[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nazywam sie Zila.Obok Calisa stanal Praji, i Erik uslyszal, jak mowi: - Znam ich.Niezle z nich rzezniki, i nigdy nie zaprosilbym ich, by dzielili ze mna poslanie.Potrafia jednak uszanowac pokoj obozu.tak przynajmniej slyszalem.-Moge wam ofiarowac pokoj obozu - zawolal Calis.-Na jak dlugo?-Dwa dni.-Uczciwa propozycja.- I nagle Zila parsknal smiechem.- Bardziej niz uczciwa.Kto tu dowodzi?-Ja, Calis.-Od Szkarlatnych Orlow? - spytal Zila, zsiadajac z konia.-Ten sam.-Slyszalem, ze cie zabito pod Hamsa - powiedzial, gdy Calis dal znak.by otwarto brame.Gdy Erik i pozostali czekali na dalsze wydarzenia, podszedl do nich Foster.- Zejdzcie na dol, ale miejcie na wszystko baczenie.Nie tacy jak oni obiecywali uszanowac pokoj obozowiska, a znalazlszy sie wewnatrz, zmieniali zdanie.Podejrzenia rozwialy sie jednak jak dym, gdy przybysze wkroczyli do wioski.Widac bylo, ze dostali tegie lanie.Erik zauwazyl kilka rannych koni, a niemal wszystkie mialy odparzone grzbiety.Dwa dni odpoczynku nie wystarcza, by niektorym zwierzetom przywrocic pelnie sil.Zila odchrzaknal i splunal sazniscie.- Cholerny kurz! - sarknal.- Ale dym byl jeszcze gorszy.Plomienie zaciagaly caly horyzont.- Powiodl wzrokiem po ludziach Calisa.- Jezeli tego unikneliscie, to wam sie udalo.Masz wsrod swoich jakiegos kowala? - spytal, ogladajac swego konia.Calis przywolal Erika, ktory podal miecz i tarcze Roo, mowiac: - Zanies to do namiotu, dobrze?Odpowiedz Roo daleka byla od uprzejmosci, wzial jednak podane mu przedmioty i odszedl.Erik tymczasem spojrzal pytajaco na Zile, ktory wyjasnil: - Gdzies po drodze zgubila podkowe.Nie kuleje jeszcze, ale chyba niedlugo bedzie.Erikowi wystarczylo jedno spojrzenie, by sie przekonac, ze Zila ma racje.Podnioslszy noge klaczy, zobaczyl, ze nasada kopyta byla pokryta skrzepla krwia.-Oczyszcze to i opatrze - powiedzial.- Przybijemy nowa podkowe i wszystko powinno byc w porzadku.jesli nie bedziesz jej zbyt forsowal.-Ha! - zawolal Zila.I zwrocil sie do Calisa.- Za nami wali ponad trzydziestotysieczna armia.Wlasnie spuscili nam niezle manto.Jestesmy pewnie pierwsza z setek kompanii, ktore beda tedy przeciagaly - no, chyba ze ktos zorganizuje jakis punkt zborny gdzies na polnocy.Wiekszosci chlopakow ogromnie zalezy na tym, by nie zostac pochlastanymi przez jaszczury.-Jakie jaszczury? - spytal Calis.-Postawisz mi kielicha, to ci o nich opowiem - odparl Zila.Calis polecil Erikowi zatroszczyc sie o konie przybyszow,Ravensburczyk skinal wiec na towarzyszy, by zajeli sie innymi konmi, podczas gdy on opatrywal klaczke Zili.Zwierze kulalo i kiedy dotarli do konskiej zagrody, Erik byl juz pewien, ze przez nastepny dzien, a moze i dwa, klacz nie bedzie zdolna do zadnego wysilku.Jedni z nowo przybylych wojakow byli radzi temu, ze troske o konie powierzyc moga ludziom Calisa, drudzy sami woleli sie upewnic, ze ich zwierzetom niczego nie brakuje.Erika zreszta wcale to nie zdziwilo, gdyz ci, ktorzy poszli za nim, mieli lepsze konie.Widzial, ze sa wyczerpane, ale tez byl pewien, ze szybko dojda do siebie.Reszte wierzchowcow mozna bylo w najlepszym razie okreslic slowem "marne", i Erik podejrzewal, ze oddzial Zili wkrotce po czesci przynajmniej sie spieszy.Zbadal konie, konotujac sobie w pamieci, o ktore mozna bedzie zadbac, a ktore najlepiej byloby jeszcze dzis zabic, by skrocic ich cierpienie.Porozmawial o tym z kilkoma bardziej doswiadczonymi jezdzcami z kompanii Calisa i nie spotkal sie ze sprzeciwem.Szedl do swego namiotu, kiedy jeden z przybyszow krzyknal:-Hej, ty! Jak cie wolaja?-Erik.- Zatrzymal sie, ciekaw, co tez przybysz ma do powiedzenia.-Ja jestem Rian - przedstawil sie obcy sciszonym glosem.-Widze, ze znasz sie na koniach.- Mowiacy byl roslym mezczyzna o plaskiej twarzy, zaczerwienionej od slonca i pokrytej warstwa kurzu i potu.Mial ciemne oczy, plomieniscie rude wlosy i siwawa brode.Poruszal sie lekko i sprezyscie, caly czas machinalnie trzymajac dlon na rekojesci miecza.Erik kiwnal glowa, ale sie nie odezwal.