[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Robiła coraz śmielsze ekspery-menty erotyczne, ale wciąż szukała mężczyzny, któremu mogłaby oddać duszęi serce, a także swoje pobudliwe ciało.Nie czuła się w pełni kobietą i doszła downiosku, że inicjacja seksualna uzupełni wszystkie braki.Na razie jej wątpliwości i niepokoje koncentrowały się na przerażającejperspektywie zajścia w ciążę.Poziom uświadomienia seksualnego wśród ró-wieśnic Monty był taki, że wiele dziewcząt podzielało jej koszmarny lęk, na-wet gdy nie pozwalało sobie na nic więcej niż pocałunek.Ciąża wydawała sięim straszliwą pokutą za seks, karą za robienie rzeczy zabronionych przez ro-dziców.Ciąża rujnowała życie.Właściwie to trudno było pojąć, dlaczego zaj-ście w ciążę miało być katastrofą, ale niewątpliwie oznaczało koniec wszyst-kiego: zabawy, urody, ładnych ciuchów, przyjęć, romansów, perspektyw ży-ciowych i, oczywiście, szans na zamążpójście.Nie sposób było dokładnie so-bie wyobrazić, jak wygląda życie po zajściu w ciążę, wiadomo jednak było, żeto jedno wielkie fiasko.Na początku Monty nie przychodziło do głowy, że jej wymarzonym ko-chankiem mógłby zostać Simon Emanuel.Nie był przecież niepokojącym, wy-zywająco szczupłym blondynem jak Brian Jones, lecz dobrze zbudowanymbrunetem, rozkosznym szczeniakiem, który starał się ją rozbawić.Ekskluzyw-ny college, gdzie Simon wkuwał do egzaminów, mieścił się w pobliżu St.JohnCollege.Spotkali się więc kilka razy w różnych kawiarenkach na Kensing- ton,LRTspacerowali po parku, kopiąc suche liście, wreszcie szli do domu Emanuelów igodzinami słuchali muzyki.W czasie świąt Bożego Narodzenia wszystko się zmieniło.Cathy i Montypojechały do swego domu, który za parę tygodni miał być sprzedany na licyta-cji.Na ścianach widoczne były ponure prostokąty, ślady po zdjętych obrazach,a na niektórych meblach widniały jakieś etykietki.Ledwie przekroczyły próg i Cathy wymieniła imię Rosanny, ich matkawybuchła gniewem. Emanuelowie to szumowiny z europejskich gett! wołała.Jej wodniste oczy pociemniały ze złości.Siostry nigdy nie przypuszczały,że Bettina jest zdolna do takiej furii.Kipiała z wściekłości na swego zmarłegomęża i przelewała urazę na córki.W ciągu trzech samotnych miesięcy pozba-wiono ją domu, wygodnego życia, co najpierw zrodziło w niej lęk, a następniewściekłość.Piła jeszcze więcej niż zwykle i nawet w tej chwili czuć było odniej alkohol. Nie rozumiem, dlaczego Davina pozwala wam spotykać się z takimiludzmi krzyczała. W szkole spotyka się różne osoby, nie sposób tegouniknąć, ale jeśli Davina wyobraża sobie, że na tym ma polegać wprowadzaniewas w świat, to jestem temu przeciwna. Ależ mamo, to byłoby strasznie nieuprzejme. zaczęła Cathy, za-skoczona. Jestem przekonana, że oni doskonale to rozumieją.Nie musicie niczegowyjaśniać.Po prostu więcej tam nie pójdziecie.Bettina zacisnęła złośliwie wargi, a szminka weszła w zmarszczki wokółust, pogłębione przez smutek.Podniosła wysoko głowę i nie czekając na od-powiedz, ruszyła w stronę salonu.Nagle Monty rzuciła się w pogoń za matką. Co zrobiłaś z moim fortepianem? krzyknęła. Nie mów do mnie takim tonem, Mirando.LRT Co zrobiłaś z moim fortepianem?Bettina bez słowa poprawiła zasuszone kwiaty w srebrnym pucharze.Byłowidać, że zadawanie bólu córce sprawia jej przyjemność.Monty wpadła w fu-rię.Popchnęła matkę tak brutalnie, że Bettina zapadła się w miękką sofę. Odpowiadaj, ty dziwko! Monty! krzyknęła zaszokowana Cathy. Chcę wiedzieć, co z nim zrobiłaś? Monty z wściekłością kopnęłamatkę w