[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Radca Grzebicki trzymał swą małą głowę sztywno, do czego przyczyniały się dwa kołnie-rzyki obwiązane czarną chustką, z dużym węzłem pod brodą.Radca Somonowicz żuł coś nieustannie i cmokał bezzębnymi ustami.Wlokąc swe pantofledefilował z kąta w kąt i stękał.Naraz spostrzegł Marcinka, który lokował się właśnie za krze-słem matki  wstrzymał się i przestając mlaskać spytał: A to znowu co za jeden? No, cóż ma być za jeden!  zawołała opryskliwie  stara Przepiórzycą  syn pani Boro-wiczowej.Pochwaliłbyś go radca oto, bo zdał do szkół, do wstępnej klasy. Co znowu? Ja? Chcesz jejmość, żebym ja chwalił takie postępowanie? Ja mam chwalićza to, że się najniepotrzebniej pcha dzieci do szkół.Paradne! Jak to.najniepotrzebniej, łaskawy panie?  wtrąciła pani Borowiczowa dotknięta dożywego. Najniepotrzebniej  zawyrokował stary radca i urwał rozmowę.Wyjął potem z papiero-wej torebki cukierek landryna i zaczął go ssać przymykając oczy. Facecja! słowo uczciwości. zaśmiał się drugi radca. Znowu coś nowego wymyślił?  zapytała pani Przepiórkowska radcę Grzebickiego. Wcale nic nowego i nie wymyślił, jeśli jejmość chcesz wiedzieć. rzekł Somonowicz. Wszystko idzie do szkół, wszystko się pcha do fraka.Jest nadmiar tego wszystkiego, oto, comówię od lat tylu.Byle szewczyna, krawczyna, już pędraczka do terminu nie oddaje, tylko namędrca, na mędrca! A na mędrca nie każdego Pan Bóg powołał, toteż naokoło siebie widziszjejmość jakichś rozgrymaszonych, rozlazłych, rozkisłych półmędrców, ćwierćmędrców albo icałkiem głupich mazgajów.A ja już widziałem, moja jejmość, jaki to z takiej mąki chleb by-wa.Oto, co ja mówię. Przesada, jak zawsze. wyszeptał piskliwym głosem pan Grzebicki, rozczesując pal-cami lewej ręki swe faworyty. To samo słyszałem i wtedy, akurat to samo słowo: przesada. odrzekł Somonowiczgłosem gardłowym, patrząc nie na radcę Grzebickiego, lecz na Marcina. Wtedy rząd nie stawiał tych dzikich wymagań. Rząd zawsze wie, co robi, i teraz wie również, a nadto czyni, co do niego należy w takimporządku rzeczy.Nie trzeba było. Przecie ja, mój radco, nie zarzucam rządowi złych intencyj i daleki jestem w ogóle odmyślenia o tym.Nie należy jednak, zdaje mi się, pałać pożądaniem tłumienia oświaty, che-che. szydził mały radca. Powtarzam jeszcze raz, że nie wszyscy możemy być filozofami, bo któż by świnie pasał? rzekł radca grubianin, zabierając się do wydobycia z torebki trzeciego cukierka.38  Nigdy, zdaje mi się, nie brakowało jeszcze urzędników do spełniania, zaszczytnegozresztą jak każdy inny, obowiązku pastuchów trzody chlewnej.Obawiać by się raczej trzebaich nadmiaru. Wolę ja nadmiar świniopasów niż nadmiar mądralów. Co kto lubi. Nie o to chodzi, co kto lubi, tylko o to, gdzie jest rozum, ergo racja.Czy powiesz mi wa-ćpan, że może nie od półmędrków wychodziła ta  inicjatywa , ów tak zwany  duch ? Czy niew tych łbach, z błota podniesionych, lęgła się anarchia? O to właśnie pytam się waćpana poraz tysiączny! Ależ na miłość boską, przecie z tych głów, jak radca mówisz, z błota podniesionych,wypływało również, że się tak wyrażę, światło. Co mi tam z pańskiego światła!  wołał Somonowicz wytrząsając ręką. Gdzie byłoświatło, kiedy błazniska budowały awantury? Co zwyciężyło, skandal czy jakieś tam światło?Pytam! Zwyciężył, mości dobrodzieju, skandal.Owo światło  mówił dalej, wytrzeszczającoczy i miażdżąc wzrokiem Grzebickiego  częstokroć, a nawet prawie zawsze wspierałoskandal.Oto, co mówię od dawien dawna!. Ja nie jestem zwolennikiem skandalów, owszem, jestem ich zajadłym wrogiem  mówiłGrzebicki wydymając groznie swe czerwone policzki i wznosząc brwi wysoko  byłem i je-stem wrogiem zdecydowanym, powiadam, o tym radca wiesz najlepiej, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •