[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mimo to wciąż miała wrażenie,RSże zrobiła coś złego.Rzuciła krótkie spojrzenie w stronę Sullivana izauważyła, że odwraca od niej wzrok.Tu już nie chodziło o powstrzymaniewłamywacza przed kolejnymi kradzieżami.Po raz kolejny uzmysłowiłasobie, że dzieje się coś znacznie poważniejszego.168Rozdział 14Sullivan ciężko opadł na fotel i jęknął z bólu.Piekielna rana poważniedawała mu się we znaki.Kiedy pani Howard uprzątnęła naczynia po kolacji,natychmiast odesłał ją do domu, by móc cierpieć w samotności.Miał wkieszeni płaszcza piersiówkę z brandy, ale brakowało mu sił, by wstać i jąprzynieść.Ogień płonący w kominku sprawił, że mały pokój wydawał sięprzytulny i radosny.Za to jego właściciel był w wyjątkowo ponurymnastroju.Trzasnęły frontowe drzwi.- Przyniosłem ci dwa obole dla Charona - rozległ się głos Brama i pochwili przyjaciel wszedł do pokoju.- Podobno jesteś martwy i szykujesz siędo przepłynięcia Styksu.- Dlaczego nikt nigdy nie puka? - spytał Sullivan.- Jakbym byłotoczony przez włamywaczy.- I kto to mówi! Masz brandy?RS- W kredensie w kuchni.Mnie także nalej.- Jak na człowieka utrzymującego się z pracy rąk, masz niezły gust,jeśli chodzi o napitki - powiedział Bram, wracając z kuchni z butelką i dwie-ma szklankami.- Dziękuję.- Naprawdę cię postrzelił? - spytał przyjaciel, hojną ręką napełniającnaczynia i siadając w fotelu naprzeciwko Sullivana.- Chwalił się w klubiecały dzień.Podobno na ulicy była krew.- Trafił w drzewo.Dostałem drzazgą.Bram spojrzał na niego znadszklanki.- Znam kilku lekarzy, którzy potrafią zachować dyskrecję.169- Nie trzeba.I dzięki, że po osiemnastu godzinach przyszedłeśsprawdzić, czy nie wyzionąłem ducha.- Byłem rano.Sullivan zesztywniał.Podniósł szklankę do ust, by ukryć niepokój.- Naprawdę? Chyba zauważyłbym twoją obecność.- Zobaczyłem powóz Dunstona przed domem i krążącą na tyłachkariolkę Chalseyów.Przeraziłem się i odjechałem.- Czyli nie miało to nic wspólnego z nagłym odpływem przyjacielskichuczuć - odetchnął z fałszywą ulgą Waring, by pokryć zmieszanie.- Czego chciał markiz? - Bram wyprostował nogi w kierunku kominka.Był ubrany w wieczorowy strój, ale wyraźnie nigdzie się nie spieszył.Sullivan też miał czas.Noga mocno mu dokuczała, jednak była jeszcze innarzecz, która martwiła go znacznie bardziej.Widząc, że Bram czeka na odpowiedź, wzruszył ramionami.- Kazał mi zaprzestać złodziejskich eskapad i trzymać się z daleka odOlivera i jego wybranki.RS- A lord Darshear? Też przyjechał w sprawie córki? Mógł się umówićz Dunstonem, żeby się nie dublować.Sullivan zawahał się.Ufał Bramowi, ale wiedział, że przyjaciel jestznany ze swojego cynizmu.- To nie był Darshear, ale jego dzieci.Johns pochylił się w jegokierunku.- Cała trójka?- Douglas i Isabel.Usłyszeli, że twój ojciec zastrzelił złodzieja i chcieliwiedzieć, czy chodziło o mnie.- Oboje?- Tibby powiedziała o mnie bratu.170- Ranisz moje uczucia.Myślałam, że to będzie nasza tajemnica, a wieo tym połowa Londynu.