[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Zmieniłeś się  powiedziałem z zadowoleniem. Postarzałeś. Już sam nie gwałcisz, możesz się tylko przyglądać.Ale gębę masz ciągle taksamo ohydną, Jeremy. Ty też nie wyglądasz dobrze, Smoku.Wiedział, że jest skazany.I nie miał zamiaru dobierać słów. Gdybyś wiedział, jak cię wtedy szukaliśmy.po Eldhausie.Specjalnie was wszystkich odesłał? Oczywiście.Powiedział, że zamierza wieczorem puścić Smoki do lotu i dajenam pół godziny.Musimy zdążyć uciec, póki smocze skrzydła są jeszcze słabe.Jeremy roześmiał się. Smoki.nic ludzkiego w duszy.Dobro, zapomniane słowo.Eldhaus bardzo by się rozczarował, gdyby cię teraz zobaczył.Specjalnie wciągał mnie w dyskusję, grając na zwłokę.Jeszcze nie wiedział, że to nie ma sensu. Dlaczego by się rozczarował? Jak to dlaczego? Najlepszy uczeń, a tu nagle okazuje się dobry.Dobry Smok.Absurd. Jeremy, szukałem cię przez piętnaście lat i twoje słowa nawet mnie niedenerwują.Liczysz na powrót szóstego? Tego, który gonił dziewczynę? Zabiłem gonad rzeką.Jeremy drgnął, wyraznie na to właśnie liczył.Ale odpowiedział drwiąco: Właśnie o to mi chodziło.Dobry Smok.Zabiłeś bandytów, uratowałeś kobietyi dzieci.może nawet jej nie przelecisz?Skinął na dziewczynę.Mimo woli też na nią spojrzałem.Faktycznie ładna.Próbowała zasłonić się podniesioną z ziemi sukienką, ale i tak widziałem jej piersiz małymi, sterczącymi sutkami, długie nogi o delikatnych, różowych podeszwachstóp, wąskie, ale zgrabne biodra.Zalała mnie fala pożądania  szalonego,nieznośnego.Właściwie, co za problem. Nie przelecę, Jeremy.Jeszcze nie wysechł na niej pot twojego trzyokiegopotwora. Poznaję cię, Smo, zawsze byłeś wybredny.Ale czystych dziewczynek tu nieznajdziesz, ta była ostatnia.Jeremy zachichotał.Widocznie cieszyła go myśl, że na koniec zdołał mi jeszczedogryzć. No, strzelaj, dobry Smoku! W tej wiosce będą cię błogosławić do końca dni!I wszystkim opowiedzą o najlepszym Smoku na świecie!Podniesiony automat znowu opadł.W milczeniu patrzyłem na twarz Jeremy ego.Miał najwyżej pięćdziesiąt lat, a wyglądał jak starzec.Ale inteligencja mu została. Stawiasz mnie w niezręcznej sytuacji, Jeremy  powiedziałem w zadumie.%7łeby udowodnić, że nie masz racji, a nie masz, musiałbym wszystkich zabić. Zawiesiłem głos. Albo wszystkich oszczędzić.Oszczędzić tych ludzi.i ciebie,choć drwiłeś z przyszłych Smoków.Twarz Jeremy ego nabrała skupionego wyrazu.Walczył o życie, a w takichwypadkach rozum ustępuje miejsca instynktowi. Jeśli zabijesz wszystkich  zaczął  udowodnisz, że nie ma w tobie dobroci, a janie miałem racji.A jeśli wszystkich oszczędzisz, to dowiedziesz, że się bawiłeś i.i żadnego dobra w tobie nie ma.Popatrzyłem na kobietę  pomagała ubrać się dziewczynie. Gdzie wasze rzeczy?  zapytałem.Przestraszona, w milczeniu wskazała głową gdzieś w głąb domu. Zdołasz otworzyć?Znowu skinienie. Idz.Kobieta wysunęła się z pokoju, za nią wyszła na wpół rozebrana dziewczyna.Jeremy spojrzał na mnie czujnie. Słuchaj, Smo.Przecież nie masz żadnych powodów, żeby się na mniewściekać.Nigdy cię nawet palcem nie tknąłem! Bo się bałeś. Zgadza się. Jeremy z wysiłkiem skinął głową. Nie mogłem cię rozgryzć.Rockwella rozumiałem, Okularnika, Ciamajdę i Jasnowłosego też. Jasnowłosego?  