z bijącym sercemoparła się o kolumienkę łóżka i wzięła kilka głębokich oddechów, żeby sięuspokoić. Do czasu, kiedy służąca nalała cieplej wody do porcelanowej miski, Gwendolynna tyle doszła do siebie, żeby móc się umyć.Ubierała się długo.Czuła się dziwnie, wkładając wieczorową sukienkę o tejporze dnia, ale ubranie było przynajmniej świeżo wyczyszczone i wyprasowane.A biorąc pod uwagę wszystkie przedziwne wydarzenia z ostatniego dnia,paradowanie w wieczorowej sukience w południe nie było jeszcze czymśnajgorszym.Gwendolyn uniosła brodę i spojrzała w lustro, podczas gdy pokojówkazapinała maleńkie guziczki na jej plecach.Dzięki Bogu, wszystkie były namiejscu.Bała się, że rozpinając pośpiesznie suknię poprzedniej nocy, kilkaz nich wyrwała.Właśnie skończyła toaletę, gdy usłyszała kroki i pukanie do drzwi.Pokojówka otworzyła i wyszła, a w tej samej chwili gość wszedł do środka.Gwendolyn przebiegł dreszcz po plecach, kiedy Jason wszedł do pokoju.Och, Boże! Miał na sobie ciemnozielony kubrak, brązowe bryczesy, czarnąkamizelkę oraz obszyte frędzlami buty do konnej jazdy tak lśniące, że można sięw nich było przejrzeć jak w lustrze.Uznała, że jego kamerdyner musiał wejść do sypialni, kiedy poszłaodwiedzić Dorotheę.Inaczej skąd wziąłby takie piękne, czyste ubranie?Skłonił się, ale drżące kolana Gwendolyn nie pozwoliły jej odpowiedziećdygnięciem.- Dzień dobry panu.- Dzień dobry moja miłości.- Uśmiechnął się, jego zielone oczy pojaśniały.- I, proszę, mów do mnie Jason.Zdecydowanie Gwendolyn się zachwiało.Był taki przystojny, wydawał sięzakochany i pełen zapału.Mój Boże, jak mogłaby odmówić mu czegokolwiek?- Widziałam przez chwilę Dorotheę dziś rano, ale chciałabym jeszcze razpójść tam i posiedzieć z nią.- Gwendolyn celowo mówiła uprzejmym,bezosobowym tonem, modląc się w duchu, żeby ją w tym naśladował, co obojguułatwiłoby życie. - Wracam z jej pokoju.Obudziła się na trochę, ale potem znowu zasnęła.Doktor i pielęgniarka zapewniają, że to najzupełniej normalne.Gwendolyn wciągnęła powoli powietrze.- Czułabym się lepiej, mogąc przy niej posiedzieć.- Oczywiście.Ale najpierw musimy porozmawiać.Mam ci do powiedzeniacoś bardzo ważnego.Gwendolyn się odwróciła.Jason objął ją ramionami od tyłu.Owionął ją jegozapach.Jej serce biło nieregularnie.Tego było za wiele.Odsunęła się.- Nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia.Zacisnął wargi, jakby podwpływem bólu.- Wiem, że to nie jest dla ciebie łatwe.- Niełatwe? - Gwendolyn skrzywiła się boleśnie.Przeszła na drugą stronępokoju.- Nie ma potrzeby robić z tego dramatu, Gwendolyn.Podszedł bliżej.Bez ostrzeżenia przyciągnął ją do siebie i pocałował, mocnoi szybko.Nie miała pojęcia, co zamierzał, zanim jego usta nie znalazły się na jejustach.Zaszokowana, usiłowała się odsunąć, ale potem, wbrew woli, objęła go zaszyję i przytuliła mocniej.Całowali się, a w jej ciele odezwał się nieznany ból.Rozległo się głośne pukanie do drzwi.- Jaśnie panie?Jason odsunął się tylko na tyle, żeby móc odwrócić głowę.Spojrzał gniewniena drzwi.- Rozpoznałeś głos? - szepnęła.- To chyba Snowden.Majordomus.- Jason westchnął, ale nie wypuściłGwendolyn z objęć.Zamiast tego opuścił głowę i pocałował ją jeszcze raz.Kolana się ugięły pod Gwendolyn, kiedy wsunął jej język w usta.Jej sercewezbrało miłością.To uczucie było tak silne, że przesłoniło wątpliwości i żal. Drżała na całym ciele, opanowana nieznaną dotąd tęsknotą.Sięgnął w dół, obejmując jej pośladki i przyciskając do siebie.Pukanie rozległo się ponownie.- Jaśnie panie.Jason odwrócił gwałtownie głowę.- Jeśli jeszcze raz zastukasz do tych cholernych drzwi, Snowden, zwolnięcię! Bez referencji.Po drugiej stronie zamkniętych drzwi nastała złowieszcza cisza.Trwałamoże pół minuty.- Proszę łaskawie wybaczyć, że przeszkadzam, jaśnie panie.Pan i paniEllingham oraz panna Emma właśnie przybyli i chcą zobaczyć pannę Dorotheę- oznajmił lokaj przyciszonym, przestraszonym głosem.- Pytają także o pannęGwendolyn.Czy jest tam z panem?- Panna Gwendolyn powiedziała mi, że wybiera się na poranny spacer! -zawołał Jason.- Jestem pewien, że wkrótce wróci.- Ta wiadomość uspokoi rodzinę - odezwał się lokaj.- Zaprowadz, proszę, państwa Ellingham do sypialni Dorothei.Za chwilę donich dołączę.- Doskonale.- Więcej kłamstw - szepnęła Gwendolyn.- Czy to się kiedyś skończy?Jason wciągnął ze świstem powietrze.- Porozmawiamy, Gwendolyn.Niedługo.- Pochylił się i ją pocałował.Czułajego zdecydowanie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •