[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Matt kliknął w  widok ulicy , przesunął niewielkiego pomarańczowegoawatara na lokalizację samochodu i kliknął ponownie.Na ekranie wyskoczyło szerokokątneujęcie, tak wyrazne i szczegółowe, jakby on sam stał na środku ulicy - oczywiście nie wczasie rzeczywistym, ale wtedy gdy furgonetka Google wyposażona w panoramiczną kameręzarejestrowała obraz, czyli niezbyt dawno temu, zważywszy, że nie była to technologia zczasów zimnej wojny Tak czy inaczej, Matt mógł się dokładnie przyjrzeć okolicy.Rzuciłwidok na pełny ekran, przewinął ulicę w górę i w dół, wykonując wirtualny przejazd, a potemodwrócił kamerę, uzyskując obraz przeciwległej strony chodnika.Wzdłuż wąskiej uliczki dzielnicy mieszkaniowej ciągnął się rządek piętrowychdomków.Samochód, którego lokalizację urządzenie wyznaczyło z dokładnością do trzechmetrów, jeśli wierzyć zapewnieniom wygadanego sprzedawcy, od którego je kupił, stał przedzapuszczonym nieco, szarym budynkiem z balkonem nad gankiem i spiczasto zakończonymdachowym oknem.Matt musiał mu się przyjrzeć.Na żywo.Droga na miejsce o tej porze nie zabrała mu zbyt wiele czasu, zwłaszcza że jechał wprzeciwnym kierunku niż większość kierowców.Cienka warstwa śniegu, pokrywająca miasto jeszcze w nocy, niemal już zniknęła i stary taurus od biedy radził sobie na jezdni.Skręcił wBeacon i ruszył na zachód, analizując w myślach różne sposoby, na jakie mógł rozegraćkonfrontację z bandytami.Starał się trzymać na wodzy swoje pierwotne instynkty.Owszem,miał do czynienia z ohydnymi, krwiożerczymi szumowinami i zdawał sobie sprawę, że trudnomu będzie się powstrzymać przed tym, by przy najbliższej okazji nie zrobić im z tyłkówjesieni średniowiecza.Ale z drugiej strony nie powinien zamieniać swego przedsięwzięcia wsamobójczą misję.Jeżeli tam będą, musiał dowiedzieć się o nich czegoś więcej - kim są, corobią, kto ich wynajął.Co wiedzą o Dannym.Gdy dowie się tego wszystkiego - cóż, właściwie nie widział powodu, by pozostawiaćich przy życiu.Nagle zdał sobie z tego w pełni sprawę, ale nawet się nie skrzywił.Co zresztą gozdziwiło.Nigdy jeszcze nikogo nie zabił.Jasne, miał za sobą parę bójek.Przed pobytem wwięzieniu.W czasie pobytu w więzieniu.Przez te wszystkie lata kilka razy skopano mu tyłek,ale i on rozbił niejedną czaszkę.Ale to nie on zaczynał.Jako człowiek gwałtowny ilekkomyślny trzymał się własnych zasad, ale w żadnym razie nie był zbirem i nigdy nie chciałnikogo skrzywdzić.I chociaż w więzieniu zhardział, zarówno pod względem fizycznym, jak ipsychicznym, nie zmieniło to tej części jego charakteru.Częściej zdarzało mu się teraz tracićnad sobą panowanie, mniej stronił od używania pięści, ale nigdy nie czerpał z tegoprzyjemności.Zawsze bił się w samoobronie, nigdy też nie robił więcej, niż było konieczne,by zneutralizować określone zagrożenie.Tym razem czuł się inaczej.Ale póki co nie przejmował się tym zbytnio.Que sera,sera.Najpierw musiał ich znalezć.Skręcił w prawo w Washington i ruszył na północ.Z każdym mijanym kwartałemdzielącym go od celu serce waliło mu szybciej.Nie mógł się doczekać konfrontacji.Nadużym skrzyżowaniu z Commonwealth zatrzymał się na czerwonym świetle i nagle, gdyczekał niecierpliwie, wpatrując się w stojącego przed nim poobijanego