[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.po prostu nie mogę sobie wytłumaczyćtego, co widzisz.Nie przychodzi mi do głowy żadne naukowe wyjaśnienie.Co ty właściwiewidzisz?- Nie wiem, czy ja widzę te numery, czy tylko o nich myślę.Kiedy patrzę komuś w oczy,numer po prostu się pojawia.Jest tam i ja go znam.Zawsze je widziałem.-1 to jest data, kiedy ktoś umrze?- Tak.Moja mama, inni ludzie.Widziałem ich numery.Widziałem ich śmierć.Nelson nie wie, co ze sobą zrobić, gdzie spojrzeć.To nie jest typ faceta, który by do mnie podszedł i prosto z mostu zapytał o swój numer.Ale myśli o tym, a ja to widzę i przeklinam to, tendar, ten ciężar.Chciałbym móc coś powiedzieć, zapewnić go, że wszystko będzie w porządku, alejego numer krzyczy, rozsadza mi głowę.- Nelson.brachu.- zaczynam.On się denerwuje jeszcze bardziej, bo nie wie, co będzie dalej.Odchrząkuje, a jego palcezawzięcie walą w klawiaturę.- Rząd też coś wie - wykrztusza po chwili.- Zobacz.Blokują imprezy publiczne w całymLondynie.Wszystkie zgłoszenia z prośbą o zezwolenie od 31 grudnia są odrzucane.To sylwester,Adam.Muszą się czegoś bać, skoro odwołują imprezy sylwestrowe.- Rząd wie.?- Na to wygląda.Gdy tylko na jakiejś stronie pokaże się 01 01, zamykają ją.Dlatego tak sięzdziwiłem, że to zdjęcie, ten Micah wciąż tam jest.Powinienem być zadowolony, nie? Zadowolony, że mi nie odbiło.Zadowolony, że inni teżwiedzą o pierwszym.%7łe nie jestem sam.Ale czuję tylko przypływ paniki.Każdy mój nerwdygocze, całe ciało jest w stanie alarmu.To jest prawda.To się wydarzy.-1 zobacz coś jeszcze.Bliżej nas.Jeśli nadal tam jest.Zrobiłem zakładkę.o, tutaj.-Otwiera kolejną stronę iprzesuwa laptopa do mnie.Na początku nie łapię, co mi próbuje pokazać.Cały ekran zajmuje obrazek, chyba jakieśgraffiti.- Przewijaj w prawo i w lewo, żeby zobaczyć całość.To wygląda jak teren ogarnięty wojną: ciemność, chaos, niebo pełne dymu, ręcewyciągające się z gruzów, wielkie dziury tam, gdzie powinny stać domy.Przewijam w prawo.Jest tam data, jak banner na górze: 1 stycznia 2027.A potem czernie,szarości i brązy zamieniają się w czerwienie, pomarańcze i żółcie, na ekranie pojawiają siępłomienie.Nelson nie patrzy w ekran - obserwuje mnie, żeby zobaczyć moją reakcję.Znowu przewijam.Zamiast rąk widzę teraz twarze wykrzywione bólem i przerażeniem.Jestmałe dziecko z przymrużonymi oczami, łzy leją mu się po policzkach.I mężczyzna, który trzyma todziecko, czarny.Płomienie odbijają się w jego oczach, ale to nie na ich widok czuję kamień wbrzuchu.Jego twarz.Skóra jest pokryta bliznami i nierówna.To ja.To ja jestem tym facetem na obrazie.Tym z płomieniami w oczach.Zaraz się porzygam.Z całych sił staram się nie czuć zapachu dymu, nie słyszeć wściekłego trzasku płomieni.- Co to? - Babcia podchodzi i zagląda mi przez ramię.Dym z jej papierosa dociera do mnie, zaczynam się krztusić.Ona odgania go, machającrękami, ale jest za pózno.Znowu jestem tam, bezradny, kiedy ogień wgryza się we mnie.Wykasłujęsobie płuca, nie mogę oddychać.Chwiejnie docieram do drzwi frontowych.Na dworze zginam się wpół, kaszląc i rzygając na babciną kolekcję gipsowych krasnali.