[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wiedziałeś, że może się tak skończyć.A teraz bierz dziewczynę i zjeżdżajcie.I nie próbuj po mnie wracać.Byłam zszokowana, przybrałam ludzką postać.- Nie!Emil zaczął się śmiać.Ren wciąż tkwił pomiędzy swoim ojcem aPoszukiwaczem, jego czarne jak węgiel oczy lśniły, gdy Monroeopuszczał miecze.- Nie skrzywdziłbym chłopca - powiedział.- Doskonale0 tym wiesz.- Tak przypuszczałem - odparł Emil i mrugnął do powar-kującychmłodych wilków.- Dopilnujecie, żeby nie uciekł.Czas, żeby Ren pomściłswoją matkę.- Ren, nie! On kłamie! To wszystko kłamstwa! - wrzasnęłam.- Chodz znami.- Ona nie jest już jedną z nas - syknął Emil.- Przypomnij sobie, co cizrobiła, jak odwróciła się od nas.Wciągnij powietrze, chłopcze.Onacuchnie Poszukiwaczami.To zdrajczyni i dziwka.Spojrzał na mnie, a ja zatoczyłam się w tył pod naciskiem gorejącegowściekłością spojrzenia.- Nie martw się, ślicznotko.Twój dzień nadejdzie.Szybciej niż myślisz.Wyrwałam się, kiedy Connor złapał mnie mocno za rękęi pociągnął w stronę niestrzeżonych drzwi.- Nie możemy go zostawić! - krzyczałam.- Musimy.- Connor zachwiał się, gdy próbowałam wyszarpnąć mu rękę,ale szybko odzyskał równowagę i otoczył mnie ramionami.- Chcę walczyć! - Miotałam się, pragnęłam za wszelką cenę tam wrócić,ale nie krzywdząc przy tym Poszukiwacza, który starał się mniewyprowadzić. - Nie! - Twarz Connora pozostała niewzruszona.- Sama słyszałaś, mamyodejść.A jeśli zamienisz się teraz w wilka, przysięgam, że zrobię cikrzywdę.- Błagam! - Oczy mi zapłonęły, gdy ujrzałam błysk zębów Rena iMonroe'a, który rzuca na ziemię swoje miecze.- Co on robi?! - darłam się i szarpałam, a Connor próbował złapać mniemocniej.- Teraz to jego walka - wysyczał przez zaciśnięte zęby -nie nasza.Kiedy miecze uderzyły o ziemię, Ren odskoczył w tył.Choć wciąż byłnastroszony, przestał warczeć.- Posłuchaj mnie, Ren - powiedział Monroe, kucając, żeby spojrzeć mu woczy.Nie zwracał uwagi na dwa pozostałe wilki, które zbliżały się doniego z okrutną powolnością.- Wciąż masz wybór.Chodz ze mną ipoznaj prawdę o tym, kim jesteś.Zostaw to wszystko za sobą.Krótki, ostry szczek Rena przeszedł w pisk zaskoczenia.Trzy pozostałewilki wciąż zbliżały się do Poszukiwacza, który opuścił ręce.Ramię Connora boleśnie zacisnęło się pod moją szyją.- Nie możemy na to patrzeć - oświadczył, powoli wywlekając mnie z celi.- Ren, proszę! - krzyczałam.- Nie wybieraj ich, wybierz mnie!Ren odwrócił się, słysząc desperację w moim głosie i patrzył, jak Connorwyciąga mnie przez drzwi.Zmienił postać i w zdumieniu patrzył nawyciągnięte ręce Monroe'a.Zrobił krok w jego stronę.- Kim jesteś?Głos Monroe'a zadrżał:- Jestem.- Dość tego! Jesteś głupcem, chłopcze.- Emil warknął na Rena, a potemuśmiechnął się do Monroe'a.- Zupełnie jak twój ojciec. I już leciał, zmieniając się w powietrzu w wilka, skłębione futro, kły ipazury.Sekundę przed tym, zanim znikli mi z oczu, widziałam, jak opadana Monroe'a i zaciska zęby na gardle nieuzbrojonego mężczyzny.Wciążw mocnym uścisku Connor prowadził mnie korytarzem.Obejrzałam się z nadzieją, że zobaczę Rena i Monroe'a biegnącychrazem, zjednoczonych w chęci ucieczki.Ale słyszałam tylko warkoty ipomruki odbijające się echem w pustce za naszymi plecami. 