-Przydalby mi sie inny kon.Moja klacz dojdzie do siebie, jezeli dam jej odpoczac przez tydzien.Jak myslisz, sprzeda mi jednego ten wasz kapitan?-Zapytam go - odparl Erik i ruszyl, by odejsc.Rian zatrzymal go, kladac mu lagodnie dlon na ramieniu.-Zila jest nawet niezly, zwlaszcza kiedy dochodzi do karczemnych bijatyk, ale kiepski z niego kapitan - rzekl cicho.- Mielismy sie udac do Maharty, by zaciagnac sie na sluzbe do Radzy.Tamtej bandzie z polnocy uporanie sie z Lanada zajmie chyba wiecej niz pol roku.Rozejrzal sie ukradkowo dookola, jakby chcial sprawdzic, czy nikt ich nie podsluchuje.- Wyglada na to, ze wasz kapitan zna sie na fortyfikacjach, a i wy bardziej przypominacie regularne wojsko niz najemnikow.Kazdego czlowieka w kompanii Calisa ostrzegano przed szpiegami, Erik wiedzial wiec, co odpowiedziec, i uczynil to bez namyslu: - Po prostu wykonuje rozkazy.Kapitan Calis slynie z tego, ze oszczedza ludzi i potrafi im zapewnic bezpieczenstwo.wiec slucham bez dyskusji.-Myslisz, ze znalazloby sie u was miejsce dla jeszcze jednego?-I o to zapytam.Ale sadzilem, ze zmierzasz do Maharty?-Po laniu, jakie dostalismy pod Khajpurem, przydalby sie z roczek odpoczynku.ale prawde mowiac, wcale sie nie oblowilismy.a ja sie szybko nudze.-To tez mu powiem - rzekl Erik, zostawiajac Riana z konmi.Gdy szedl przez wioske, kilku wiesniakow pozdrowilo go przyjaznie.Ludzi Calisa nie traktowano juz wrogo, ale miejscowi wyraznie podzielili sie na dwie grupy -jedni byli radzi temu, ze maja przy sobie zbrojnych do ochrony i w dodatku placacych za wszystko zlotem, drudzy obawiali sie.ze fortyfikacje sciagna na wioske niepozadana uwage.W minionych latach, gdy regularnie najezdzano osade, kmiotkowie doprowadzili do perfekcji umiejetnosc szybkiego krycia sie wsrod pobliskich wzgorz.Jesli ostrzezenie przychodzilo w pore, ginelo bardzo niewielu z nich.Forteca stanowila zarowno ochrone, jak i zrodlo zagrozenia.Ktos zawolal Erika po imieniu, obejrzawszy sie, zobaczyl za soba Embrise, czternastoletnia dziewczynke, ktora zdazyla go juz polubic.Byla nawet dosc urodziwa na swoj wiejski, "hozy" sposob, Erik jednak wiedzial, ze zestarzeje sie, zanim dociagnie do trzydziestki, przedtem zas urodzi trojke lub czworke dzieci mezowi, ktory bedzie sie zaharowywal na smierc, pracujac od switu do zmierzchu.Jako mieszczuch z krwi i kosci, Erik nie bardzo mial pojecie o tym, czym moze byc prawdziwa bieda i naprawde ciezka praca - dopoki nie trafil do tej wioski.Przywital sie z dziewczynka i przeprosiwszy ja grzecznie, ruszyl do baraku sluzacego jako oberza.Pewien przedsiebiorczy kmiec o imieniu Shabo porozstawial tu drewniane stoly i krzesla, teraz zas zarabial niezgorzej, sprzedajac podle wino oraz piwo ludziom Calisa.Zamierzal tez wzniesc wokol chatki drewniane stojaki na beczki z winem.Erik pomyslal, ze jezeli pobeda tu dostatecznie dlugo, Shabo zostanie rasowym oberzysta.- takim, ktory obraca zyski na podniesienie poziomu swego przedsiebiorstwa.Jego najnowszym pomyslem bylo wyciecie w scianie chatki drugich drzwi, tak zeby mogl podawac trunki zza baru, ktory ciagnal sie wzdluz calej izby.Erik pomyslal, ze zima moze tu zrobic sie dosc chlodno - ale wlasciwie nie mial pojecia, jak surowe bywaja tu zimy.Calis, Zila i kilku innych siedzieli przy stole, a ludzie z kompanii Zili pili na umor w glebi chaty, widac bylo, ze niedawno mocno dostali w kosc.Praji przylaczyl sie do Calisa i wlasnie sluchal Zili, ktory mowil: - Spedzilem na polach walki trzydziesci lat.alem nigdy nie widzial czegos takiego.- Po czym oproznil kufel i wytarl usta rekawem.Calis tymczasem spojrzal pytajaco na Erika, i ten zameldowal:-Mniej wiecej polowie koni potrzebne jest pastwisko i miesieczny wypoczynek, a i z tych niektore beda musieli dobic.Reszta sie nada.po tygodniowym odpoczynku.Calis kiwnal glowa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]