kostkę. To nie jest już twój fortepian, Mirando. Policzek Bettiny drgał zezłości. Nic tutaj już nie jest nasze, nie rozumiesz tego? Teraz przybrałabłagalny ton, licząc na współczucie córki, ale Monty była bezlitosna, jeśli cho-dziło o matkę. O tak, świetnie rozumiem.Ty i ojciec wydaliście wszystkie nasze pie-niądze i teraz nie mamy już nic.To zupełnie jasne, dziękuję ci.Gdzie jest mójfortepian? Twarz Monty była kredowobiała, miała rozszerzone zrenice.Znała już odpowiedz na to pytanie.W udręce zastanawiała się, co ma terazzrobić, ale nie potrafiła nic sensownego wymyślić.Furia i poczucie straszliwe-go zawodu kipiały w jej głowie jak żrący kwas. Twój fortepian został sprzedany, Mirando.Zresztą dość tanio.Wszyst-ko, co znajduje się w tym domu, jest sprzedane. Ale nie wszystko jeszcze zostało zabrane, prawda? spytała Montyzjadliwym tonem. Tylko mój fortepian.Na przykład to zostało. Kopnia-kiem przewróciła stolik, a puchar z zasuszonymi kwiatami potoczył się po pod-łodze. I to też, prawda? Chwyciła perkalową falbankę, którą była obszytasofa, i oderwała ją jednym szarpnięciem. Mamy jeszcze regały, co? Zła-pała pogrzebacz i strzaskała nim oszklone drzwiczki szafy. Kogo próbujesznabrać, mamo? Pozbyłaś się mojego fortepianu, bo i mnie zamierzasz się po-zbyć, prawda? No to ci się udało! Odchodzę! I nigdy już się do ciebie nie ode-zwę. Wyleciała z salonu, trzaskając drzwiami tak mocno, że zadrżały szybyLRTw oknach, po czym wybiegła z domu, a przez frontowe drzwi, które pozostawi-ła otwarte, wdarł się grudniowy ziąb.Bettina westchnęła z ulgą i poprawiła fryzurę, wstając z sofy.Cathy pa-trzyła na matkę z przerażeniem, zdając sobie sprawę, że dramatyczne słowaMonty trafiały w samo sedno.Sprzedając fortepian, Bettina chciała dopiecMonty do żywego.Nagle Cathy zrozumiała to, co przychodziło jej dotąd ztrudnością: buntownicza poza, którą przybrała Monty, nie była zwykłym dra-matyzowaniem.Jej siostra postanowiła po prostu zwalczać nienawiść nienawi-ścią.Wciąż jeszcze było słychać oddalający się tupot nóg Monty, która biegłabez płaszcza po żwirowej alei. Może powinnyśmy coś zrobić? spytała Cathy z zakłopotaniem. Myślę, że zrobiono już wystarczająco dużo dla Mirandy odparłamatka. Wam się wydaje, że wszystko wiecie, jak sądzę, ale nie możeciezrozumieć. Przerwała, jakby zgubiła wątek, po czym zmieniła temat. Nie ruszałam jeszcze waszych pokoi, więc lepiej zabierz się od razu dopakowania.Cathy poczuła się ogromnie przygnębiona, ale poszła na górę i zaczęłazdejmować rozetki, które wygrała na swoich kucach.Były przypięte do ramyfotografii.Bez ojca dom wydawał się przerażająco pusty.Czuła się rozpaczli-wie samotna.Miała jednak przed sobą wiele pracy, musiała spakować i oddaćna przechowanie całe swoje dzieciństwo.Potem musiała wziąć w ręce swojedorosłe życie, to znaczy wspaniale wyjść za mąż.Wszyscy tego od niej ocze-kiwali.Przejechała rękawem po policzkach, by otrzeć łzy, których nie mogła po-wstrzymać i sięgnęła po fotografię z rozetkami.Sfotografowano ją z ojcem tużpo tym, jak Cathy zdobyła pierwszą nagrodę w klasie juniorów na stadioniePony Club.Uśmiechnięty James stał obok kuca, Cathy zaś triumfalnym gestemunosiła w górę mały srebrny puchar.Kuc stał spokojnie, miał postawione doLRTprzodu uszy i czujnie patrzył w obiektyw.Był to symbol perfekcji.Zatrzymaćczy wyrzucić? zastanawiała się Cathy.Po namyśle położyła fotografię wrazz rozetkami na stosie rzeczy, które zamierzała wyrzucić.Teraz musiała myślećo zdobyciu poważniejszych nagród
[ Pobierz całość w formacie PDF ]