[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pogrzeby organizuje się tu bardzo szybko.To kwestiareligii, jak zresztą wszystko w tym kraju.Ale szibah trwa cały tydzień.Pewnie na swoim blackberry ma już pani wszystkie szczegóły. Nie mam blackberry. Och, to nie problem.Nasi ludzie z łączności zaraz to panizałatwią. Chciałam powiedzieć, że nie używam blackberry.I nigdy nieużywałam.Jest jak zbyt krótka smycz.Oznacza, że się słuchaWaszyngtonu czy Londynu, czy kogo tam jeszcze, a nie ludzi przystole.Nienawidzę tego. Okay. Davis miał minę, jakby Maggie właśnie przyznała, żejest narkomanką. Gdyby to było możliwe, to nie miałabym nawet telefonukomórkowego.Z tych samych powodów.Davis udał, że tego nie słyszy. Do pani hotelu jest stąd tylko parę kroków.Zdąży się paniodświeżyć, a potem kierowca zawiezie panią na szibah.Wdowama na imię Rachel.Rozdział 6Jerozolima, poniedziałek, godz.19.27Ulica była zatłoczona zaparkowanymi z obu stron jezdnisamochodami, które dwoma kołami stały na chodnikach.Na pierwszyrzut oka było widać, że dzielnica jest zamożna i zadbana: drzewa byłyobsypane liśćmi, wśród samochodów przeważały beemki imercedesy.Mimo dyskretnego proporczyka z flagą amerykańskąna błotniku jej kierowca miał trudności z dopchaniem się na miejsce.O tej porze roku w Waszyngtonie bywało już chłodno, tu mimopóznej pory wciąż było bardzo ciepło.Drzewa roztaczały wokółsłodko-lepką woń.Dróżka prowadząca do budynku była zatłoczona aż do samych drzwi.Przepychając się do przodu, znowu odnotowała spojrzenia, jakimiobrzucali ją stojący w kolejce do wejścia mężczyzni. Pani z ambasady, tak? Z Ameryki? zaczepił ją mężczyznastojący przy drzwiach.Nie wiedziała, czy to ktoś z rodziny, czyochrona, ale wyraznie został uprzedzony o jej przyjściu.Zapraszam do środka.Wpuszczono ją do pomieszczenia, które w normalnych oko-licznościach można by uznać za przestronne, teraz jednak było pobrzegi wypełnione ludzką ciżbą, jak wagonik metra w godzinachszczytu.Jej wzrost okazał się zaletą, bo pozwolił się rozejrzećponad morzem głów.Wszyscy mężczyzni mieli jar-mułki.W głębipod ścianą widać było starszego, brodatego mężczyznę, zapewnerabina.Jitgadal, v 'Jitkadasz.Sala przycichła na pierwsze słowa modlitwy za zmarłych.Potem rabin wygłosił kilka zdań po hebrajsku, zwracając się dotrzech osób siedzących na dziwnie niskich stołkach.Sądząc pozaczerwienionych oczach i wilgotnych nosach, musieli byćczłonkami najbliższej rodziny.Maggie domyśliła się w nich żony,syna i córki zmarłego.Z całej trójki nie płakał tylko syn.Jegociemne suche oczy tępo wpatrywały się w dal.Maggie czuła na plecach napierający tłum.Nie bardzo wie-działa, jak ma się zachować.Powinna poczekać na swoją kolej izłożyć rodzinie kondolencje, ale zbity tłum aż falował i dotarciedo rodziny zajmie jej z godzinę.Z kolei jeśli tego nie zrobi iwyjdzie, zostanie to potraktowane i opisane w prasie jakoprzejaw amerykańskiej buty.A czekając na swoją kolej, nie możeprzecież zaczepiać obcych i wdawać się z nimi w rozmowę.Niejest na spotkaniu towarzyskim.Uśmiechając się przepraszająco, zaczęła pomału przepychać siędo przodu.Jej wzrost i czarny spodnium dla większości oznaczałkogoś ważnego i ludzie bez oporu się przed nią roz-stępowali.(Jąsamą ten elegancki kostium trochę peszył: od bardzo dawna niemiała na sobie czegoś takiego).Ale i tak przesuwanie się doprzodu odbywało się bardzo powoli.Dotarła w końcu do ściany z wielkim regałem.Półki były pełneksiążek, choć gdzieniegdzie widać było pojedyncze ceramicznenaczynia i patery wśród nich jedną szczególnie przyciągającąwzrok dzięki wyjątkowo bogatej ornamentyce w tonacji błękitu.Regały ciągnęły się wokół całego pomieszczenia i zajmowałyściany od podłogi do sufitu.Znajdowała się na tyle blisko, że mogła rozróżnić napisy nagrzbietach.Większość książek była po hebrajsku, ale było teżkilka traktujących o amerykańskiej polityce a wśród nich paręneokonserwatywnych rozpraw, które niedawno okupowałyczołowe miejsca na listach bestsellerów New York Timesa".Terrorism: How the West Can Win.Inside the New Jihad.TheCorning Clash.The Gathering Storm*.Pomyślała, że daje jej toniezłe pojęcie o tym, kim był Guttman.W Waszyngtonie niebrakowało ludzi dzielących jego zapatrywania polityczne.Wielu znich widywała na przyjęciach czy koktajlach, podczas którychEdward brylował w towarzystwie, a ona stała samotnie z boku iwszystkiemu się przyglądała.Stojąc obok niego, bywała zresztąrównie samotna.Ledwie zdążyła o tym pomyśleć, a od razupoczuła bolesne ukłucie.Edward. Proszę, proszę dalej usłyszała głos człowieka, który witałją przy wejściu.Jakimś cudem odnalazł ją w tłumie i zacząłciągnąć do przodu wzdłuż kolejki czekających na złożeniekondolencji.Próbowała dosłyszeć, co mówią, ale nadaremno.Wszyscy rozmawiali po hebrajsku.W końcu przyszła jej kolej.Skłoniła głowę kolejno przedkażdym z członków rodziny, przywołując na twarz wyraz żalu iwspółczucia.Pierwsza stała córka, która obrzuciła ją tylkoprzelotnym spojrzeniem.Wyglądała na dobrze po czterdziestce, ajej krótkie ciemne włosy były poprzetykane siwizną.Mimo tomożna ją było uznać za atrakcyjną.Z jej twarzy biła spokojnapewność siebie.Maggie pomyślała, że to pewnie ona tu wszystkimrządzi.Drugi z kolei był syn.Ni to siedząc, ni stojąc, obrzucił jązimnym spojrzeniem.Był postawny i zdaniem Maggie ubrany nieco zbyt luzacko jak na tę okazję: ciemne dżinsy i białakoszula bez krawata jedno i drugie markowe i drogie.Nagłowie miał obfitą czuprynę ciemnych włosów.Ze sposobu, w jakisię do niego odnoszono, wynikało, że jest kimś ważnym lubzamożnym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]