[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tarandromony mierzył dokładnie w sam środek burty okrętu piratów.* * *Jan Italos trząsł się ze śmiechu.Chichocząc półgębkiem, patrzał, jak dromona Italczykówwchodzi głęboko w burtę okrętu piratów, jak w tej samej chwili zbóje zarzucają bosaki napokład atakującej jednostki, jak krępują ją linami i podpalają, szyjąc ognistymi strzałami.Okręt kupieckiej obstawy i niedawna flagowa dromona Tzachasa stanęły w płomieniach, aleSeldżucy przeskoczyli na galerę Luigiego. Jedna na tysiąc! Gdzie tam! Jedna na sto tysięcy rechotał Italos, widząc, jak pożarogarnia żagle sczepionych ze sobą dromon, a galera odpływa od pogorzeliska, obierając kursku drugiej parze ogarniętych walką statków.Filozof wybuchnął niczym nieskrępowanym śmiechem.Wizja rozmyła się, pozostał tylkosłodki zapach kadzidła i czerwony płomień świecy ulepionej z czarnego wosku na kształtdemona. Jedna na tysiąc razy po sto tysięcy!!!Italos dziarskim krokiem podszedł do okna, odciągnął kotary i rozwarł szeroko okiennice.Zwiatło dnia niechętnie zaczęło rozpraszać zasnute kadzidlanym dymem wnętrze, skrząc sięw wirujących drobinkach kurzu.Mędrzec poślinił palce i zdusił płomień świecy.Choć nazewnątrz świeciło słońce, rozgrzewając ulice miasta do białości, filozof zarzucił na plecypłaszcz, a głowę skrył pod kapturem.Wciąż chichocząc, zszedł na dół.Zatrzasnął drzwi swejwieży i ruszył w stronę pałacu cesarza. To była szansa jak jeden na tysiąc razy po sto tysięcy tłumaczył kwadrans pózniejwładcy. Muszę przyznać, że ta gra była obarczona największym stopniem ryzyka.Toznaczy nie w tym sensie, że mogła spowodować jakąkolwiek wymierną szkodę.Chodzi miraczej, że to nie miało prawa się udać.Aańcuch przyczynowo-skutkowy był zbyt długi, ajednak wszystkie ogniwa utrzymały się w należytym porządku.Przerwał i spojrzał na cesarza, nie będąc pewien, czy on nadąża za tym gorączkowymwyznaniem.Roman Diogenes skinął głową: Mów dalej. Wiedzieliśmy z wizji.Hmmm, który to był? To był srebrny ogień, ogień demonaNasu.W tej wizji widzieliśmy, jak Genueńczycy pod komendą Rodriga Luigiego spiskująprzeciw tobie, panie, i doprowadzają do ustanowienia swojej własnej, sprzyjającej im władzy.Wtedy to wydawało się nieprawdopodobne i niejasne.Teraz jednak jest potwierdzenietamtych obrazów już wtedy ujrzałem skrawek przyszłości, w której przystąpisz do wojny wSyrii przeciwko Seldżukom, choć wizja tego nie pokazywała.Pokazywała za to, jak Italczycyz zaskakującą łatwością przejmują kontrolę nad portami Konstantynopola, po czym działającw porozumieniu ze spiskowcami na dworze, przejmują władzę nad stolicą. Spiskowcy na dworze? Powiedz mi coś więcej o tym.I kto umówił Italczyków? Tego nie wiem, panie.Jak powiadam: mam jeno szczątki obrazów, z których mogęskładać częściowy tylko obraz przyszłości i terazniejszości.Wiem tyle, że buntGenueńczyków był częścią spisku, który knuty jest teraz właśnie, a ma miejsce dlatego, żenadarzyła się niebywała okazja: wielka kampania zbrojna przeciwko Seldżukom. Kto? Kto to uknuł? Dlaczego to przede mną ukrywasz? Panie, tego nie sposób ustalić.Przynajmniej na razie.Bogu należy dziękować za to, żeItalczyków mamy z głowy.Długo się nie podniosą, bo tylko Rodrigo Luigi miał poważanie,które pozwoliłoby przystąpić do wspólnego spisku zwaśnionym Genueńczykom iWenecjanom.I pomyśleć, że wystarczyło tylko ułożyć jeden element tej układanki: znalezć wmieście złodziejaszka, który wykradnie kupcowi pierścień i list od Malik Szacha! Ale przecieto nie musiało doprowadzić do rozstrzygnięcia.Złodziej mógł zawieść, kupiec mógł obraćinszą trasę podróży, pirat mógł łupić kogoś innego setki mil dalej, wreszcie mógł też niewnikać tak bardzo w sprawy Luigiego i widząc proporzec sułtana, odpłynąć w swoją stronę.Mogła być po drodze setka innych przeszkód.A jednak się udało!Jan Italos z ukontentowaniem mierzwił brodę.Oczy błyszczały mu jak u dzikiegozwierza, który dopadł właśnie długo tropioną ofiarę.Basileus Diogenes zachował powściągliwość
[ Pobierz całość w formacie PDF ]