X


[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wiatr isłońce, i deszcz.Smak soli na wargach.Smutne wspomnienia z ubogiego dzieciństwa,kolana ubrudzone wilgotną ziemią, długie godziny oczekiwania na brzegu morza.Duchy ograniczonej intelektualnie młodości, zdominowanej przez dyscyplinę, zkilkoma szczęśliwymi wspomnieniami przyjazni w zgromadzeniu i krótkie okresyspełnienia ambicji.Samotność na lotnisku, z książką, w pokoju hotelowym.Strach inienawiść w oczach wielu mężczyzn  bankiera Lupary, Nelsona Corony, Pr�amoFerro.Trupy prawdziwe i wyobrażone, minione i przyszłe, na jego sumieniu. Nie ma w nich nic szczególnego  powiedział obojętnie. Też są tam statki,które wyruszają w morze i nie wracają.I pewien człowiek.Rycerz, templariusz wkolczudze, wsparty na mieczu pośród pustyni.Spojrzała na niego dziwnie, jakby widziała go pierwszy raz.I nic nie powiedziała. Ale duchy  dodał Quart po chwili ciszy  nie zostawiają kartek w pokojachhotelowych.Macarena Bruner dotknęła kartki, nadal leżącej na stole zapisaną stroną do góry.Tutaj modlę się za Ciebie każdego dnia.Jej usta poruszały się bezgłośnie, kiedyczytała słowa, które nigdy nie dotarły do kapitana Xaloca. Nie rozumiem  powiedziała. Była w moim domu, w skrzyni, razem z innymirzeczami Carloty.Ktoś musiał ją stamtąd zabrać. Kto? Nie mam bladego pojęcia. Kto wie o istnieniu tych listów?Przyglądała mu się, jakby nie dosłyszała jego słów i czekała, żeby powtórzyłpytanie.Widać było, że szybko się zastanawia. Nie  zakończyła. To zbyt absurdalne.Quart poruszył dłonią i zauważył, że Macarena Bruner cofnęła się, prawieniedostrzegałnie, na krześle, jakby obawiała się skutków jego ruchu.Podniósłpocztówkę i odwrócił ją tak, by pokazać zdjęcie kościoła. Nie ma w tym nic absurdalnego  sprzeciwił się. To miejsce, gdzie zostałapochowana Carlota Bruner, blisko pereł kapitana Xaloca.To budynek, który pani mąż chce zburzyć, a którego pani broni.Miejsce, które jest celem mojej podróży do Sewillii gdzie, przez przypadek albo i nie, zginęły dwie osoby. Podniósł wzrok na kobietę.Kościół, który według pewnego tajemniczego pirata komputerowego, zwanegoNieszpory, zabija, aby się bronić.Próbowała przywołać na twarz uśmiech, ale bezskutecznie.Zamiast niego pojawiłsię grymas troski i zdziwienia. Proszę tak nie mówić, zaczynam się bać.W słowach tych więcej było złości niż obawy.Quart spojrzał na plastikowązapalniczkę, obracającą się w palcach, i zrozumiał, że Macarena Bruner właśnieskłamała.Nie należała do kobiet, które boją się byle czego.Od czasu, kiedy Nieszpory odezwał się tydzień temu, ojciec Ignacio Arregui i jegoekipa jezuitów, ekspertów informatyków, czuwali na zmianę po dwanaście godzinprzy centralnym systemie Watykanu.Była już za dziesięć pierwsza w nocy i Arreguiposzedł po kubek kawy do automatu w korytarzu.Maszyna połknęła stulirowemonety, a w zamian wyrzuciła jedynie pusty kubek i nieco cukru; jezuita wezwałwszystkich diabłów, patrząc przez okno na mroczny cień pałacu belwederskiego podrugiej stronie ulicy oświetlonej latarniami, pod którymi właśnie przechodziłaszwajcarska nocna straż.Arregui w poszukiwaniu monet przetrząsnął kieszenie, żebyspróbować jeszcze raz.Teraz kawa wypadła bez cukru, musiał więc poszukaćpoprzedniego kubka  na szczęście nie przewrócił się w koszu na śmieci  żebyposłodzić napój.Następnie wrócił do sali komputerowej, parząc sobie kciuk i palecwskazujący przez plastikowe ścianki. Znów go mamy, ojcze.Cooey, Irlandczyk, zdjął okulary i przecierał szkła papierową chusteczką;podniecony, przyglądał się ekranowi swojego komputera.Drugi młody jezuita, Włocho nazwisku Garofi, rozpaczliwie stukał w klawiaturę drugiego komputera, starając sięzłapać intruza. Czy to Nieszpory?  zapytał Arregui.Patrzył na ekran ponad ramieniem Cooeya,zafascynowany mruganiem czerwonych i niebieskich ikonek i zawrotną prędkością, zjaką przesuwały się katalogi, przez które przebiegał pirat.Komputer ten dokładnieodzwierciedlał ruchy hackera, nad którego identyfikacją i umiejscowieniem pracowałGarofi. Myślę, że tak  odpowiedział Irlandczyk, zakładając na nos okulary zwyczyszczonymi szkłami. A przynajmniej ktoś, kto zna drogę i posuwa się bardzoszybko. Czy dotarł do ZS-ów? Do niektórych tak.Ale jest sprytny  nie wpada w nie. Ojciec Arregui wypił łyk kawy, który sparzył mu język: Szlag by to.ZS-y  zasadzki saduceuszy, w żargonie ekipy  były obszarami informatycznymi,które zostały rozstawione niczym sieci u ujścia rzeki w taki sposób, aby piraci, którzysię tam dostaną, stracili orientację lub pozostawili dane umożliwiające ichidentyfikację [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  

    Drogi uĹĽytkowniku!

    W trosce o komfort korzystania z naszego serwisu chcemy dostarczać Ci coraz lepsze usługi. By móc to robić prosimy, abyś wyraził zgodę na dopasowanie treści marketingowych do Twoich zachowań w serwisie. Zgoda ta pozwoli nam częściowo finansować rozwój świadczonych usług.

    Pamiętaj, że dbamy o Twoją prywatność. Nie zwiększamy zakresu naszych uprawnień bez Twojej zgody. Zadbamy również o bezpieczeństwo Twoich danych. Wyrażoną zgodę możesz cofnąć w każdej chwili.

     Tak, zgadzam siÄ™ na nadanie mi "cookie" i korzystanie z danych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Ĺ‚w w celu dopasowania treĹ›ci do moich potrzeb. PrzeczytaĹ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoĹ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

     Tak, zgadzam siÄ™ na przetwarzanie moich danych osobowych przez Administratora Serwisu i jego partnerÄ‚Ĺ‚w w celu personalizowania wyĹ›wietlanych mi reklam i dostosowania do mnie prezentowanych treĹ›ci marketingowych. PrzeczytaĹ‚em(am) PolitykÄ™ prywatnoĹ›ci. Rozumiem jÄ… i akceptujÄ™.

    Wyrażenie powyższych zgód jest dobrowolne i możesz je w dowolnym momencie wycofać poprzez opcję: "Twoje zgody", dostępnej w prawym, dolnym rogu strony lub poprzez usunięcie "cookies" w swojej przeglądarce dla powyżej strony, z tym, że wycofanie zgody nie będzie miało wpływu na zgodność z prawem przetwarzania na podstawie zgody, przed jej wycofaniem.