23Nigdy się stąd nie wydostaniemy.To pułapka.Biegłam i płakałam,zdruzgotana tym, co zobaczyłam i czego się dowiedziałam.To zawszebyła pułapka.Strażnicy i Opiekunowie już pewnie roili się na pierwszympoziomie Edenu i odcinali nam drogę ucieczki.Cały czas biegłam, ramięw ramię z Con-norem, ale moje kroki były coraz wolniejsze, jakbymbrnęła przez mokry cement.Z sali przed nami dochodziły krzyki.Connor popchnął drzwi i wprowadził mnie do Komnaty.Jeśli miałamchoć odrobinę nadziei, zniknęła, gdy zobaczyłam, co dzieje się wewnątrz.Strażnicy po dwóch, trzech naraz wchodzili drzwiami wschodniego blokuwięziennego.Ethan stał na podwyższeniu i rozsyłał bełty tak szybko, jakmógł, spowalniając napływ przybyszów, w których krwi płynęła terazstworzona przez alchemików trująca mieszanka.Zranione wilki chwiałysię na nogach i potrząsały łbami, aż w końcu padały na kamiennąposadzkę.Te, które jeden za drugim dostały serię strzałów i padły wsamym progu, tworzyły naturalne wąskie gardło, tarasując innym wejściedo Komnaty.Moi towarzysze z klanu byli w ogniu walki, rozprawiali sięz tymi, którzy uniknęli strzały Ethana.Connor zaklął i doprowadził mnie do sceny.- To nie wygląda dobrze, stary - wycedził Ethan przez zaciśnięte zęby,wybierając cel.- Już prawie nie mam bełtów. - Będzie po nas w ciągu pięciu minut - orzekł Connor, który rozglądał siępo sali.- Gdzie Monroe? - zapytał Ethan.- Straciliśmy go - odparł cicho Connor.Te słowa, wypowiedziane na głos,zmroziły mi krew w żyłach.- Czyli już po nas.- Ethan uśmiechnął się ponuro.-Ostatnie słowaskazańca, może ktoś ma ochotę?- Callo - odezwał się Connor - jak powstrzymamy ich atak, ty i pozostalidacie radę pobiec schodami na górę?Objęłam spojrzeniem potok wrogich wilków wlewających się doKomnaty ponad zaporą z ciał; zaczynały warczeć i przepychać się, gdytylko znalazły się w środku.- Nawet jak damy radę i tak natkniemy się na pięćdziesięciu albo więcejStrażników w okolicach pierwszego piętra.To się nie uda.Connor pokręcił głową i zerknął w stronę północnego wejścia do cel.Towarzyszyłam jego spojrzeniu i myślałam, czy to możliwe, że Monroejest żywy, czy jest jakakolwiek szansa, że wyjdziemy stąd razem.Nagle ogłuszający trzask i oślepiające światło sprawiły, że przywarłamdo podłogi.W uszach dudniło mi tak, jakby piorun uderzył w kamiennąścianę za mną.W sali słychać było trzask elektryczności, a powietrzepachniało ozonem.Ethan jęknął gdzieś obok mnie, odwrócił się i wziął nacel to, co nas zaatakowało.- Nie wierzę - wymruczał Connor, gdy w lśniącym przejściu ukazała sięAdne i wyciągnęła do niego ręce.- Uwierz.- Uśmiechnęła się i pomogła mu wstać.Jej uśmiech stężał, gdyujrzała Strażników wlewających się do Komnaty.- Przejście wewnątrz Edenu.- Ethan z trudem łapał oddech i wpatrywałsię w portal.- Zrobiłaś to, naprawdę to zrobiłaś. - Z przyjemnością przyjmę wyrazy uznania nieco pózniej - oznajmiła - aleteraz lepiej stąd znikajmy.- Mój klan - powiedziałam, gramoląc się na nogi.- Poczekaj - odrzekł Ethan.Zeskoczył ze sceny, odrzucił kuszę iwyciągnął miecze.Wycinał sobie drogę przez tłum i krzyczał: - Hej,dzieciaki, koniec zabawy! Mamy bilet powrotny!Mason nastawił uszy; ujrzał rozświetlone przejście na postumencie iwydał długi, radosny pisk [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •