[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W kafeterii nie. Ciągle myślę o tym przelocie w pobli\u Jowisza  oznajmił Jaansen. I procedurzepobierania paliwa.Sprawdziłem wszystko, co jest z tym związane dziesiątki razy, ale dalej sięmartwię, \e o czymś zapomniałem. I po to właśnie tworzymy listy kontrolne  przypomniał Urbain cierpkim tonem.Jaansen uśmiechnął się. Tak, wiem.Ale mimo to.Urbain dopił herbatę. Wybacz  rzekł i odsunął krzesło od stołu.Jaansen dotknął jego rękawa. Masz minutkę? Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać. Muszę wracać do laboratorium.Jaansen skinął głową, a w jego błękitnych jak lód oczach okolonych bladymi rzęsami pojawiłsię błysk rozczarowania. Rozumiem. Minutkę, mówisz?  Urbain poczuł się winny, co go dra\niło i irytowało. Mo\e dwie. O co chodzi?  spytał Urbain.Pochylił się, sięgnął po tacę i zaczął układać na niejnaczynia. Potrzebuję pomocy.Porady. W związku z czym?In\ynier rozejrzał się dookoła ukradkiem, zanim odpowiedział. Wiesz, \e szef działu zasobów ludzkich zakłada komitet, który ma przygotować nowąkonstytucję.Urbain pokiwał głową, zastanawiając się, do czego Jaansen zmierza. Pewnie ty staniesz na czele tego rządu. Ach, tak.Pewnie tak.Jaansen potrafił udawać, \e mówi szczerze. Czy jesteś gotowy na takie poświęcenie? To wielka odpowiedzialność.Urbain ju\ otwierał usta, ale zawahał się i uło\ył sobie słowa w głowie, nim odpowiedział: Przemyślałem to dość dokładnie.To wielka odpowiedzialność, masz tu absolutną rację.Aleto jest wyprawa naukowa, więc na jej czele musi stać naukowiec.Jako szef działu naukowego taknaprawdę nie mam wyboru.Muszę przyjąć tę odpowiedzialność. Pod warunkiem, \e zostaniesz wybrany  rzekł Jaansen. Oczywiście, \e zostanę wybrany.Na kogo innego mieliby głosować? JEDEN DZIEC DO SPOTKANIA Z JOWISZEM Gdzie będziesz, kiedy będziemy przelatywali koło Jowisza?  spytał Don Diego.Holly spojrzała na niego sponad krzaka malin, który właśnie sadziła. W biurze  odparła z uśmiechem. Kiedyś muszę popracować.Starszy mę\czyzna otarł pot z czoła wierzchem odzianej w rękawicę dłoni. Nie uwa\asz tego, co robimy, za pracę? To zabawa.To znaczy  praca fizyczna.Ale to zabawa.Poza tym, mówiąc  praca , mamna myśli pracę, do której mnie zatrudniono. Wydaje mi się, \e codziennie spędzasz tu ze mną trochę czasu  rzekł Don Diego ciągnącoporny kawałek stalowego kabla, częściowo zagrzebanego w ziemi. Lubię tu przychodzić.Holly zrozumiała, \e lubi przebywać na otwartej przestrzeni, z dala od biura.Lubiłapracować i rozmawiać ze staruszkiem, powa\nym, a zarazem przepełnionym radościączłowiekiem, który tak umiał słuchać i tyle mógł ją nauczyć. Ostro\nie  ostrzegła go Holly, gdy szarpnął mocniej, próbując wyciągnąć kabel z ziemi.To mo\e być podłączone do czegoś wa\nego.Potrząsnął głową. To tylko jakiś śmieć pozostawiony przez ekipy budowlane.Zamiast po sobie posprzątać, zaco im płacono, powrzucali śmieci do rowu i mieli nadzieję, \e nikt nie zauwa\y.Holly podeszła, by mu pomóc i razem udało im się wyciągnąć kabel.Rzeczywiście nie byłdo niczego podłączony. Mo\e powinniśmy zorganizować ekipy sprzątające, które przeszukają przepusty i rowy zastanawiała się głośno Holly. Pewnie znalezlibyśmy trochę przydatnych materiałów. Martwi mnie wpływ tego wszystkiego na nasze zdrowie.Stal rdzewieje, a rdza dostaje siędo naszych zapasów wody pitnej. Ale woda jest oczyszczana w procesie odzysku  przypomniała Holly.Pokiwał nieufnie głową. Ale i tak się tym martwię.Holly wróciła do krzaka malin, przyklepała świe\o rozkopaną ziemię, po czym wyprostowałasię powoli, z rękami na krzy\u. Na dziś mam dość  rzekła, patrząc w stronę długiego okna słonecznego.W połowie byłopogrą\one w cieniu. Czas na kolację. Mogę cię zaprosić na kolację do mojej hacjendy?  spytał Don Diego, zdejmującpoplamione, brudne od ziemi rękawice.Holly uśmiechnęła się.Wiedziała, \e jego hacjenda jest jednopokojowym mieszkaniem, mniej więcej takim samym pod względem rozmiarów i rozplanowania jak jej własne. A mo\e ja coś dzisiaj ugotuję?  zaproponowała.Przez sekundę wyglądał na zakłopotanego, po czym odparł: Holly, pod wieloma względami jesteś naprawdę wspaniałą osobą, ale chyba jednak jestemlepszym kucharzem od ciebie. Nauczysz mnie, jak się robi chili?  spytała z zapałem. Z soi i nakrapianej fasoli  odparł. Oczywiście.Nawet powiem ci, jak się gotuje fasolę,\eby nie powodowała wzdęć. Czyja kiedykolwiek zdą\ę na kolację?  poskar\ył się Manny Gaeta. Kafeteria ju\ chybazamknięta. Ale to nie ma znaczenia, prawda?  odparł Fritz von Helmholtz.W swoim opancerzonym skafandrze Gaeta stał dobre pół metra nad pokładem.Spojrzał naHelmholtza przez ciemną szybkę hełmu. Cabron  mruknął Gaeta.Fritz czasem potrafi być nieznośny.Von Helmholtz uniósł wzrok znad swojego palmtopa i zmarszczył brwi. Najpierw zrobimy test w pró\ni. Strasznie tu gorąco.Jestem cały spocony. Włącz chłodzenie  odparł niewzruszony von Helmholtz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •