[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.wszystkie te starania spełzały na niczym.Główny zleceniodawca z Moskwy ją uwielbiał i skończyło się na tym,że usunięto z serialu nie ją, lecz głównego bohatera.Pola Czarska zajęłajego miejsce i teraz sama pilnowała porządku w kryminalnej stolicy.5.Teo Lhermitte, ten sam znawca sztuki, którego obecność w hote-lu wydawała mi się niezupełnie przypadkowa.Tajemniczy specjalista odtajemniczego Południowego Wschodu.Niestety, w tym miejscu Siergiejnawalił.Nie było bowiem o nim żadnych dodatkowych informacji.6.Ilja Sliepcow, były kaskader, obecnie bohater kostiumowych me-lodramatów.Jego głupia średniowieczna twarz gościła już na okładkachwszystkich popularnych czasopism.Uwielbiały go zarówno kobiety, jak ikamery.Za to nienawidzili mężczyźni i stacje radiowe zakresu FM.Pokoje znajdowały się w hotelu tylko na dwóch piętrach.Pierwszesześć rozmieszczono w porządku szachowym na pierwszym piętrze.Wpierwszym, znajdującym się najbliżej schodów, mieszkał Günther Knob-lauch.Drugi pokój - naprzeciwko (tylko lekko w bok) - był wolny.Trzeci,obok pokoju Knoblaucha, zajmował Aurel Czorbu.Kolejny, czwarty (na-przeciwko) znów był wolny, a w piątym (sąsiednim) mieszkał Kalu Kul-lemiae.Szósty pokój, na samym końcu korytarza, zajmowała Polina Czarska.Dlaczego przy swojej skłonności do kłótni nie zażądała oddzielnej man-sardy?Na drugim piętrze gości było jeszcze mniej: Olew Kiwi, Teo Lhermittei Ilja Sliepcow.Sliepcow zajmował ósmy pokój, a Kiwi i Lhermitte, od-powiednio, jedenasty i dwunasty - na samym końcu korytarza, naprze-ciwko siebie.W ten sposób Kalu Kullemiae, tak samo jak w życiu, znaj-dował się pod swoim szefem.A Teo Lhermitte zajmował pokój bezpo-średnio nad Czarską.Oprócz głównych schodów i windy w „moderni-stycznym” stylu, w hotelu była jeszcze droga przeciwpożarowa, której niezauważyłam podczas swojego pobytu na Kriestowce.Podsumowałam w myśli informacje o gościach hotelowych i ciężkowestchnęłam.Z całej tej szóstki na mordercę nadawała się tylko jednaosoba - Teo Lhermitte.Po pierwsze, obracał się w tych samych kręgach, co Filip Kodrin, a podrugie, pasowało do niego narzędzie zbrodni - nóż.Ten bowiem bezwarunkowo zaliczyłam do dzieł sztuki.Ale z drugiejstrony, czy osoba, która strzeże cennych przedmiotów, byłaby skłonnatak nimi szastać? Oto jest pytanie.Z pozostałymi sprawa wyglądała o wiele prościej.Czarską i Sliepcowawykluczyłam z powodu ich głupoty, Niemca Knoblaucha - z powodu jegooddania się bez reszty bezalkoholowemu biznesowi (tak bezsensownegow rosyjskich realiach).Aurela Czorbu z jego mamałygą i winami nawetnie brałam pod uwagę.Mołdawianie są dobrzy jedynie w kradzieży ma-kucha z winogronowych pestek.Wyrafinowane zbrodnie nie są dla nich.A ostatni z całej szóstki, Kalu Kullemiae, nie piłowałby gałęzi, na którejsiedzi.Praca dla Olewa Kiwi z pewnością była całkiem nieźle opłacana.Skończyłam z asami i przeszłam do słabszych kart w tej talii - do ho-telowego personelu.Było ich pięciu: kelner, portier, dwaj ochroniarze ibarman.Pierwszy z nich, zgodnie z zebranymi przez Siergieja informacjami,nazywał się Walenty Wotiakow.Mógł się okazać dżokerem, jeśli tylko moje przypuszczenia co dośrodka nasennego były prawdziwe.Wtedy jednak podejrzany staje siętakże barman, który miał łatwy dostęp do alkoholu.Barman - AndronCzułaki - sądząc z krótkiego wywiadu Sinienki - zasłynął jako świetnyspecjalista i przed rozpoczęciem pracy na Kriestowce był zatrudniony wkilku prestiżowych nocnych klubach.Nazwiska obu ochroniarzy brzmiały niczym parodia: Nowak i Kowal-ski.Długo się zastanawiałam, który z nich był „jeżykiem”, z taką kurtu-azją odprowadzającym mnie do wyjścia.Jednak nie doszłam do żadnegowniosku.Pozostawał jeszcze portier - Lisowski, tak samo bezpłciowy, jakjego nazwisko.Jego kandydaturę odrzuciłam więc bez zastanowienia.Od nadmiernego wysiłku umysłowego rozbolała mnie głowa i obniży-ło mi się ciśnienie.Niestety Siergiej nie miał ani kawy, ani herbaty.Aninawet czajnika.Musiałam zadowolić się wodą z kranu.Za oknem w por-cie nadal huczały holowniki.Przypomniałam sobie „Królową Reginę” iEstończyka Rejno z jego fotografiami.Ciekawe, jak Kiwi sformułowałswoją prośbę? I z jakiego powodu Rejno śledził właśnie tego nieszczę-snego łysola? Trzy zdjęcia o wartości dwóch tysięcy dolarów nie dały miżadnego klucza do rozwiązania zagadki.Albo prawie nie dały.To „pra-wie” polegało na tym, że znów wróciłam do punktu wyjścia - do FilipaKodrina.„Odludka Fila”, jak nazwał go Siergiej.„Na dzisiaj to wszystko” - powiedziałam sama do siebie.Trzeba w końcu iść spać.Ale nie chciało mi się iść do pokoju i kłaść na wpół zbutwiałe legowi-sko.Spać też mi się nie chciało.A może by tak chociaż pobieżnie przej-rzeć wywiady z Poliną Czarską? Tym bardziej, że na niektóre z nich na-trafiałam już kiedyś w swoim ulubionym czasopiśmie „Relaks dla Cie-bie”.Rozpoczęłam od najnowszego, którego tematem był serial Prawo ibezprawie.Przez jedną trzecią wywiadu zachwycona korespondentka inieco bardziej opanowana Polina rozwodziły się nad zaletami głównejbohaterki.Następnie przerzuciły się na osobiste życie samej Czarskiej i, sądzącpo opisie, było ono pełne tragicznych zwrotów akcji i równie tragicznychrozczarowań.Aktorka wyraźnie dawała do zrozumienia, że jest prześladowanaprzez swoich złośliwych moskiewskich kolegów po fachu.Do tego czujesię samotna, gdyż dopiero co zakończyła burzliwy romans z jakimś męż-czyzną, którego imienia nie chce podawać.Przez niego prawie na mie-siąc zrezygnowała z pracy.Potem znajdował się standardowy zestawbanałów: miłość, praca, rodzina, dzieci, role.I tu Poleńkę poniosło: w jejżyciu nie liczy się nic poza pracą, codziennie składa się w ofierze sztuce,co godzinę napotyka mur niezrozumienia - i inne tego typu aktorskiepsychopatyczne brednie.Z utęsknieniem pomyślałam o Montezumie-Schokolade, która w roli gwiazdy filmowej nigdy nie wyglądałaby takbanalnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]