- Adam! Adam! Nic ci nie jest? Uważaj na Norrisa! To mój ulubiony.Boże, trafiłeś wniego.Babcia stoi tuż obok mnie, patrzy, jak wypluwam wszystko, co mam w żołądku.Potem, zaraz po ostatnim skurczu, moje ciało zaczyna się odprężać.Chłodne nocnepowietrze wdziera się do moich płuc kawałek po kawałku.Prostuję się.Zostajemy tam przezchwilę.Oddycham głęboko, przypominam sobie, jak to jest być człowiekiem.A babcia gada coś oswoich krasnalach.Kiedy wracamy do środka, Nelson pakuje laptopa.- Gdzie to jest, ten obraz? - pytam.- Paddington, pod torami, tuż koło Westboume Park Road. - Muszę tam iść, zobaczyć.Na samą myśl o tym zaczynam się trząść.- Nelson?- Tak?- Powinieneś się wynieść z Londynu.Nie powinieneś tu być.- Co.? Z mamą i braćmi? A dokąd mielibyśmy pójść?- Nie wiem, gdziekolwiek.W każdym razie zabierz ich z tej mapy.- Mogę spróbować.Ale co ja im powiem? Jak ich namówię?- Nie wiem.To pytanie za milion.Gdybym znał odpowiedz, nadałbym to na cały kraj.%7łeby wszyscy się wynieśli z Londynu.Babcia patrzy na mnie z błyskiem w oku.- No, już lepiej - mówi.- To mi się podoba!- Baaabciu.Znowu gapi się na mnie, jakbym był jakimś pierdolonym Mesjaszem.- Adam, możesz to zrobić.Możesz uratować ludzi.Nelson zerka szybko na mnie, na nią i znowu na mnie.Ja na jego miejscu wykonałbym strategiczny odwrót i nawet się nie obejrzał.Ale ja niejestem nim, a on zamiast ruszyć do drzwi, wypala:- Internet.Kontrolują główne serwery i wyszukiwarki, ale jest cała sieć równoległa, doktórej wciąż się nie dobrali.Milion blogów, forów i tweetów.To się może wydostać, zanim ktoś topowstrzyma.Dasz radę.- Jesteś genialny!Chłopak kręci głową, ale widać, że jest zadowolony.- Technicznie rzecz biorąc, musiałbym mieć IQ ponad 140, a mam tylko 138.- Olał tych parę punktów; między nami, kumplami, to jest gówno warte, nie? Słuchaj, ja sięna necie w ogóle nie znam.Kompletnie nic nie kumam.Możesz się tym zająć?Marszczy czoło.- Nie od razu.Nie wiem za dużo o parasieci.Musiałbym stworzyć ukrytą tożsamość iznalezć sposób, żeby nie mogli mnie wytropić.- Spróbujesz?- Jasne.Daje mi swój adres i numer komórki.Babcia zamyka za nim drzwi i szczerzy się do mnie.- Wzięliśmy się do tego, Adam! Zmienimy historię!Staram się nie dać się ponieść jak ona.Chcę wierzyć, że możemy coś zmienić.Ale ciąglewracam myślami do numerów i tego, że nigdy przedtem nie udało mi się ich zmienić.Mama, Junior, Carl.Czy tylko się oszukujemy?I w samym środku tego wszystkiego, masy numerów, wszystkich tych śmierci zbliżającychsię do Londynu, jestem ja.Ktoś namalował mnie w samym centrum wydarzeń, otoczonegopłomieniami.Ten ktoś musiał mnie poznać.albo przynajmniej mnie widział, żeby znać mójnumer, żeby tak namalować moją śmierć.%7ładnego pakowania dziś wieczorem.Wiem, co muszę natychmiast zrobić.Znalezć tegogościa, co mnie namalował.Znalezć go i spojrzeć mu w oczy.Wyruszam wcześnie rano następnego dnia, najpierw paroma autobusami, a potem napiechotę.Trzeba iść wzdłuż torów, ale szybko je znajduję.Ulica prowadząca do przejściapodziemnego jest pusta.Wiatr niesie w moją stronę jakieś śmieci.Uchylam się przed nimi ipodbiegam dalej.Nawet w dzień jest tu ciemno.Mury po obu stronach pokrywa graffiti.Kiedy jestem już blisko, zwalniam.Zatrzymuję się przed samym tunelem.Nagle ogarniamnie strach.Biorę kilka głębokich oddechów i wchodzę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •