[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Miał przyjemny, czysty głos,ale brzmiała w nim gorycz.Kto to jest Tedży? - cierpliwie spytał Verringer.- Mój rzecznik.Znajduje się tam, w górnym rogu.Doktoruniósł wzrok.- Widzę tylko małego pająka - powiedział.- Niechpan przestanie grać.Nie potrzebuje pan tego robić w stosunkudo mnie.- Tegenaria domestica, zwykły domowy pająk, przyjacielu.Lubię pająki.Prawie nigdy nie noszą hawajskich koszul.Doktor Verringer zwilżył wargi.- Nie mam czasu na żarciki,proszę pana.- Tedży nie jest żadnym żartem.- Wadę z wolną obróciłgłowę tak, jakby mu ogromnie ciążyła, i patrzył z pogardą nalekarza.- Tedży jest śmiertelnie poważna.Podkrada się doczłowieka i kiedy ten nie patrzy, wykonuje błyskawiczny,bezszelestny skok.Po chwili jest całkiem blisko.Jeszcze jedenskok i - zostaje pan wyssany, doktorze.Całkowicie.Tedży pananie zjada.Po prostu wysysa tak długo, aż zostaje tylko skóra ikości.Jeśli ma pan zamiar nadal nosić tę koszulę, to czymszybciej to nastąpi, tym lepiej.Doktor Verringer wyciągnął się w krześle.- Potrzebujępięciu tysięcy dolarów - powiedział spokojnie.- Kiedymógłbym je otrzymać?Dostał pan sześćset pięćdziesiąt dolców - rzucił ze złościąWadę.-1 wszystkie drobne, które miałem.No, ileż mam jeszczedopłacić za ten burdel?To, co pan wpłacił, stanowi zaledwie zaliczkę - odparłdoktor.- Powiedziałem panu, że opłaty poszły w górę.Ale nie powiedział pan, iż weszły na orbitę.Niech pan przestanie spierać się ze mną - sucho przerwałmu Verringer.- Nie znajduje się pan w sytuacji, w którejmógłby pan sobie pozwolić na tego rodzaju żarty.A ponadtonadużył pan mego zaufania.- Nie wiedziałem, że pan coś takiego posiada.DoktorVerringer zabębnił palcami w oparcie fotela. - Zadzwonił pan do mnie w środku nocy.Był panzdesperowany i oświadczył mi pan, że pan się zabije, jeśli nieprzyjadę.Nie chciałem tego zrobić z wiadomej panu przyczyny.Nie mam zezwolenia uprawniającego do praktykowaniamedycyny w tym stanie.Staram się pozbyć te; posiadłości wtaki sposób, by jej w całości nie utracić.Muszę się opiekowaćEarlem, a wygląda na to, że wchodzi w gorszy okres.Powiedziałem, iż kuracja będzie pana kosztowała dużopieniędzy.Pan w dalszym ciągu nalegał, więc w końcuprzyjechałem.A teraz chciałbym otrzymać moje pięć tysięcydolarów.Byłem na bani - powiedział Wadę.- Nie może pan żądać,bym się wywiązał z umowy zawartej w takim stanie.Przecież,do cholery, to, co pan otrzymał, stanowi już i tak więcej niżpańskie honorarium.A poza tym - ciągnął wolno doktor Verririger - wymienił panmoje nazwisko.Powiedział pan swojej żonie, że przyjeżdżam popana.Wadę wydawał się zdziwiony.- Nie zrobiłem nic podobnego- odparł.