[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tata twierdzi, żegłupio mu było opalać się na heban w marcu.Ale sądzę, że im się podobało.- Sprzedali domy?- Tak, oba tego samego dnia.I dostali niemal tyle, ile chcieli Gdyby nie te cholerne rachunki zaszpital, które ciągle wiszą mi nad głową, byłbym już całkiem wolny.- Johnny.- Hmmm?- Nic.Wracajmy.Mam trochę Chivas Regał, jeśli ci to odpowiada.- Jasne, że tak - powiedział Johnny.3Czytali teraz Judę nieznanego i Johnny był zaskoczony tym, jak szybko Chuck wciągnął się w tęksiążkę (chociaż jęczał i narzekał przy pierwszych kilkudziesięciu stronach).Wyznał mu nawet, że ponocach sam czyta do przodu", a kiedy skończą, ma zamiar spróbować coś jeszcze Hardy'ego.Po razpierwszy w życiu czytał dla przyjemności.Był jak chłopiec, którego w arkana seksu wprowadziłastarsza kobieta - dostał niemal fioła.Trzymał teraz książkę na kolanach, obróconą grzbietem do góry.Siedzieli przy basenie, ale niebyło w nim wody, i mieli na sobie cienkie kurtki.Nad ich głowami płynęły po niebie białe chmury,bez przekonania próbując zbić się w masę, z której mógłby spaść deszcz.W powietrzu czuło się cośtajemniczego i słodkiego; wiosna kryła się gdzieś w pobliżu.Był szesnasty kwietnia.- Czy to jedno z tych podchwytliwych pytań?- Nie.- No, a czy mnie złapią?- Słucham? - Tego pytania nikt mu jeszcze nie zadał.- Jeśli go zabiję.Czy mnie złapią? Powieszą na latarni? Zatańczę twista piętnaście centymetrównad ziemią?- No, nie wiem - odparł Johnny.- Tak, przypuszczam, że cię złapią.- Nie ucieknę w mojej maszynie do wspaniale zmienionego świata? Z powrotem w dobry, stary1977 rok?- Nie.Nie sądzę.- Cóż, to nie ma znaczenia.I tak bym go zabił.- Tak po prostu?- Jasne.- Chuck uśmiechnął się krzywo.- Założyłbym sobie jeden z tych sztucznych zębów ztrucizną, miałbym żyletkę w kołnierzu koszuli lub coś w tym rodzaju.%7łeby, kiedy mnie złapią, nie182zrobili mi czegoś strasznego.Ale zabiłbym go.Gdybym go nie zabił, bałbym się, że do śmierci będąmnie straszyć duchy tych pomordowanych milionów.- Do śmierci.- Johnny poczuł mdłości.- Dobrze się czujesz, Johnny?Udało mu się jakoś odpowiedzieć uśmiechem na uśmiech Chucka.- Chyba serce stanęło mi na chwilę.Pod pokrytym mleczną warstwą chmur niebem Chuck zacząłczytać Judę.4Maj.I znów w powietrzu unosił się zapach ściętej trawy - a także, zawsze najsilniejszy, zapachkapryfolium, kurzu i róż.W Nowej Anglii prawdziwa wiosna trwa tylko jeden bezcenny tydzień, apotem w radiu zaczynają grać złote przeboje Beach Boysów, wszędzie słychać brzęczenie hond, a znieba z hukiem spada upalne lato.Pewnego wieczora pod koniec tego bezcennego, wiosennego tygodnia Johnny siedział w domkugościnnym, patrząc w noc.Wiosenne noce były łagodne i ciemne.Chuck wyjechał na szkolną zabawępromocyjną ze swą obecną dziewczyną w typie znacznie bardziej intelektualnym niż kilkapoprzednich.Ona c z y t a, zwierzył się Johnny'emu jak jeden światowy mężczyzna drugiemu.Ngo odszedł.Pod koniec marca dostał obywatelstwo, w kwietniu złożył podanie o stanowiskopierwszego ogrodnika w kompleksie hoteli w Północnej Karolinie, trzy tygodnie temu wyjechał narozmowę i został natychmiast przyjęty.Przed wyjazdem przyszedł pożegnać się z Johnnym.- Myślę, że za bardzo martwisz się o tygrysy, których tu wcale nie ma - powiedział.- Tygrys mapasy pozwalające mu ukryć się w dżungli, tak że nikt go nie widzi.A przerażony człowiek widzitygrysy wszędzie.