[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wzi¹³em narzêdzie w milczeniu i poszliSmy szybkim krokiem w stronê browaru.Poranek by³ piêkny, sierpniowy i cisza ogromna w powietrzu.Miasto jeszcze spa³o.Milcz¹cprzeszliSmy rynek, most na rzece i skrêciliSmy w lewo przez bulwary na goSciniec, wij¹cysiê w dal pomiêdzy topolami.Do browaru by³ kawa³ek drogi.Po kwadransie wytê¿onego chodu zeszliSmy z traktu w bokpod przedmiejskie przylaski, rzucaj¹c siê na prze³aj przez siano¿êcia.W oddali ponad ol-szynk¹ zarysowa³y siê miedzianymi p³atami dachy budynków browarowych.Kalina Sci¹gn¹³ kapê z g³owy, prze¿egna³ siê i zaczai bezg³oSnie poruszaæ wargami.Szed³emobok w milczeniu, nie przerywaj¹c modlitwy.Po chwili majster nakry³ z powrotem g³owê,Scisn¹³ mocniej siekierê i zagada³ cicho:- Licho - nie browar.Piwa tam i tak ju¿ od lat jakich dziesiêciu nie warz¹.Stara rudera i tyle.Ostatni piwowar, niejaki Rozbañ, podobno zbankrutowa³ i powiesi³ siê z rozpaczy.Rodzina,sprzedawszy za bezcen miastu budynki i ca³y inwentarz, gdzieS wynios³a siê w inne strony.Nastêpca dot¹d ¿aden nie zg³osi³ siê.Kot³y i maszyny maj¹ byæ liche i starego systemu, a nanowe nie ka¿dego staæ; nikt nie chce ryzykowaæ.- Wiêc kto w³aSciwie kaza³ oczySciæ komin? - zapyta³em, rad z tego, ¿e zawi¹zana rozmowaprzerwa³a przykre milczenie.- JakiS podmiejski ogrodnik, który przed miesi¹cem za pó³darmo sprowadzi³ siê do pustegobrowaru z ¿on¹ i starym ojcem.Ubikacyj maj¹ sporo i miejsca doSæ, choæby dla kilku rodzin.Sprowadzili siê pewnie do izb Srodkowych, zachowanych w najlepszym stanie, i ¿yj¹ sobieza tanie pieni¹dze.Teraz im kominy glancuj¹, bo stare ju¿ i têgo sadz¹ zapchane.Nie czysz-czone od dawna.- Nie lubiê tych starych kominów - doda³ po ma³ej przerwie w zamySleniu.- Dlaczego? Czy mo¿e dlatego, ¿e wiêcej z nimi roboty?- G³upiS, mój kochany.Bojê siê ich - rozumiesz - bojê siê tych starych, od lat nie tykanychszczotk¹, nie skrobanych ¿elazem wlotów.Lepiej zwaliæ taki komin i nowy postawiæ, ni¿dawaæ go czySciæ ludziom.Popatrzy³em na twarz Kaliny w tej chwili.By³a dziwnie zmieniona lêkiem i jak¹S wewnêtrzn¹odraz¹.- Co to wam, panie majstrze?! A on, jakby nie s³ysz¹c, mówi³ dalej zapatrzony gdzieS w prze-strzeñ przed siebie:- Niebezpieczne s¹ wielkie zwa³y sadz nagromadzonych w w¹skich, ciemnych szyjach, doktórych s³oñce nie ma przystêpu.I nie tylko dlatego, ¿e siê ³atwo zapalaj¹.Nie tylko dlatego.My, kominiarze - uwa¿asz - przez ca³e ¿ycie walczymy z sadzami, przeszkadzamy ich nad-miernemu skupianiu siê, zapobiegaj¹c wybuchowi ognia.Lecz sadze s¹ zdradliwe, mój] ko-chany, sadze drzemi¹ w poæmie kominowych gardzieli, w dusznocie piecowych spadów i czy-haj¹.na sposobnoSæ.CoS mSciwego w nich tkwi, coS z³ego siê czai.Nigdy nie wiesz, kiedyi co siê z nich wylê¿e.Umilk³ i spojrza³ na mnie.Chocia¿ nie rozumia³em tego, co mówi³, s³owa jego wypowiedzia-ne z moc¹ przekonania podzia³a³y na mnie.USmiechn¹³ siê swym dobrym, poczciwym uSmie-chem i doda³ uspokajaj¹co:- Mo¿e to, co mia³em na mySli, nie sta³o siê; mo¿e tutaj zasz³o zupe³nie co innego.G³owa dogóry! Zaraz dowiemy siê wszystkiego.JesteSmy na miejscu.60Jako¿ dotarliSmy do celu.Przez szeroko rozwart¹ bramê wjazdow¹ wszed³em za majstremna obszerny dziedziniec, z którego prowadzi³o mnóstwo drzwi do zabudowañ browarnianych.Na progu jednego siedzia³a ogrodniczka z dzieckiem przy piersi, w g³êbi oparty o skrzyd³odrzwi sta³ jej m¹¿.Zoczywszy nas, mê¿czyzna zmiesza³ siê i z widocznym zak³opotaniemwyszed³ na spotkanie:- Panowie zapewne do nas wedle tego komina?- JuSci - odpowiedzia³ ch³odno majster - ¿e do was, tylko nie wedle komina, lecz wedle dwóchludzi, których tu pos³a³em do jego oczyszczenia.Zak³opotanie ogrodnika widocznie wzros³o; nie wiedzia³, gdzie oczy podziaæ.- Czeladnicy moi dot¹d nie wrócili z browaru! - krzykn¹³ z pasj¹ Kalina, wpatruj¹c siê weñgroxnie.- Co siê tu z nimi sta³o? Wy mi za nich odpowiadacie!- Ale¿, panie majstrze - wybe³kota³ ogrodnik - doprawdy nie wiemy, co siê w³aSciwie z nimista³o.MySleliSmy, ¿e pierwszy do tej pory ju¿ siê odnalaz³, a o drugim te¿ nie potrafiê panomdaæ ¿adnych wyjaSnieñ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]