- Nawet się z nią nie widziałem, bo już spała.No, więc musiało to mieć miejsce przy jakiejś innej okazji.Przyjechał tu prywatny detektyw i rozpytywał o pana.Gdybymu nie powiedziano, nie potrafiłby sam tu trafić.Wyprawiłemgo z kwitkiem, ale może się jeszcze pojawić.Musi pan wrócićdo domu.Ale najpierw chciałbym otrzymać moje pięć tysięcydolarów.Pan nie należy do najbystrzejszych, doktorku.Gdyby mojażona wiedziała, gdzie jestem, to po co byłby jej detektyw?Mogłaby sama przybyć - zakładając oczywiście, że naprawdę byjej na tym zależało.Mógłby też z nią pojechać Candy, naszsłużący.Zanim pański amant zdecydowałby się, w jakim filmiegra w danym momencie, Candy zrobiłby z niego gulasz powęgiersku.Ma pan paskudny język, Wadę.I taki sam umysł.Posiadam też paskudne pięć tysięcy dolarów.Niech panspróbuje się do nich dobrać, doktorku.Wypisze mi pan czek - powiedział stanowczym głosem doktor Verringer.- Teraz, zaraz.A pózniej proszę się ubrać,Earl zawiezie pana do domu.- Czek? - Wadę o mało się nie roześmiał.- Zwietnie, dampanu czek.No i co panu z niego przyjdzie?Verringer lekko się uśmiechnął.- Panu się wydaje, że niedopuści pan do wypłaty.Ale to się panu nie uda.Zapewniampana, że nie.- Ty spasiony oszuście! - wrzasnął Wadę.Doktor potrząsnął głową.- W niektórych sprawach, tak.Alenie we wszystkich.Mam złożony charakter, jak większość ludzi.Earl zawiezie pana do domu.- Nie ma mowy.Na widok tego chłoptasia dostaję wysypki.Verringer spokojnie wstał, nachylił się i poklepał go poramieniu.- Dla mnie, panie Wadę, Earl jest całkiemnieszkodliwy.Znam sposoby, jakimi należy go poskramiać.Niech pan wymieni choćby jeden - powiedział jakiś obcygłos i w drzwiach pojawił się Earl w kowbojskim ubiorze.Doktor obrócił się w jego stronę z uśmiechem na twarzy.Niech ten psychopata nie podchodzi do mnie! - krzyknąłWadę, po raz pierwszy okazując strach.Earl oparł ręce na swym ozdobnym pasie.Twarz miałcałkiem bez wyrazu.Z ust dobywał mu się cichy, syczącydzwięk.Wolno wszedł do pokoju.- i Nie powinien był pan tego mówić - rzucił Verringer iobrócił się w stronę Earla.- W porządku, Earl.Panem Wadęzajmę się sam.Pomogę mu się ubrać, a ty w tym czasiepodstaw wóz jak najbliżej domku.Pan Wadę jest bardzo słaby.I będzie jeszcze znacznie słabszy - odparł Earl świszczącymgłosem.- Z drogi, grubasie.Słuchaj, Earl.- Verringer złapał za ramię przystojnegomłodzieńca - chyba nie chcesz wrócić do Camarillo, co? Jednosłowo i.Tylko tyle zdążył powiedzieć.Earl wyrwał mu się, ajednocześnie zamachnął się prawą ręką, w której błysnąłmosiężny kastet.Trafił doktora w szczękę.Ten runął, jakpodcięty.Cały domek zatrząsł się od jego upadku.Zacząłembiec. Dopadłem drzwi i rozwarłem je z rozmachem.Earl okręciłsię na pięcie i lekko pochylony do przodu patrzył w mojąstronę, nie poznając mnie.Z ust wydobywały mu sięnieartykułowane dzwięki.Ruszył błyskawicznie w moimkierunku.Wyszarpnąłem rewolwer.Nie wywarło to na nim żadnegowrażenia.Albo jego własne rewolwery nie były nabite, albocałkiem o nich zapomniał.Zupełnie mu wystarczył kastet.Ciągle szedł w moim kierunku.Strzeliłem przez otwarte okno - ponad łóżkiem.Hukwystrzału wypełnił pokoik.Earl stanął jak skamieniały.Obróciłgłowę i popatrzył na dziurę w okiennicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •