[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie pamiętałam dlaczego, przyszły mi do głowy tylko przykłady: jednakobieta straciła rozum, drugiej w ciągu jednej nocy wypadły wszystkie włosy, trzeciejmały synek wydłubał sobie oko gałązką, więc z rozpaczy tą samą gałązką wydłubaławłasne.Co ja też najlepszego zrobiłam! Natychmiast zawołałam służącą i kazałam jejwrzucić nożyczki do jeziora.Tej nocy dziecko nie poruszyło się ani razu.Zpiewałam, chodziłam pokorytarzu.Bez skutku.Następnego dnia poszłam do szpitala i doktor sprawił, żedziecko szybko wyszło.Naturalnie było już za pózno.Zjawiła się Hulan.Kiedy doktor wyszedł, powiedziała mi, że dziecko ważyłoponad cztery i pól kilo.Co za pożytek z takiej wiadomości? Zupełnie, jakby mówiła okilogramach ryb wyłowionych z morza.Dziewczynka nigdy nie zapłakała i nigdynawet nie zaczerpnęła powietrza.Wen Fu pogłaskał mnie po ręce.- Przynajmniej to nie był chłopiec.Nie wiem czemu, ale natychmiast zażądałam, by mi ją przyniesiono.Hulan iWen Fu wytrzeszczyli na mnie oczy.- Chcę ją zobaczyć, żeby nadać jej odpowiednie imię - oświadczyłam stanowczo.Hulan i Wen Fu popatrzyli po sobie.Westchnęłam.- Trzeba myśleć praktycznie - powiedziałam.- Dajemy dziecku imię i wysyłamyje na tamten świat.Tam dorośnie, a kiedy sami się tam znajdziemy, możemy jązawołać i poprosić, by zajęła się nami w nowym życiu.- To rzeczywiście praktyczne - przyznała Hulan, po czym wyszła z pokoju, aWen Fu wraz z nią.Zdawało im się pewnie, że się rozpłaczę, i chcieli w ten sposób uniknąćzakłopotania.Kiedy pielęgniarka przyniosła dziecko, nie wstałam nawet, żeby na niepopatrzeć.Leżałam, nie odwracając głowy.Chciałam mieć po niej jakąś pamiątkę.Rozmyślałam o chwilach, gdy razem tańczyłyśmy, i o tym, jak żywo reagowała namoje słowa.Wreszcie wzięłam się w garść i podniosłam wzrok.Duże dziecko.Tyle włosów.Uszy takie jak moje, małe usta.Tylko jej skóra -jakież to smutne! - miała kolor kamienia.Małe rączki zwinęła w piąstki.Chciałam jerozluznić i wtedy zaczęłam płakać.Gdyby dziecko urodziło się w Szanghaju! Gdybyurodziło się w czasie pokoju! Gdybym nie upuściła tych nożyczek!Szybko odpędziłam smutne myśli i postanowiłam być silna.Ludzie na wsiachgłodują.Inni giną na wojnie.Umierają z najróżniejszych przyczyn albo też zupełniebez przyczyny.Kiedy umiera dziecko, można przynajmniej powiedzieć, że nigdy sięnie nacierpiało.Następnego popołudnia pojechaliśmy na zachód, do stóp wzgórz zwanychZpiące Królewny.Rzeczywiście przypominały dziewczęta pogrążone we śnie.Tam jąpochowaliśmy.Powiedziałam na jej cześć tylko kilka słów: Była dobrym dzieckiem.Nigdy nie płakała".Nadałam jej też imię od jeziora w Nankinie: Moczou, czyli BezTrosk, bo nigdy nie zaznała zmartwień.*Nie używałam nożyczek jeszcze bardzo długo.Odczekałam więcej niż sto dni,chociaż z trudem obchodziłam się bez szycia i robienia na drutach.Jak ci jużmówiłam, w Kunmingu nie mieliśmy nic specjalnego do roboty ani do zwiedzania,zwłaszcza w ciągu dnia.Nie mogłaś powiedzieć: nudzi mi się, chodzmy po południudo kina".Mogłaś tylko nudzić się dalej.Po wielu bezczynnych dniach postanowiłamkupić nowe nożyczki i wrócić do szycia.- Słyszałam, że ludzie z Junanu robią najlepsze nożyczki, ostre i solidne -powiedziała Hulan.- Naprawdę.Znalazłam takie parę tygodni temu.Powiedziała też, że na mieście jest wielu sprzedawców nożyczek, ale najlepiejpójść na jedną z bocznych ulic koło rynku, w starej części miasta.Mają tam nożyczkinajwyższej jakości po niskiej cenie.Na ulicy ani na sklepie nie ma żadnych szyldów,ale łatwo tam trafić.Dała mi wskazówki: Pójdziesz mostem dla pieszych po północno-wschodniejstronie jeziora.Odnajdziesz sprzedawcę zupy i skręcisz w stronę sklepu z suszonymirybami.Idz dalej, aż zobaczysz dziewczynę sprzedającą koszyki pełne starych butów zzagranicy.Skręcisz znowu, można tam skręcić tylko w jedną stronę, i idz aż dozakrętu.Stoją tam lepsze domy, bielone wapnem, czasem nawet z tabliczkami.Poszukaj sklepu z zalewą solną w bryłach i pójdz w przeciwnym kierunku.Jakieś pięćminut szybkiego marszu i już jesteś na rynku.Dziewczyna z nożyczkami siedzi przystole z brzegu".Oczywiście się zgubiłam.Co to za wskazówki? Ta część miasta miała chyba ztysiąc lat i idąc ulicami, miałaś wrażenie, że nic się od tamtej pory nie zmieniło.Drogawiła się to tu, to tam, spotykała się z inną albo kończyła bez powodu.Błąkałam się dobrą godzinę po bardzo złej dzielnicy.Miałam na sobie prostąsukienkę, ale i tak kobiety gapiły się na mnie, wytykając palcami moje buty.Włóczyłysię za mną małe dzieci, wyciągając ręce i wołając: Głodny! Głodny!" Rozglądałam sięza kimś, kto mógłby mi pomóc, ale nikogo nie znalazłam.Patrzyły na mnie pustetwarze, bez cienia życzliwości.Szłam i szłam, z małymi dziećmi plączącymi się pod nogami, obok okien, zktórych wydobywały się przykre zapachy.Widziałam kobietę, która podeszła do drzwinaga do pasa.Karmiła dziecko.Stary mężczyzna, siedzący na desce, roześmiał się namój widok, a potem zaczął kaszleć i krztusić się tak, że myślałam, że zaraz umrze.Gardło miałam ściśnięte od usilnego powstrzymywania się od płaczu.Wreszcie trafiłam na ulicę pełną ludzi.Rynek.Dzieci otoczyły mnie tak ciasno,że nie mogłam się ruszać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]