[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie protestowałaś, kiedy wcześniej je egzekwowałem.- To co innego! - rzuciła z furią, czerwona jak burak.L RTDev wzruszył ramionami.- Poza tym nie używam siły - mruknął.- Wolę wdzięk i łagodną perswazję, ale skoro za-wiodły, to nie mam innego wyjścia.- Chwycił ją na ręce.- Margery przyśle ci bagaże - wy-szeptał jej do ucha - a ty pojedziesz ze mną.Podczas krótkiej jazdy na Bedford Street Dev przez cały czas trzymał Susannę w obję-ciach.Od momentu, w którym pogodziła się z myślą, że będzie musiała mu towarzyszyć, w jejzachowaniu zaszła zmiana.Zrobiła się bardzo dystyngowana i zachowawcza.Dev, oczywiście,obejmował ją z radością, lecz przede wszystkim pragnął jej dać poczucie bezpieczeństwa.Byłoto dla niego nowe doświadczenie.Zawsze wiedział, co chce dostać od kobiety i co chce jej dać,ale tego jak dotąd nie było na tej liście.Teraz jednak, kiedy Susanna opowiedziała mu o śmierciich córki i przez co przeszła w życiu, chciał ją tulić w ramionach i nigdy nie puścić.Maura.Kiedy o niej myślał, serce mu się ściskało z żalu.Dopiero teraz do niego dotarło,że cała tragedia zaczęła się od momentu, kiedy wymógł na Susannie, aby z nim uciekła i wzięłaślub.Wspomniał wszystkie trudności, przez jakie musiała przejść w życiu, i poprzysiągł sobie,że tym razem będą lepiej budować swoją przyszłość i nikt już ich nie rozdzieli.Spojrzał na bladą, zaciętą twarz Susanny.Zaczynał dopiero rozumieć tę skomplikowaną,niezależną kobietę, którą poślubił przed dziewięciu laty.Jakże dzielnie stawiała czoło prze-ciwnościom losu: przeżyła tragedię, która omal jej nie złamała, a mimo to znalazła w sobie do-syć miłości i wielkoduszności, aby otoczyć opieką dwoje osieroconych dzieci.Serce wezbrało mu dumą.Była taka dzielna, silna i godna podziwu.Musnął ustami jejwłosy i poczuł, jak poruszyła się w jego ramionach.Spojrzała mu w oczy i znów spętała ichniewidzialna więz, budząc w jego duszy znajome, choć wciąż nienazwane uczucie.- Jesteśmy na miejscu - powiedział, kiedy zatrzymali się przed londyńską rezydencjąAlexa Granta.Minę miał dosyć niepewną, jakby wkraczali do jaskini lwa.Susanna rzuciła mu zagadkowe spojrzenie spod długich rzęs.- Wobec tego wolałabym wejść do środka o własnych siłach, Devlin.Nie musisz mniewnosić.Nie ucieknę ci, a wolałabym godnie powitać lorda i lady Grant.Dev uśmiechnął się ponuro.- Ależ oczywiście.L RTPomógł jej wysiąść i wprowadził do domu, zastanawiając się, jak powiedzieć Alexowi iJoannie, że on i Susanna potrzebują chwilowo dachu nad głową.Na szczęście Joanna znacznieim to ułatwiła, bo ledwie weszli do holu, zjawiła się, aby ich przywitać.- Lady Carew! - zawołała, ściskając Susannę za ręce.- Chessie opowiedziała mi, jakbardzo jej pani pomogła.Biedne dziecko! %7łałuję, że nie przyszła z tym do mnie, ale tak sięcieszę, że mogła się zwrócić do pani.- urwała.Musiała się zastanawiać, dlaczego Chessieszukała pomocy u Susanny, była jednak zbyt taktowna, aby zapytać.- Mam nadzieję, że książę Alton przyszedł złożyć państwu uszanowanie - powiedziałaSusanna, która odzyskała już nieco równowagę.- Był tu godzinę temu - odparła Joanna.- Muszę przyznać, że zachował się bardzo szar-mancko.Chessie jest w siódmym niebie.Mają się pobrać w przyszłym tygodniu.- Urwała.-Szkoda tylko, że to taki łajdak - dokończyła ostrzejszym tonem.- Miałam ochotę poprosićAlexa, żeby wziął bat i wypędził go z domu, ale co by to dało?- Nie byłby to zbyt dobry początek małżeństwa - przyznał Dev.- Choć to kusząca wizja.- Podejrzewam, że miałeś wobec niego znacznie gorsze zamiary.- Joanna poklepała gopo ramieniu.- Owszem - przyznał Dev.- Chciałem go wyzwać na pojedynek, ale Susanna mnie po-wstrzymała.- Uśmiechnął się do Susanny, a ona spłonęła rumieńcem.- Naprawdę? - zdumiała się Joanna.- Lady Carew.- Lady Devlin, mówiąc szczerze - powiedział Dev.- Susanna jest moją żoną.Wybacz, żewpadamy bez zapowiedzi, ale nie mamy dokąd iść.Czy Alex jest wolny? Muszę z nim poroz-mawiać.- Ależ Devlin.- odezwała się Susanna karcącym tonem, a jemu zrobiło się miło, że gotak beszta jak żona.- Bardzo przepraszam, lady Grant, ale mężczyzni zwykli zmierzać prostodo celu bez zbędnych ceregieli.- No cóż - powiedziała z uśmiechem Joanna, biorąc ją pod rękę.- Jestem pewna, że sobiebez niego poradzimy.- Odwróciła się do Deva
[ Pobierz całość w formacie PDF ]