[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ruszyła dalej, patrząc w niebo.Oddawna nie widziała tylu gwiazd.Zwykle obawiałaby się takiej samotnej przechadzki nocą.Nikt nie wiedział,gdzie przebywa ani co robi.RLTZdarzyło jej się to chyba po raz pierwszy w życiu.Gdyby nagle zniknęła, upłynęłoby wiele dni, zanimkomukolwiek przyszłoby do głowy za nią zatęsknić.Ta na pozór straszna myśl podziałała na nią dziwniewyzwalająco.Po czterdziestu minutach dotarła do hotelu.Signora zirytowała się, że obudzono ją o tak póznej porze.Sara próbowała się wytłumaczyć, lecz była zbyt zmęczona, by się tym specjalnie przejąć.Padła na łóżko iprzespała bite dziesięć godzin.Gdy się zbudziła, zorientowała się, że pora śniadania już minęła, więc znów siępołożyła.Czuła niesłabnący głód wypoczynku i pomyślała, że jej wyczerpanie wynika zapewne z braku snów.Zresztą, na jakie sny liczyła? Czy łoże śmierci średniowiecznej zakonnicy mogło jej przekazać coś dotądnieznanego?Tracąc kontakt z rzeczywistością, Sara przypomniała sobie boksera Floyda Pattersona, który ponoćnotorycznie przysypiał podczas treningów.Zawsze wydawało jej się to dziwne, lecz teraz nagle nabrało sensu.Sen był idealnym lekiem na wszystko.Lepiej przecież przespać niepokój, niż go doświadczać.W końcu coś jej się przyśniło.We śnie starała się o kredyt w banku, lecz zamiast się tam udać, poszłana plażę, gdzie jakiś Merv Griffin" negatywnie zaopiniował jej wniosek, ponieważ brakowało na nim podpisuPaula.Gdy Sara usiłowała mu wyjaśnić, że rozstała się z chłopakiem, ten nagle się pokazał i oświadczył, że niepotrzebują kredytu, ponieważ dysponuje pieniędzmi.Potem zjawiła się Ethel Merman i zaczęła śpiewać.Po przebudzeniu Sarze przypomniał się kolejny powód, który nie mógł jej pomóc w ewentualnejkarierze psychoterapeutki: nie wierzyła w sny.Niby coś w nich było, ale właściwie uważała, że to jakieśbezsensowne odpady wynikające z aktywności mózgu, pozostałości po myślach, które nie przebiły się doczołówki świadomości.Podrzędne myśli.Uświadomiła sobie, że przespała cały dzień.Znów zapadł wieczór,więc wróciła do łóżka.Na scenie stała Claire.To była ona, a zarazem nie ona skonstatowała we śnie Sara i nadalspodziewała się dziecka.Sara usiadła na podium obok niej, a na widowni dostrzegła wszystkich znajomych:Paula, pana Emmonsa, Denisa, Nykki, pana Ivesa i pana Burke'a.Patrzyli właśnie na nią.Czy nie powinna imczegoś powiedzieć? Próbowała się odezwać, ostrzec ich przed czymś, lecz nie mogła wydobyć z siebie głosu.Gdy jej się to wreszcie udało, jej słowa nie miały sensu.Każdy widział, jaka z niej w istocie idiotka.Pózniejpołożył się na niej Paul i powoli wyciskał z niej życie, dusił ją.Sara rozejrzała się, szukając ratunku, lecz dostrzegła jedynie roześmianą Claire, rozbawioną jej walką oprzetrwanie.Czuła jednak, że koleżanka niepotrzebnie tak się cieszy, bo i jej zagraża niebezpieczeństwo.Chciała ją ostrzec albo przynajmniej tak przygadać, żeby przestała triumfować.Wtedy podszedł do niejtrzynogi, rozweselony tym wszystkim pies.Zmiał się.Polizał twarz Sary.Nie spotka cię nic złego zdawałsię mówić.Przecież to koszmar chciała