[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obok, w niebieskiej skrzynce z twardego plastiku, leżały narzędzia.Gumowe łatki, klej, klucze nasadowe.Koło, zahaczone kantem opony wisiało na widelcu.Nagle zaskrzypiał sufit, ktoś najwyrazniej przeszedł po podłodze w pokoju nad naszymi głowami.Bez słowa pośpieszyliśmy w górę schodów.Drzwi do kuchni były uchylone.Zauważyłem na żółtym linoleum kromki chleba i okruszki.- Halo? - zawołała towarzysząca mi kobieta.Wszedłem do środka i zobaczyłem otwarte drzwi lodówki.W jej bladym świetle stałaLydia ze wzrokiem wbitym w podłogę.Dopiero po kilku sekundach dostrzegłem w jej rękunóż.Był to długi, ząbkowany nóż do chleba.Ręka zwisała bezwładnie.Ostrze przy udzie odbijało migotliwie światło.- Nie wolno ci tu być - wyszeptała i spojrzała nagle na mnie.- W porządku - odparłem i wycofałem się tyłem do drzwi.- Może usiądziemy i porozmawiamy chwilkę? - zapytała neutralnie przedstawicielkaopieki społecznej.Otworzyłem drzwi na korytarz, obserwując powoli zbliżającą się Lydię.- Erik - powiedziała.Kiedy chciałem zamknąć drzwi, zobaczyłem, jak Lydia biegnie w moim kierunku.Rzuciłem się przez korytarz do holu, ale drzwi były zamknięte na klucz.Szybkie kroki Lydiizbliżały się.Z jej ust wydobywał się dziwny, jękliwy odgłos.Szarpnąłem inne drzwi iwpadłem do pokoju telewizyjnego.Lydia otworzyła je gwałtownie i weszła za mną.Zderzyłem się z fotelem, ruszyłem dalej w stronę drzwi balkonowych, ale klamka ani drgnęła.Lydia rzuciła się na mnie z nożem, schroniłem się za stołem, skoczyła za mną.Usuwałem się, żeby stół cały czas był między nami.- To twoja wina - rzekła.Do pokoju wpadła pracownica opieki, bardzo zdyszana.- Lydio - powiedziała surowo.- Dość już tych.głupstw.- Wszystko to jego wina - oznajmiła Lydia.- Co masz na myśli? Czemu jestem winien?- Temu - powiedziała i przeciągnęła sobie nożem po szyi.Spojrzała mi w oczy, podczas gdy krew tryskała na jej fartuch i nagie stopy.Usta jejdrżały.Nóż upadł na podłogę.Ręka szukała po omacku oparcia.Osunęła się i zamarła,siedząc na jednym biodrze, podobna do syreny.Annika Lorentzon uśmiechnęła się z zakłopotaniem.Rainer Milch sięgnął nad stołem inalał sobie syczącej od dwutlenku węgla wody mineralnej Ramiosa.Guzik u mankietubłysnął kobaltem i złotem.- Z pewnością rozumiesz, czemu chcieliśmy z tobą jak najszybciej porozmawiać -zaczął Peder Malarstedt, poprawiając krawat. Spojrzałem na dokumenty, które mi podali.Było w nich napisane, że Lydia złożyła namnie doniesienie.Twierdziła, że doprowadziłem ją do próby samobójczej, wymuszając naniej wyznanie nieprawdziwych rzeczy.Oskarżała mnie o traktowanie jej jako zwierzęciadoświadczalnego i o wszczepianie jej fałszywych wspomnień w stanie głębokiej hipnozy.Twierdziła, że od samego początku bezwzględnie i cynicznie prześladowałem ją na oczachpozostałych, aż do całkowitego załamania.Podniosłem oczy znad papierów.- To nie jest żart?Annika Lorentzon odwróciła wzrok.Holstein miał otwarte usta i twarz kompletniepozbawioną wyrazu, kiedy oznajmił:- To twoja pacjentka, oskarża cię o poważne rzeczy.- No tak, ale to oczywiste kłamstwa - odparłem wzburzony.- Nie da się wszczepiaćwspomnień podczas transu.Mogę poprowadzić kogoś do jakiegoś wspomnienia, ale nie pamiętać za nich.To jakdrzwi.Doprowadzam pacjentów do drzwi, których sam nie mogę otworzyć.Rainer Milch spojrzał na mnie z powagą.- Samo podejrzenie mogłoby zniszczyć całe twoje badania, Eriku, więc chybarozumiesz powagę sytuacji.Potrząsnąłem głową z irytacją:- Opowiedziała coś takiego o swoim synu, że uznałem za uzasadnione skontaktowaćsię z opieką społeczną.A to, że zareaguje w taki sposób, było.Ronny Johansson przerwał mi nagle:- Ale ona przecież nawet nie ma dzieci, tak jest tu napisane.Postukał swoim długim palcem w teczkę.Parsknąłem głośno, na co Annika Lorentzonspojrzała na mnie dziwnym wzrokiem.