[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedypowiedział, że mogę nawet skoczyć z balkonu, a on nie kiwniepalcem, aby mi przeszkodzić, nacisnęłam cyngiel.Strzeliłammu w plecy i w tej samej chwili zrozumiałam, że popełniłamstraszną zbrodnię, ale było już za pózno.Uciekłam, zostawiającrewolwer na biurku.Całe moje dalsze życie to jedna wielkapokuta za ten grzech.Nigdy już nie zaznałam spokoju, aniszczęścia, nawet wtedy, kiedy ty się urodziłaś.W śledztwie nieprzyznałam się do winy, jeszcze raz stchórzyłam.Gradkiewiczbronił mnie z wielkim oddaniem, wierzył w moją niewinność, amoże tylko udawał, że wierzy, aby mnie podnieść na duchu.Resztę życia spędziłam z tą moją wielką tajemnicą w sercu.Było mi bardzo ciężko, córeczko, wierz mi.Ktoś wie, że to jazabiłam, świadek mojej zbrodni; na pewno znajdował się wtedyw mieszkaniu Leona.Cały czas bałam się, że mnie zdradzi, alenigdy nie ujawnił prawdy.Teraz może już nie żyje, minęłoprzecież tyle lat.Właściwie chciałam zabrać tę tajemnicę dogrobu, ale myślę, że będziesz jeszcze bardziej cierpiała, niewiedząc o tym.co się stało.Dlatego poprosiłam Jean-Pierre a,żeby oddał ci ten list, gdy zdecydujesz się na zamążpójście.Kochając sama, będziesz zdolna mi przebaczyć.Moja miłość doWiktora okazała się zła, mam nadzieję, że ty znajdzieszszczęście i właściwie ulokujesz swoje uczucia.Umarłabymspokojna, jeślibyś wybrała Jean-Pierre a.To wspaniałyczłowiek i tak bardzo cię kocha..Oddał jej list bez słowa. Teraz chyba mnie rozumiesz powiedziała.Włożyłafutro i czapkę. Zegnaj uśmiechnęła się blado i nie miej domnie żalu.Kiedy wyszła, zamykając lekko drzwi, zbliżył się do okna ispojrzał w głąb ulicy.Przed dom, w którym mieszkał, zajechałwłaśnie granatowy Fiat 125p.Wysiadło z niego dwóchfunkcjonariuszy milicji i szybkim krokiem podążyło w stronębramy. Więc jednak. pomyślał i wolno podszedł do skrytki wścianie.Dzwonek do drzwi jego mieszkania i huk wystrzałuzabrzmiały prawie jednocześnie.W latach osiemdziesiątych.Występy młodej, lecz znanej już na całym świecie,piosenkarki Christine Faustin, odbywającej właśnietournee artystyczne po krajach Europy Zrodkowej, stałysię wydarzeniem kulturalnym stolicy.Jej trzy recitale wSali Kongresowej cieszyły się niebywałym powodzeniem,a bilety wstępu, sprzedawane przez koników, osiągnęłyzawrotną, nie notowaną dotychczas na czarnym rynkucenę.Recenzenci porównywali ją ze znaną piosenkarkąMadonną, stwierdzając entuzjastycznie, że barwa głosu imistrzowskie wykonanie przedstawionego repertuarustawiają ją w rzędzie największych sław.Nie zapominalirównocześnie o podkreśleniu walorów jej urody, któratak rzadko idzie w parze z prawdziwym talentem.Napodkreślenie zasługiwało też polskie pochodzenie artystki, októrym wspominała we wszystkich wywiadach bądz oficjalnychrozmowach drukowanych w prasie.Koło hotelu Victoria , gdzie Christine Faustin zatrzymała sięna czas pobytu w Warszawie, już od samego rana kręcili sięwielbiciele jej talentu i grupy ciekawskich, przeważnie w wiekuszkolnym, czyhające na ukazanie się gwiazdy w blaskusłonecznego dnia.Słynny polski aktor filmowy i teatralny Bartosz Oliga, osiągający właśnie apogeum swojej działalnościtwórczej na deskach teatralnych w wielu krajach Europy, aobecnie angażowany do filmów przez zachodnichproducentów, zajechał przed hotel swoją białą Toyotą.Przybycie jego wywołało mały szmerek wśród gapiów.Oligapospiesznie wszedł do wnętrza Victorii", gdyż