- Bardzo zabawne.Nie dostaniesz ode mnie ani jednego cygara.- Mieliśmy umowę.- Książę mnie postrzelił.Sam sobie kup cygara.Bram prychnął i wstał.- Żebyś wiedział.Jadę na przyjęcie do Fordhamów.Książę też się tamwybiera.Pozbyłeś się tego piekielnego bożka płodności?- Był za duży, ale pozbawiłem go najważniejszego atrybutu.Mogę cigo podarować.- Nie, dziękuję! Może później.Nie mogę się doczekać rozmowy zksięciem.Postaram się okazać mu wiele współczucia.Sullivan obserwował, jak przyjaciel kieruje się w stronę drzwi,zastanawiając się, czy powinien powiedzieć coś jeszcze.W końcu podjąłdecyzję.- Bram?RSJohns zatrzymał się z dłonią na klamce.- Czy możesz mieć oko na lady Isabel? Dziś po raz pierwszy wsiadłana konia.Była tak uszczęśliwiona, że mnie uściskała.Jej przyjaciółki towidziały.- Jesteś jedną wielką zagadką - westchnął Bram, odwracając się kuniemu.- Opowiadasz mi o kradzieży i postrzale, ale zatajasz, żedziewczyna.- To było całkowicie niewinne - przerwał mu Waring.- W przeciwieństwie do pocałunku.- Pocałunków.171- A niech cię! - Bram wrócił na swój fotel.- Nie jestemnajodpowiedniejszą osobą do udzielania rad dotyczących spraw serca czyalkowy, ale.Chcesz zrujnować tę biedaczkę?- Oczywiście, że nie! Jak możesz o to pytać?!- Nigdy nie darzyłeś sympatią ludzi z mojej sfery, szczególnie teraz,odkąd przywiozłem cię z Hiszpanii.- Nie powinieneś był tego robić.- Powinienem.W końcu wstąpiłeś do armii, ponieważ ja zostałem dotego zmuszony.- To twoja wersja - odparł Sullivan z krzywym uśmiechem.- Jedyna prawdziwa.Dlatego chciałbym wiedzieć, czy ta cała afera zlady Isabel jest aktem zemsty na Tildenie?- Tibby w niczym nie zawiniła.Miała pecha, że zaskoczyła mniepodczas włamania.Nie jestem tak głupi, żeby myśleć.mieć nadzieję.- niedokończył.- Uważaj, Sully! Ratowanie cię z tarapatów może mi się któregoś dniaRSznudzić.- Będę o tym pamiętał.Uważaj dziś na nią, dobrze?- Nic mi nie umknie.Kiedy przyjaciel w końcu wyszedł, Waring usiadł i dokończyłszklaneczkę brandy.Do tej pory, bez względu na swoją pozycję wspołeczeństwie, był odpowiedzialny tylko za swój los.Niczyj więcej.Nie-oczekiwanie okazało się, że musi zacząć troszczyć się o kogoś jeszcze.Mógłtylko czekać do rana i mieć nadzieję, że przyjaciółki Isabel okażą się lojalne.- Jak twoja głowa? - spytała lady Darshear, kładąc dłoń na czole córki.- Dobrze, mamo - odpowiedziała Isabel, dając kuksańca Phillipowi,żeby zrobił jej więcej miejsca w powozie.172- Jeśli tak mówisz.W rzeczywistości Isabel nie była pewna, jak się czuje.Wymawianiesię bólem głowy było niezbyt błyskotliwe, ale nie potrafiła pozbyć sięwrażenia, że coś jest nie tak.Wyprawa z przyjaciółkami jak zwykle należałado udanych, choć kilka razy miała wrażenie, że z czegoś żartowały za jejplecami.Nie pamiętała, by kiedykolwiek spotkało ją coś podobnego, dlategouznała, że szuka dziury w całym i wszystko jest w całkowitym porządku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]