- Eriku, arogancja nie pomoże ci w tej sytuacji - stwierdziła półgłosem.- Kiedy ona łże w żywe oczy.- Skrzywiłem usta ze złością.Nachyliła się nad stołem.- Eriku - powiedziała powoli - ona nigdy nie miała dzieci.- Nie ma dzieci?- Nie.W pokoju zaległa cisza.Patrzyłem, jak bąbelki gazu w szklance wody mineralnej unoszą się ku powierzchni.- Nie rozumiem, mieszka w swoim domu rodzinnym - próbowałem wytłumaczyć, jak najspokojniej umiałem.- Zgadzały się wszystkie szczegóły, nie mogę uwierzyć.- Nie możesz uwierzyć - przerwał Milch.- Ale myliłeś się.- Nie można w ten sposób kłamać w transie.- Może nie była zahipnotyzowana?- Ależ była, to widać, twarz się zmienia.- To teraz nie ma już żadnego znaczenia, stało się.- Jeśli nie ma dzieci, nie wiem - ciągnąłem.- Może mówiła o sobie samej, nigdy się zczymś podobnym nie spotkałem, ale może w ten sposób rozprawia się z własnymwspomnieniem z dzieciństwa.Annika przerwała mi:- Może być tak, jak mówisz, absolutnie, ale fakt pozostaje faktem, że twoja pacjentkama za sobą poważną próbę samobójczą, za którą wini ciebie.Proponujemy, żebyś wziąłwolne, podczas gdy my będziemy badać tę sprawę.Nieznacznie się do mnie uśmiechnęła.- Wszystko się ułoży, Eriku, jestem tego pewna - dodała z życzliwością.- Ale w tejchwili musisz się usunąć, do czasu kiedy wszystko się wyjaśni.Jest to zbyt łakomy kąsek dlaprasy, nie stać nas na to.Pomyślałem o swoich pacjentach, o Charlotte, Marku, Jussim, Sibel, Pierze i Evie.Niebyli to ludzie, których mógłbym zostawić z dnia na dzień, poczuliby się zdradzeni, oszukani.- Nie mogę - powiedziałem cicho.- Nie zrobiłem nic złego.Annika poklepała mnie po dłoni:- Wszystko się ułoży, Lydia Evers jest najwyrazniej niestabilna emocjonalnie iniezrównoważona, najważniejsze teraz, żebyśmy postępowali zgodnie z przepisami.Poprosisz o zwolnienie z obowiązków dotyczących hipnozy, podczas gdy myprzeprowadzimy wewnętrzną kontrolę.Wiem, że jesteś dobrym lekarzem, Eriku, jak jużmówiłam, jestem pewna, że wrócisz do swojej grupy już.- wzruszyła ramionami - może jużza pół roku.- Pół roku?Wstałem wzburzony.- Mam pacjentów, polegają na mnie.Nie mogę ich zostawić ot tak.Aagodny uśmiech Anniki zniknął jak płomień zdmuchniętej świecy.Jej twarzprzybrała surowy wyraz, a w głosie zabrzmiała irytacja:- Twoja pacjentka zażądała dla ciebie natychmiastowego zakazu wykonywaniazawodu.Poza tym złożyła doniesienie na policję.To nie są dla nas drobiazgi, zainwestowaliśmy w twoją działalność i gdyby się okazało, że badania nie spełniaływymagań, będziemy musieli podjąć odpowiednie kroki.Nie wiedziałem, co odpowiedzieć, chciało mi się tylko śmiać z tego wszystkiego.- To jakiś absurd - tylko tyle byłem w stanie z siebie wydobyć.Następnie odwróciłem się, żeby odejść.- Erik! - Annika zawołała za mną.- Nie rozumiesz, że to dobre rozwiązanie?Zatrzymałem się.- Ale chyba nie wierzycie w te pierdoły o wszczepionych wspomnieniach?Wzruszyła ramionami.- Nie to jest istotne.Istotne jest, żebyśmy działali zgodnie z regulaminem.Wez wolneod działalności hipnotycznej, spójrz na to jak na propozycję polubownego załatwieniasprawy.Możesz kontynuować badania, możesz pracować w spokoju, bylebyś nie praktykowałhipnoterapii w czasie naszego dochodzenia.- Co właściwie chcesz powiedzieć? Nie mogę przyznać się do czegoś, co nie jestprawdą.- I wcale tego nie wymagam.- Tak to brzmi.Prośba o urlop będzie przecież wyglądać jak przyznanie się do winy.- Powiedz, że prosisz o urlop - nakazała surowo.- To jest, kurwa, jakiś idiotyzm! - Zaśmiałem się i wyszedłem.Było pózne popołudnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •