[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.PONIEDZIAAEK, 27.01, godz.9:03Nie ma już papierosów.Musi jechać do banku.Musi wstać.Wszystko ją boli. Z lustra patrzy na nią pięćdziesięciolatka z krzywo obciętymi włosami.DzwoniłTomasz, poprosiła o urlop.Wiedziała, że ucieszył się z jej prośby.Nie chcą jej tam.Nikt jej nie chce.Jest sama.Zupełnie.Musi wyrzucić przybory do golenia, nie będąjuż potrzebne.Musi kupić kawę.Musi założyć czapkę.Nic nie musi. 24PONIEDZIAAEK, 27.01, godz.10:32Ostatnio wiózł taką aktorkę, nie pamięta nazwiska, ładna była, chyba w jakimśserialu gra, Krysia by wiedziała.Odkąd przeszła na emeryturę, codziennie gapi sięw telewizor, ma grafik, co o której leci, w przerwach tylko obiad, zakupy.Czasem napocztę pójdzie, bo rachunki płaci w okienku, chociaż zarobił i kupił jej komputer,nauczyła się tam tylko pasjanse stawiać, bardzo jest zadowolona, dobre i to.A teraz trafiła mu się ta dziennikarka, fajna babka, tylko widać zmęczona, wszyscy,co w mediach robią, narzekają, że tam urwanie głowy, większe niż na taksówce,szkoda, że już nie występuje, jak ona umiała z tymi politykami gadać! W pięty im normalnie szło! A czemu pani już tych programów nie prowadzi?Dwadzieścia trzy.Natalia sięgnęła do torby, wyjęła portfel i zerknęła za okno. Wszystko się kiedyś kończy.Jedzmy.Spojrzał zaskoczony, najpierw na nią, pózniej w stronę podwórka, stało tam paręosób, mikrofony mieli i kamery.Rozmawiali, przytupując na chłodzie i rozglądającsię. Niech pan jedzie! Dokąd? Od drugiej strony.Klient nasz pan.Ruszył.PONIEDZIAAEK, 27.01, godz.10:36Wiedziała, że w końcu ją dopadną.Tylko nie przypuszczała, że stanie się to takszybko, ktoś musiał puścić farbę.Agnieszka? Artur? Anna? Tomasza wykluczyła,dałby się pociąć, a nikt nie wyciągnąłby z niego słowa.Może ten prokurator alboktoś z komendy? Jest już przed drzwiami, klucze, są gdzieś w torbie, ma tamwszystko.Maca, jakieś papiery, długopisy, ołówki, telefon.Szybko, póki jej niezauważyli, zamknie się w środku, nie musi otwierać.Są klucze! Będzie udawać, żejej nie ma. Natalia! Możemy porozmawiać?Rumor na schodach, szybciej, szybciej, nie może trafić do zamka.Na półpiętrzepojawiło się trzech dziennikarzy, jednego zna, to Irek, gdzie on teraz pracuje?W gazecie, zwierzę reporterskie. Nie teraz. Tylko jedno pytanie.Otwieraj się! Nareszcie.Weszła do środka.  Nie.Zamknęła szybko drzwi.Udało się.Ale tu śmierdzi! Skąd ten fetor? Rozejrzała się.Musi wyrzucić materac.PONIEDZIAAEK, 27.01, godz.10:23Wie, które to okno, pokazali mu.Na wszelki wypadek zdjął je.Gdyby Wiktorchciał, zawsze mogą to puścić.%7łe też nie zauważył, kiedy przemknęła do sąsiedniejklatki.Nigdy się z nią nie spotkał.Cofnij! Nie pracowali ze sobą do tej pory, bo takw ogóle to pewnie nieraz ją widział, nie tylko w telewizji, na żywo też, nakonferencjach prasowych, dopóki jeszcze na nie chodziła.Raczej nie przypuszcza,by ona kiedykolwiek widziała jego.Natalia to Natalia, wszyscy ją znali, nienawidzilii chcieli być tacy jak ona.A teraz siedzi tam, w mieszkaniu, gapi się pewnie na nich,może nawet przez chwilę patrzyła na niego, zamknięta w pułapce, zaszczuta.Niepierwszy raz to widzi, nie takich łapali, nie tacy przed nim się ukrywali, lubipolowanie, na wszystko: na króliki, na okazje, na ludzi.Na ludzi najbardziej.Przezkrótki moment, kiedy widzi w ich oczach strach przemieszany z obrzydzeniem, czujesatysfakcję.Dlatego po przyjezdzie do Warszawy pracował dla tabloidów.Potemdopiero zrozumiał, że jeśli chce osiągnąć to, co zamierzał, musi przerzucić sięz aktorów i piosenkarek na polityków.Zmienił obiekt, ale nie metody.Jeśli niewyjdzie, nakręci setkę na tle jej domu.Uśmiechnął się.Wtedy Natalia Orłowska napewno go zobaczy.PONIEDZIAAEK, 27.01, godz.10:25Stoją tam.Widzi ich zza firanki, nie da im satysfakcji, nie mogą wiedzieć, że ichobserwuje, chociaż na pewno się tego domyślają.Stoi na tyle daleko, żeby nieporuszyć firanki oddechem.Ona wciąż oddycha.Dych.Duch.Z każdym wydechemuchodzi z niej cząstka duszy.Coraz mniej zostaje w środku.Jest widmem, swojąwłasną kopią.Prawdziwa Natalia wyruszyła tydzień temu z Marcinem do Nawii.Irek z dwoma dziennikarzami, którzy złapali ją na klatce, wyszli na podwórko,podeszli do pozostałych.Pewnie teraz opowiadają o spotkaniu na schodach, gapiąsię wszyscy w jej stronę, odruchowo zrobiła krok w tył.Skąd wiedzą, gdziemieszka? Kto im powiedział? Musi przejąć kontrolę nad sytuacją.Wyjęła z torbytelefon i wybrała znajomy numer.PONIEDZIAAEK, 27.01, godz.10:27Tam jeszcze leżą jakieś pogniecione papiery.Boże, ile ci ludzie zużywająpapieru! Dla dwudziestu kilku minut dziennie.Same najważniejsze sprawy,wszystko niecierpiące zwłoki, już, teraz, natychmiast, ten obłęd w oku, ściągnięteusta, przygryzane palce.Na co to wszystko? Nic nie starzeje się tak szybko jaknajświeższy news.Tego nauczyła się, sprzątając biuro szefa informacji.Nagle usłyszała trzask otwieranych drzwi, zamarła skulona za sofą.Wszedł.Niedobrze.Nie może jej tutaj zobaczyć.Jej zadanie to być niewidzialną.Wygląda ostrożnie zza sofy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    hp") ?>