[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. George, idę do pokoju w korytarzu oznajmiłaMayola Ferrival. Mógłbyś powiedzieć panu Jeremy, żewróciłam i że jest ze mną pan Callaghan?Callaghan pomyślał: Więc telefonowała do niego.Jeremy na mnie czeka.Ta Mayola nie lubi ryzykować.Zdjął płaszcz i umieścił go wraz z kapeluszem nawieszaku stojącym w kącie holu, a potem ruszył za niąkorytarzem po prawej ręce, wiodącym na ukos w głąb domu.Jeremy wyszedł zza czerwonej aksamitnej kotary,zasłaniającej drzwi koło regałów z książkami.Był wysoki, barczysty, trzymał się prosto.Ramionamiał kwadratowe; włosy czarne; wąs pieczołowiciezakręcony.Oczy duże, bardzo niebieskie, bardzo złowróżbne.Doskonale skrojony smoking leżał na nim jak ulany.Koszula była nieskazitelnie czysta.Ogromne dłonie zwisałymu luzno u boków, palce miał łopatkowate, paznokciepłaskie.Jeremy był władczy, silny, inteligentny.Callaghan,obrzuciwszy go prędkim spojrzeniem, pomyślał: Facet jakcholera niebezpieczny.Nie da sobie zawracać gitary i nie164będzie się namyślał, czy zabić.jeżeli mu to ujdzie płazem: abardzo prawdopodobne, że nawet choćby nie uszło! Facet,który się przed niczym nie cofnie.Właśnie taki, dla jakiegonadaje się kobieta w typie Mayoli.No, to jazda.Będzie naco popatrzeć.Callaghan siedział w dużym fotelu po jednej stroniekominka, Mayola Ferrival po drugiej.Jeremy spoglądał przezchwilę na Callaghana, pózniej podszedł do podręcznegobarku, otworzył go i wyjął przygotowaną tacę, na której stałykarafka, syfon i szklanki.Nalał trzy niezłe porcje, przeniósłtacę na stół pośrodku pokoju, postawił, podał jedną szklankęMayoli, drugą Callaghanowi.Po czym stanął przedkominkiem, plecami do ognia, patrząc z góry i z ukosa nadetektywa.Callaghan podniósł na niego wzrok i uśmiechnął się.swoim dziwnym uśmieszkiem.Mayola, pijąc, spoglądała nanich ponad krawędzią szklanki i myślała: Ale się dobrali dwajtacy-nie-tacy! Boże, co za para! Jeden: same mięśnie, waga,przebiegłość, drugi: same ścięgna, stalowe nerwy i zapewnepiekielna bystrość pod tym obnażającym zęby uśmieszkiem.Ciekawa jestem, który z nich wyjdzie cało.W każdym raziejest na co popatrzeć.Powiedziałabym, że Jeremy ma szczyptęprzewagi.Callaghan za daleko zabrnął, żeby mógł należyciewalczyć.Jeremy odezwał się z cicha. No więc, Callaghan rzekł. Panna Ferrivalzadzwoniła do mnie i przekazała mi treść rozmowy, jakąmieliście w Zerach i Krzyżykach.Muszę przyznać, żebardzo to interesujące.Oświadczyłem jej, że chętnie bym ztobą pogadał tutaj, gdzie nam nikt nie będzie przeszkadzał.165Callaghan kiwnął głową i wyjął paczkę papierosów.Zapalił i zaciągnął się głęboko. Co tu dużo gadać, Meraulton odparł. Skoro pannaFerrival już ci zdążyła powiedzieć, o czym żeśmy mówili wKlubie Zer i Krzyżyków, to zdaje mi się, że pozostaje ci tylkozdecydować się, czy zapłacisz, czy nie; czy mam postarać siępołożyć rękę na tym testamencie waszego stryja, czyzostawić sprawę, jak jest: i niech ten Sammy Szeik, kto by tonie był, wysyła go do adwokatów.Jeremy zaczął się uśmiechać.Ten uśmiech rozświetliłjego twarz jakby przebłyskiem okrucieństwa.Mayola, nawpół ubawiona, błyskała oczyma, przenosząc je z twarzyJeremego na Callaghana i z powrotem.Rozkoszowała się. Może by tak było, gdyby interes się zaczynał ikończył na osobie Sammy Szeika rzekł Jeremy. Alepięćset funtów to duży pieniądz jak na to, żeby go dać w łapyosobnikowi takiemu jak pan Callaghan, który, jeśli wolno siętak wyrazić, nie ma kryształowej reputacji. Dobra jest powiedział Callaghan. Przedewszystkim co tu będziemy gadać nie na temat?Bez pośpiechu wypuścił smużkę dymu z nozdrzy. Poza tym ciągnął ozięble kto ty jesteś, do diabła,żeby mi tu prawić o reputacji? Mam wrażenie, że jak nafaceta, wyrzuconego z wojska za szachrowanie przy kartach,masz piekielnie dużo tupetu, żeby mi tu gadać o reputacji;więc jeżeli chcesz w ogóle ze mną gadać, to radzę ci nierozpuszczać języka.Uśmiech Mayoli stał się szerszy.Zanosiło się na cośbardzo dobrego.Jeremy poczerwieniał.Rumieniec ukazał się napoliczkach, ogarnął całą twarz, rozlał się aż po szyję.Jeremyopanował się z wysiłkiem.166 Doskonale powiedział. Nie będziemydyskutować o reputacji, twojej czy mojej.Pomówimy oSammym Szeiku.Może byś mi powiedział, Callaghan, jaką jamam gwarancję, że kiedy ci wręczę sumę pięciuset funtów, todosyć nieokreślone i mgliste indywiduum odda ci testament?i jaką mam gwarancję, że kiedy i jeżeli w ogóle godostaniesz, to mi go wręczysz?Callaghan się obszczerzył. %7ładnej powiedział. Na tym polega cały dowcip.Musisz zaryzykować.Ale nie będzie to pierwsze w twoimżyciu ryzyko, co, Meraulton? Swoją drogą ja wcale niewymagam, żebyś mi wręczał pięćset funtów.Znam tychłobuzów.Sądzę, że jak Sammy Szeik zobaczy dwieściepięćdziesiąt albo i dwieście to z radością położy grabę natej forsie i da za nią ten kawałek papieru.No i dobrze.Akiedy ja ci go wręczę, ty dołożysz mi tyle, ile będziebrakowało do pięciuset.Nie widzę w tym błędu.Jeremy podszedł do barku i wziął małe cygaro.Przebiłje i starannie zapalił. Powiedz mi, Callaghan rzucił czy ten SammySzeik nie nasuwa ci żadnych podejrzeń? Czy nie domyślaszsię, kto to może być? Czy w tej twojej bystrej łepetynie napewno nie wykluwa się żadne, nawet najsłabsze skojarzenie,co to za jeden?Callaghan wzruszył ramionami. To może być każdy powiedział. Nie domyślamsię, kto to jest, ale mogę się domyślać, kim jest.Bo wziąwszyna zdrowy rozum, skoro panna Cynthis Meraulton mogła sięzwrócić do jednego prywatnego detektywa, czyli do mnie, tomogła się zwrócić jeszcze i do drugiego? Jest w tym krajuparu tak zwanych detektywów prywatnych, którzy nie sążadnymi detektywami.Czystej wody opryszki i tyle
[ Pobierz całość w formacie PDF ]