[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kapłan ob-serwował, jak Kulgan dokłada do stale rosnącej kupy następne przedmioty. Kulgan, przecież nie możesz zabrać ze sobą tych wszystkich książek.Niezapakujesz tego nawet na dwa juczne muły, a już zupełnie nie mam pojęcia, gdzieje poupychasz na statku, zresztą, po co ci one, co?Kulgan spojrzał na dwie książki, które trzymał w rękach, jak matka patrzącana dziecko. Muszę je zabrać, żeby chłopak miał się z czego uczyć w podróży. Akurat! Już raczej, żebyś ty miał co wertować i przeglądać przy obozowychogniskach i na statku.Oszczędz mi swoich tłumaczeń.Będziecie musieli jechaćbardzo szybko, żeby przejść przez Południową Przełęcz, zanim zasypie ją śnieg.A potem, na morzu? Czy znasz kogoś, kto byłby w stanie oddawać się lekturzew czasie zimowego rejsu po Morzu Gorzkim? Chłopak straci najwyżej miesiącalbo dwa.Potem czeka go jeszcze ponad osiem lat studiów.Daj mu spokój.Niechodpocznie trochę.Pug stał w drzwiach zafascynowany rozmową.Próbował zadać jakieś pyta-nie, ale został całkowicie zignorowany przez dogadujących sobie nieustannie sta-rych przyjaciół.Po kilku kolejnych protestach i napomnieniach Tully ego Kulganw końcu poddał się. Chyba masz rację.Cisnął książki na posłanie.Zauważył czekającego w drzwiach Puga. A cóż to? Jeszcze tu sterczysz? Jeszcze mi nie powiedziałeś, dlaczego posłałeś po mnie, Kulgan. Aaa? wydusił z siebie Kulgan.Stał, mrugając oczami, jak sowa schwy-tana w jasny promień światła. Nie powiedziałem?Pug kiwnął głową. No cóż, przyszły rozkazy Księcia.Mamy wyruszyć o świcie.Krasnoludynie dały znaku życia, ale on już nie będzie czekał.Północna Przełęcz prawie napewno nie jest przejezdna.Obawia się śniegu na Południowej po chwili dorzu-cił swój komentarz i ma rację.Mój pogodowy nos mówi mi, że lada chwilanadejdą śniegi.Będziemy mieli wczesną i ciężką zimę.Tully wstał i potrząsnął głową. %7łe też musimy wysłuchiwać tego od człowieka, który siedem lat temu prze-powiedział suszę, po czym mieliśmy nie notowaną w najstarszych kronikach falępowodzi.Magowie! Banda szarlatanów i darmozjadów!Podszedł powoli do drzwi.Zatrzymał się i popatrzył na Kulgana.Udawanairytacja ustąpiła na jego twarzy prawdziwej trosce. Chociaż tym razem, Kulgan, masz całkowitą rację.Mnie też łamie w gna-tach.Zima tuż, tuż.Tully wyszedł.147 Wyjeżdżamy? spytał chłopiec.Kulgan rozzłościł się. Tak! Chyba już ci raz powiedziałem, prawda? Zbieraj swoje rzeczy, i to najednej nodze.Za niecałą godzinę zacznie świtać.Pug odwrócił się, aby wyjść. Chwileczkę, Pug.Mag podszedł do drzwi i wyjrzał, chcąc upewnić się, czy Tully schodzi poschodach i jest poza zasięgiem głosu.Odwrócił się do Puga. Nie mam nic do zarzucenia twemu zachowaniu, ale gdybyś w przyszłościmiał jakiegoś nocnego gościa, sugeruję, abyś nie poddawał się dalszym.pró-bom.Nie jestem przekonany, czy za drugim razem poszłoby ci równie gładko.Pug pobladł jak ściana. Słyszałeś?Kulgan wskazał palcem miejsce, gdzie ściana stykała się z podłogą. Rura od twojego wynalazku wychodzi na zewnątrz jakieś trzydzieści cen-tymetrów poniżej tego miejsca i chyba doskonale przewodzi dzwięk. Zamyśliłsię na moment i dorzucił: Swoją