umówił się zChristine o godzinie jedenastej i nie chciał okazać sięniepunktualny.Od dość dawna łączyła ich zażyła znajomość,gdyż przez pewien czas występowali razem w teatrze naChamps-Elysees, a ostatnio grali główne role wmonumentalnym, kostiumowym musicalu.Christine, bawiącapo raz pierwszy w Polsce, pragnęła zwiedzić Warszawę,szczególnie Trakt Królewski, Wilanów, oraz %7łelazową Wolę,zadzwoniła więc do Bartosza, który akurat przebywał wWarszawie w przerwie pomiędzy zagranicznymi wojażami.Tłumek, oblegający hotel, miał możność zobaczyć młodą,francuską piosenkarkę w kostiumie koloru bitej śmietany,skromnym, ale niezwykle wytwornym, znać pochodzącym zkolekcji C'ardina albo innego znamienitego domu mody, orazwybitnego aktora w najmodniejszym dżinsowym ubraniu,wsiadających do samochodu i odjeżdżających w stronę StaregoMiasta.Jasne włosy Christine lekko rozwiewał ciepły, wiosennywiatr.Po godzinnej przejażdżce para ta wstąpiła na kawę ilody do Bazyliszka na Rynku Starego Miasta, gdziecisza i półmrok nastrajały do rozmowy. Mam do ciebie prośbę powiedziała Christine,wyciągając z białej, skórzanej torby notesik w czerwonejoprawce. Mama prosiła mnie, żebym odwiedziła jejznajomego z czasów młodości.Nazywa się, zaraz.Mu-szę odczytać.Ma takie dziwne nazwisko W o l w i c z ,Igor Wolwicz sylabizowała, śmiesznie otwierając usta.Nie znała polskiego języka i wymawianie niektórychzgłosek sprawiało jej trudność. Mieszka na ulicyMokotowskiej. Bardzo chętnie, pojedziemy tam zgodził się Oliga. Jak się miewa twoja mama? Dziękuję, teraz dobrze.Po śmierci ojca zupełnie sięzałamała, ale trwało to bardzo krótko.Odkąd podjęłabadania naukowe i zajęła się wyłącznie pracą dającą jejdużo satysfakcji wróciła do całkowitej równowagi.Wieszjak rzadko się widujemy, ale przy okazji każdego spotka -nia mamy sobie niezmiernie dużo do powiedzenia.Kiedydowiedziała się, że jadę do Polski, którą uważa za swojądrugą ojczyznę, poprosiła mnie o odszukanie tego męż -czyzny.Chyba ma to dla niej duże znaczenie.Artyści wsiedli na Podwalu do samochodu.Dom podwskazanym przez Christine numerem świecił z daleka bieląnowej elewacji. Pójdę się dowiedzieć o tego pana.Poczekasz namnie? zapytał Oliga, wysiadając z wozu, i sprężystymkrokiem, wyuczonym w warszawskiej PWST, podążył kubramie.Szybko przejrzał listę lokatorów i stwierdził, żenazwisko Wolwicz na niej nie figuruje, jego mieszkaniezaś zajmują niejacy państwo Jabłonkowscy.Aktor, jakoczłowiek bardzo uczynny i skrupulatny, postanowił natym nie poprzestać, lecz uzyskać więcej informacji.Wtym celu udał się do gospodarza domu, który szczęśli-wym zbiegiem okoliczności podlewał właśnie kwiatki naoknie w swoim apartamencie. Wolwicz, Wolwicz podrapał się za uchem. Niesłyszałem, ale, panie, pracuję tu dopiero trzy lata, coja mogę wiedzieć o dawnych lokatorach.Stale się tu ktośwprowadza i wyprowadza. Może jednak tu mieszka ktoś, kto mógłby coś o nimpowiedzieć podsunął Oliga. Z takich starych ludzi, co tu przyszli po wojnie tochyba nikt.Ale zaraz, zaraz. tym razem puknął się wczoło może taka jedna pani, wdowa.Ojciec jejniedawno umarł, oni najdłużej mieszkają w tym domu chwilę medytował i energicznie dorzucił: niech pan idziepod siedemnasty, to w podwórku na trzecim piętrze. Dziękuję panu Oliga miał zamiar już wyjść, gdy zdrugiego pokoju wybiegła zapłoniona kilkunastolatka,trzymająca kartkę w ręku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]