mu krzyknąć Sara. Spójrz tylko!Zorientowała się, że to był sen i że koniecznie trzeba już wstawać.Usłyszała walenie w drzwi, jakbyktoś je wyważał.Rzucała się na łóżku, choć ręce miała unieruchomione.Rozwarła usta do krzyku, chybabezgłośnego.Czyjeś ręce chwyciły ją za ramiona i mocno potrząsnęły.Otworzyła oczy.Ujrzała nad sobąstaruszkę. Bez krzyków, okay? Nie krzyczeć? przekonywała kobieta, niby grzecznie prosząc.Sara usiadła na łóżku.Miała jeszcze w pamięci swój sen.RLT Już dobrze? spytała kobieta, podając jej szklankę wody.Sara przytaknęła.Owszem, czuła się niezle. Która godzina? zainteresowała się.Musiała jechać do Paryża ostrzec Claire.Przed czym? Wkażdym razie była pewna, że coś jej grozi. Dochodzi jedenasta.Za godzinę wpuszczam następnych gości.Proszę teraz płacić, okay? Tak słabym głosem zapewniła Sara.Zapłaci.RLTSpokój.wspomnienie osoby, której się już najpewniej nigdy nie ujrzy, lecz mimo to nadal bardzo poważa, zbytmocno maltretuje duszę, a gdy taka udręka ciągnie się rok lub dwa, człowiek gotów jest uczynić wszystko, byodzyskać spokój.Charlotte Bront�, list do profesora Hegera, 1845Oj, kochanie, o sny musisz zapytać ojca.Ja się zajmuję szafami powiedziała matka, wzdychając zniepokojem. Po co pojechałaś do Włoch? dociekał ojciec. Dlaczego się wybierasz do Paryża? drążyła też matka. Miałam sen zaczęła Sara. O Paryżu? Już wpuszczają na pokład samolotu. Wszystko u ciebie w porządku? Tak, dam sobie radę, dzięki.Pa, pa.Był 31 sierpnia.Uświadomiła sobie, co to za dzień rocznica śmierci Diany.Właśnie wtedy miało sięzacząć paryskie sympozjum Claire.Dojazd pociągiem z lotniska okazał się nieskomplikowany.Trudniejszabyła przesiadka na Gare du Nord.Sara szukała połączenia z miejscem, gdzie odbywało się sympozjum.Znajdowało się w pobliżu Ritza.Dziewczyna pamiętała o tym, bo Claire niezle się natrudziła, by zarezerwowaćna koktajl lokal, w którym Diana przed śmiercią jadła kolację.Zdaniem Sary był to dość makabryczny gest.Informacje ogłaszano głośno po francusku pomiędzy sygnałami przyjazdów i odjazdów pociągów.Sarapoczuła, że ogarnia ją panika.Nie mogła znalezć połączenia.Niby prosta sprawa, ale za każdym razem, gdyprzystawała przed mapą metra na ścianie, zaraz pojawiał się jakiś przymilny pan, który pytał po angielsku zsilnym francuskim akcentem: Bonjour, ch�rie, czy mogę pani w czymś pomóc?" Sarze przypominały siętabuny odrażająco usłużnych Francuzów spotkanych w trakcie roku studiów za granicą.Oto znów się zjawialidziesięć lat pózniej, jakby czas się ich nie imał, i nadal nie zważali na jej obrzydzenie. Allez! mamrotała, dodając szybko S'il vous pla�t. Umknęła dżentelmenowi numer trzy i stałaz wyzywającą amerykańską niezależnością, rozpostarłszy przed sobą mapę.Ktoś poklepał ją po ramieniu.Sara odwróciła się. Allez!Upłynęło kilka sekund, zanim skupiła wzrok na młodym mężczyznie, który jakby emanowałwewnętrznym światłem.Zdawał się rozbawiony jej irytacją nie w sposób protekcjonalny, lecz jak święciubawieni tym, że ludzie biorą wszystko tak bardzo serio. Pozwoli pani, że pomogę odezwał się łagodnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]