- Tygrys istnieje.- Tak - zgodził się Ngo.- Gdzieś istnieje.A ty tymczasem chudniesz.Johnny wstał, podszedł do lodówki, nalał sobie pepsi i zabrał ją na mały taras.Siedział tam,popijał i myślał, jacy szczęśliwi są ludzie, bo absolutnie nie można podróżować w czasie.Wzeszedłksiężyc, pomarańczowe oko ponad sosnami, i narysował krwawą ścieżkę na wodzie w basenie.Pierwsze żaby skrzeczały i pluskały.Po chwili Johnny wstał i dolał do pepsi dużą porcję Ron Rico.Znów wyszedł na zewnątrz i usiadł, popijając drinka i patrząc, jak księżyc wędruje w górę, z wolnazmieniając kolor na tajemniczy, mistyczny srebrny.ROZDZIAA 23lDwudziestego trzeciego czerwca 1977 roku Chuck zdał maturę.Johnny, ubrany w swój najlepszygarnitur, siedział w dusznej sali wraz z Rogerem i Shelley Chatsworthami i patrzył, jak chłopiecotrzymuje świadectwo, czterdziesty trzeci na liście.Shelley płakała.Po szkolnych uroczystościach na trawniku przed domem Chatsworthów odbyło się przyjęcie.Dzień był duszny, upalny.Na horyzoncie, po zachodniej stronie, wisiały burzowe chmury ofioletowych brzuchach; przesuwały się powoli raz w jedną, raz w drugą stronę, ale na oko raczej sięnie zbliżały.Chuck, zaczerwieniony po trzech koktajlach, podszedł do Johnny'ego wraz ze swądziewczyną, Party Strachan, chcąc pokazać prezent, który dostał od rodziców - nowy zegarek Pulsar.- Chciałem tego robota R2D2, ale to wszystko, co mogli zdobyć - wyznał.Johnny roześmiał się.Rozmawiali przez dłuższą chwilę i w końcu Chuck powiedział nagle:- Chcę ci podziękować, Johnny.Gdyby nie ty, w ogóle nie skończyłbym szkoły.- Nie, to nieprawda.- Johnny był mocno zaniepokojony, widząc łzy w oczach chłopca.- Klasynie ukryjesz, człowieku.- Sama mu to powtarzam - wtrąciła dziewczyna.Za jej okularami kryła się jeszcze nie rozwinięta,183chłodna i elegancka uroda.- Może - stwierdził Chuck.- Może i tak.Ale chyba wiem, komu dziś wręczyli dyplom.Strasznieci dziękuję.- Objął Johnny'ego i przytulił go.To nastąpiło nagle - ostry, jaskrawy obraz sprawiający, że Johnny wyprostował się i złapałrękami za głowę, jakby, zamiast objąć, Chuck go uderzył.Obraz pojawił mu się przed oczami jak nawywoływanej fotografii.- Nie - powiedział Johnny.-Nie ma mowy.Obydwoje macie trzymać się od tego z daleka.Chuck cofnął się niepewnie.Poczuł c o ś.Coś zimnego, czarnego, niepojętego.Nagle wcale jużnie pragnął objąć John-ny'ego, w tej chwili już nigdy nie chciałby go dotknąć ponownie.Było tak,jakby właśnie odkrył, co to znaczy leżeć w trumnie i patrzeć, jak przybijają wieko.- Johnny.- powiedział i przerwał.- Co.co.Roger właśnie roznosił drinki i zatrzymał się, zdziwiony.Johnny patrzył na dalekie chmury zaplecami Chucka.Patrzył, jakby ich nie widział; oczy miał zamglone.Powiedział:- Masz trzymać się od tego miejsca z daleka.Tam nie ma piorunochronów.- Johnny.- Chuck spojrzał na ojca, przerażony.- Chyba dostał jakiegoś ataku.albo coś.- Piorun - oznajmił Johnny donośnie.Ludzie odwracali się, by na niego spojrzeć.Johnny rozłożyłręce.- Uderzył piorun.Izolacja ścian.Drzwi.zacięte.Płonący ludzie pachną jak gorąca wieprzowina.- O czym on mówi!? - krzyknęła dziewczyna Chucka i rozmowy ucichły.Wszyscy ludzie,trzymający w rękach talerze i szklaneczki, patrzyli teraz na Johnny'ego.Roger podszedł do nich szybko.- John! Johnny! Co się stało? Obudz się! - Strzelił palcami przed zamglonymi oczami Johnny'ego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]