Drgnąłem. Jeszcze go pamiętasz? Pamiętam.Czy to czasem nie ty załatwiłeś go dziesięć lat temu? Już wtedybyliście wrogami.Nienawidził cię, bo byłeś najlepszy.Wszystkich was nienawidził,z Eldhausem na czele.Chciał się z tobą policzyć, bo to tak, jakby policzył się z wamiwszystkimi. Dość!  krzyknąłem nieoczekiwanie dla samego siebie.Milcz!Nie powinniśmy mieć wspólnych wspomnień.One chroniły Jeremy ego pewniejniż te gadki o zasadach zachowania Smoków.Z prawdziwymi wrogami równie trudno się rozstać jak z prawdziwymiprzyjaciółmi.Usłyszałem szmer, do pokoju wchodzili ludzie.Mężczyzni, chłopcy, kilkanaściekobiet.Zdaje się, że przyszli wszyscy, nikt nie ośmielił się nie posłuchać rozkazu.Pod moim spojrzeniem zaczęli się kulić i odwracać wzrok.Nie mieli broni.Podszedłem do Jeremy ego, podniosłem z podłogi jego automat i powiedziałempółgłosem: Byłoby lepiej, gdybyś wtedy od nas nie uciekł.Ludzie zastygli, łowiąc każde moje słowo. Bawiłem się, Jeremy, po prostu się bawiłem.A teraz olewam ciebie i tych ludzi. I ty, i oni możecie robić, co wam się podoba.Poszedłem do drzwi. Eee. zaczął Jeremy, wyciągając do mnie ręce.Ludzie jeszcze nie zrozumieli,nadal stali nieruchomo. A co z.Trzasnąłem drzwiami i oparłem się o nie plecami.Przez chwilę trwała cisza.A potem rozległ się hałas.Odgłosy przypominające głuchy ryk drepczącegow miejscu tłumu.No, proszę.A wydawali się tacy łagodni.Odepchnąłem się od drzwi i wyszedłem z domu.3.SpotkanieKsiążę powitał mnie zadowolonym warkotem, pysk miał upaćkany krwią.Skrzywiłem się. Umyj się.Po chwili już stał na tylnych łapach przy żelaznej beczce z wodą, przednimi pokociemu trąc sierść wokół paszczy.Otworzyłem bramę.Przede mną stał Mike, a obok niego Susie.Wyglądali zabawnie  chłopaczekw desantowym kombinezonie trzymał w prawym ręku automat, a w lewej dłoń tulącejsię do niego, mokrej, bosonogiej dziewczynki.W wolnej ręce dziewczynka niosła zasznurowadła ciężki, wojskowy but.Nie chciała go wyrzucić. Co tu robicie? Kazałem wam czekać, aż się wszystko skończy!Susie schowała się za Mike a.Chłopiec wzruszył ramionami. Powiedziała, że już po wszystkim i można iść.A ja.tego.pomyślałem, żemoże potrzebujesz pomocy. Smoki nie potrzebują pomo. Zamilkłem, odsunąłem Mikea i postawiłemSusie przed sobą. Skąd wiedziałaś, że już po wszystkim? On mi powiedział. Mała chyba miała zamiar się rozpłakać. On?Podążyłem oczami za jej spojrzeniem i zobaczyłem Księcia.Dopiero wtedy dotarło do mnie, że przez cały ten dzień pies ani razu nie warknąłna dziewczynką, nawet gdy pośliznęła się, schodząc z tratwy i tracąc równowagę,chwyciła go za sierść.Książę??Dziewczynka?Od Księcia emanowało zawstydzenie.Nawet nie próbował mówić obrazami,tylko emocjonalnymi rozbłyskami: Zgadzam się, nie zgadzam, cieszę się. Dlaczego nie pożarły cię rybki w wodzie?  kontynuowałem przesłuchanie.  Udawałam pień drzewa.Zębatki są głupie, łatwo je oszukać. Pień? A mnie mogłabyś tak oszukać? Nie, Wielki Smoku, jakżebym śmiała. Mam nadzieję.Wiesz, co bym z tobą zrobił, gdybyś mnie chciała nabrać? Wiem.Dziewczynka wzdrygnęła się.Czyżby zobaczyła? Posłałem jej obraz, tak jakw rozmowie z Księciem.Dość straszny obraz. Dobrze.Idz już.Idz, nie bój się.Susie nie trzeba było długo namawiać.Pobiegła w stronę domu, przed którym jużzebrał się niewielki, milczący tłum.W wiosce mieszkało ze dwadzieścia osób.Pewnie kilka rodzin, które już dawno się ze sobą spokrewniły, tworząc jeden mocnyklan.Mocny? I pozwolili szóstce.No tak, ale w bandzie był Jeremy.Z tłumu wysunęła się jakaś postać i podeszła do nas niepewnym krokiem.Jeremyteż wyglądał staro, ale ten był po prostu zgrzybiały.Lewą ręką przytrzymywał na nosie pęknięte pośrodku okulary.Mimo wolipoczułem do niego sympatię.Okularnicy to w lesie rzadkość i wszyscy kojarzą mi sięz Bobem Okularnikiem, poczciwym, ale pechowym chłopakiem, który wieczniewpadał w jakieś tarapaty.Nie widziałem go już z pięć lat.i nawet o nim niesłyszałem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    include("s/6.php") ?>