drogą, jak wrócimy, muszę zbadać, dlaczegotak dobrze przewodzi dzwięk, ciekawe.Popatrzył na Puga. Po prostu pracowałem do pózna.Nie chciałem podsłuchiwać, ale słyszałemkażde słowo.Pug zaczerwienił się po uszy. Nie chciałem cię wprawić w zakłopotanie, Pug.Postąpiłeś bardzo dobrzei wykazałeś się zadziwiającym rozsądkiem.Położył mu rękę na ramieniu. Obawiam się, że w tych sprawach nie potrafię ci służyć radą, chłopcze.Mo-je doświadczenie z kobietami jest bardzo skromne, dotyczy to kobiet w różnymwieku, że nie wspomnę już o takich upartych dzierlatkach.Spojrzał mu prosto w oczy. Jedno wszakże wiem, w chwilach pełnych żaru i namiętności trudno jestmyśleć jasno o tym, co będzie pózniej.Dumny jestem z ciebie, że potrafiłeś tegodokonać.Pug uśmiechnął się z zażenowaniem. To było bardzo proste, Kulgan.Skoncentrowałem się na jednej myśli. Na jakiej? O karze śmierci.Kulgan ryknął gromkim śmiechem. I bardzo dobrze.Musisz jednak pamiętać, że potencjalne niebezpieczeń-stwo, jakie groziło Księżniczce, było równie wielkie.Szlachetnie urodzone nie-wiasty z wschodniego dworu wychowane w miastach mogą się do woli wplątywać148w każdy romans, jaki im się nawinie, ale jedyna córka Księcia z pogranicza, bli-sko spokrewnionego z Królem, nie może sobie pozwolić na taki luksus.Przedewszystkim musi być poza wszelkim podejrzeniem.Nawet jego cień może bar-dzo skrzywdzić Carline.Ten, komu na niej zależy, powinien brać to pod uwagę.Rozumiesz?Pug kiwnął głową.Docenił teraz w pełni to, że poprzedniego wieczora oparłsię pokusie. To dobrze.Wiem, że w przyszłości zachowasz ostrożność.Kulgan uśmiechnął się wesoło. I nie przejmuj się Tullym.Zły jest, ponieważ Książę rozkazał mu zostaćw zamku.Ciągle mu się wydaje, że jest taki, jak jego młodzi akolici.No, zbierajsię i przygotuj.Niedługo zacznie świtać.Pug kiwnął głową i wyszedł, zostawiając Kulgana wpatrującego się w stosksiążek.Podniósł z żalem najbliższą i odstawił na półkę.Po chwili chwycił na-stępną i wepchnął do podróżnego worka. Jedna nikomu nie zaszkodzi powiedział do niewidzialnego widma Tul-ly ego, potrząsającego głową z dezaprobatą.Resztę książek odłożył na półkę,z wyjątkiem ostatniego tomu, który również powędrował do wora. No dobrze powiedział buntowniczym tonem dwie!Rozdział 8PodróżPrószył lekki śnieżek.Pug siedział na koniu i chociaż był okryty ogromną kapotą, trząsł się z zimna.Już od dziesięciu minut czekał w siodle, aż reszta grupy towarzyszącej Księciubędzie gotowa do wyruszenia w drogę.Dziedziniec wypełniały krzyki służby, która w pośpiechu przywiązywała pa-kunki na grzbietach spasionych mułów.Czernie i szarości, które powitały go, kie-dy zszedł na dziedziniec, ustępowały powoli miejsca delikatnym kolorom nad-chodzącego świtu.Bagaże Puga zniesiono już na dół i teraz troczono do mułówrazem z innymi.Usłyszał za plecami okrzyk strachu.Odwrócił się.Tomas, dosiadający żwa-wego i rzucającego łbem gniadosza, rozpaczliwie ściągał wodze.Jego rumak, po-dobnie jak wierzchowiec Puga, o całe niebo różnił się od starej pociągowej szka-py, na której grzbiecie dotarli do wraku statku.Obaj dosiadali teraz wysmukłychi lekkich koni bojowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]