pickupa, rozpaczliwiedomagającego się nowych pierścieni tłokowych, jego wzrok powędrował w stronęagresywnego, wyszczerzonego uśmiechu znajomej kratownicy wlotu powietrza - należącej dochryslera c.Podejrzany samochócł stał po drugiej stronie, naprzeciw niego, i miał włączonylewy kierunkowskaz.Matt zmrużył oczy, próbując ocenić, czy to  jego chrysler.Wyciągnął szyję, żebyuzyskać lepszy widok na ulicę, przesłoniętą dymem z kopcącego pickupa.Zwiatło po drugiejstronie musiało się zmienić na zielone, bo podejrzany samochód przeciął skrzyżowanie tuż przed półciężarówką i pomknął w górę Commonwealth, niczym rekin z doczepionymiremorami, ciągnąc za sobą sznur importowanych wozów.Gdy przejeżdżał obok, Mattnachylił się i przyjrzał facetowi na fotelu pasażera.Choć twarde rysy jego twarzyodpowiadały temu, co zapamiętał, nie był pewien do końca.Widział bandytów jedynieprzelotnie, przed barem i w furgonetce oraz w nocy przed swoim mieszkaniem.Na szczęściewszystko wyjaśniła tablica rejestracyjna chryslera.Mattowi udało się dojrzeć jej dwa ostatnienumery, które dokładnie odpowiadały numerom samochodu, który parkował przed jegowarsztatem.4To byli oni.Z przyspieszanym pulsem podążył wzrokiem za szybko oddalającym się wozem,zachodząc w głowę, co powinien zrobić.Musiał podjąć decyzję w ułamku sekundy.Przekręcił kierownicę, wcisnął gaz, ominął półciężarówkę, zahaczając prawymi kołami okrawężnik, i ruszył ulicą, którą chwilę wcześniej pomknął chrysler.Była to raczej instynktowna reakcja niż przemyślane posunięcie, ale gdy dogoniłswoją ofiarę i zajął pozycję w odległości kilku samochodów od niej, doszedł do wniosku, żepodjął właściwą decyzję.Nie wiedział, co to za miejsce, w którym według nadajnikazatrzymał się chrysler - czy to baza bandytów, czy tylko przypadkowy przystanek przedbudynkiem, do którego nie będą już wracali.Poza tyrp było ich tylko dwóch, a zatem mielijedynie niewielką przewagę.Nic takiego, zwłaszcza biorąc pod uwagę to, jak się teraz czuł.Jechali Commonwealth na wschód, po czym skręcili w Harvard i ruszyli w stronęmostu prowadzącego do Cambridge.Gdy zbliżali się do River, Matt poczuł zimne,nieprzyjemne ukłucie niepokoju.Prowadzili go z powrotem w okolice Inman Square, skąduciekł zaledwie godzinę czy dwie wcześniej.Lęk zamienił się w przerażenie, gdy zobaczyłnazwę ulicy, w jaką skręcił chrysler, oraz dostrzegł numer budynku, przy którym sięzatrzymał.Nie było mowy o pomyłce - przecież przed chwilą szukał tego adresu.Zaparkowali dokładnie przed budynkiem, w którym znajdowało się mieszkanie Csaby.ROZDZIAA 27Cambridge, MassachusettsMatt skierował taurusa w stronę zaparkowanego chryslera.Przejeżdżając obok,odwrócił się - nie chciał, by siedzący w nim mężczyzni rozpoznali jego twarz.Minął ich,skręcił w najbliższą boczną uliczkę i się zatrzymał. Niedobrze.Przez chwilę nie ruszał się z miejsca, zachodząc w głowę, co to może oznaczać.Czyżby ten cały Csaba dla nich pracował? Może wystawił Bellingera, ostrzegając ich, cozamierza? Matt nie wiedział już, co o tym myśleć, choć miał dziwne przeczucie, że takiscenariusz jest raczej mało prawdopodobny.Wiadomość, którą Csaba zostawił koledze,brzmiała autentycznie.Rozmawiali o zjawisku i Bellinger - jak się zdaje - nagle przerwałwymianę zdań [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    ) ?>