[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbliżył się do lady, za którą siedziała młodabarmanka.Paliła papierosa i z rezerwą patrzyła na gościa.- Macie wolne pokoje? - spytał.Przez moment nie odpowiadała.Spojrzał jej w oczy.Zobaczył niechęć.I zaciekawienie.- Pan nie stąd? - odpowiedziała pytaniem, odkładając papierosa na popielniczkę.Skinął głową.- Dlatego szukam pokoju.- Uśmiechnął się lekko.- Od razu widać.Znam wszystkich w miasteczku - odrzekła.- Nie wątpię.To jak, znajdzie się ten pokój? - Do nas to zwykle mało kto przyjeżdża.Wie pan, mała mieścina.Tylko w lipcu i wsierpniu, nad jezioro, wtedy są tłumy.Ale teraz, pod koniec kwietnia, pusto.Mężczyzna ucieszył się.Oznaczało to chyba, że pokój się znajdzie.Może nawet zprysznicem? Marzył o prysznicu.Z Poznania było do Wilkowa kilkadziesiąt kilometrów.Przez cały czas słońce prażyło - jego czarna skórzana kurtka nagrzewała się szybko, podobniejak kask.Nawet pęd powietrza nie pomagał.- Tylko że teraz jest inaczej.- Dziewczyna odebrała nadzieję przybyszowi.- Teraz u nasaż rojno od miastowych.Wie pan.Kaszlnął.- Czyli zajęte? Pokojów nie ma? Trudno.Poszukam gdzieś indziej.Barmanka się naburmuszyła.- A co ma nie być! - rzuciła nieprzyjaznie.- Ale jak się panu nie podoba, to niech panidzie.Proszę.- Wiesz - przerwał jej.- Mam wrażenie, że ty mnie nie lubisz.Spuściła wzrok.- W zasadzie to nie.Nawet pan miły - zaczęła, lecz zaraz głos jej stwardniał.- Alemiastowy.- Miastowi zli?- A jak! - Zadarła głowę, podniosła papierosa z popielniczki, zaciągnęła się.- Ci, coprzyjechali ostatnio, to pewno, że zli.Głupków chcą z nas zrobić.Wmawiają, że my ciemni.%7łe głupi.%7łe nieoświetleni!- Nieoświeceni? - zgadł przybyły.- O, to, to, właśnie - potaknęła.- A wszystko przez tą żabę.Pan też z jej powodu, prawda?Słyszał pan o żabie?Zaprzeczył ruchem głowy, poprosił o szklankę soku pomidorowego i przysiadł nawysokim stołku, przy barze.Barmanka tymczasem zapaliła kolejnego papierosa i mówiładalej.- To, że dziewczynę w żabę zamieniono, to panu wiadomo, co nie? No, Ewunię Kubiak,na pewno pan widział zdjęcia, był reportaż i w telewizorze.Do jednej szkoły z nią chodziłam,wie pan? A tu taka tragedia, tuż przed ślubem.%7łeby to chociaż w łanię albo w jakiegołabędzia czy kormorana, no, to są chociaż ładne zwierzaki.Ale w żabę, wyobraża sobie pan?Jej rodzina - przerażona, rodzina pana młodego - jeszcze bardziej, bo przecież z żabą chłopaksię nie ożeni.Nawet gdyby chciał, proboszcz ślubu nie udzieli.Już zapowiedział.Myślę, żeporadzilibyśmy sobie sami, w końcu tutaj każdy każdego zna, o wszystkim wszystko się wie. Nawet znaleziono już winną, wie pan? Tylko że ktoś wpadł na pomysł, żeby wezwać napomoc miastowych.%7łe niby miastowi wykształceni lepiej, wiedzą więcej, to i remediumbędzie skuteczniejsze.Mężczyzna milczał, przysłuchiwał się słowom barmanki.Poszperał w wewnętrznejkieszonce kurtki, wyłowił stamtąd zmiętą paczkę cameli, wyciągnął jednego papierosa.Dziewczyna usłużnie podała ogień.- I to była tragedia - opowiadała dalej, patrząc z przejęciem na długowłosego.-Pierwszym, który przyjechał, był profesor biologii z Poznania.Z uniwersytetu.Podobnieżjakiś znany bardzo, podróżnik, mieszka w wiszących Rajskich Ogrodach Doktora, a to jużprzecież o czymś świadczy.Mężczyzna pokiwał głową.Mieszkanie w wiszących ogrodach dowodziło jednej z dwóchrzeczy - albo ów profesor był bardzo bogaty, albo miał bardzo rozległe koneksje.Anajprawdopodobniej jedno i drugie.- Cóż ciekawego powiedział?- Ciekawego to nic - barmanka aż prychnęła.- Obejrzał żabę ze wszystkich stron,obfotografował, obmierzył, śluz pipetą pobrał i pod mikroskopem badał.Na drugi dzieńprzyszedł znowu do Chudzińskich, znaczy się tam, gdzie żaba, do rodziców pana młodego,wie pan.I obwieścił, że po kompleksowych analizach musi stwierdzić, że w żabie nie ma nica nic z człowieka.Nic a nic.Przerwała, by zaciągnąć się papierosem, i zaraz trajkotała dalej.- Ale to nie wszystko.Powiedział też, że bardzo Robertowi zazdrości.Naprawdę bardzo.Bo on, profesor znaczy, jeszcze takiej żaby na oczy nie widział, a oglądał już żab wiele.Ba,nie tylko on, nikt takiej żaby na oczy nie widział, bo to żaba jedyna w swoim rodzaju.Nowygatunek! Rana magus.Kiedy Robert zapytał go uprzejmie, co to oznacza, profesor odparł, żekobiet na świecie jest wiele, a taka żaba tylko jedna.Zaproponował bajońską sumę, jeśliRobert żabę mu sprzeda.Na koniec, kiedy młody Chudziński odmówił, profesor wyciągnął zteczki jakieś papiery i oznajmił, że zgodnie z rozporządzeniem ministra środowiska wszystkieżaby są pod ochroną.Wszystkie, a zwłaszcza ta, jedna jedyna.I dlatego, jak oświadczył,nikomu nie wolno jej odczarowywać.W rozporządzeniu nie ma wprawdzie nic oodczarowywaniu, ale on rozumie, że odczynienie uroku oznacza automatycznie, że żabazniknie, znaczy będzie unicestwiona.A tego już rozporządzenie zabrania.- Domyślam się, że wtedy ów Robert zareagował nieco mniej uprzejmie?- Dobrze się pan domyśla.Nie tylko on, ojciec Ewuni aż zzieleniał.A ten profesor, możeon i ważny, może bogaty, ale zwykłej chłopskiej krzepy to za grosz nie miał.I honoru też. Wył jak zarzynane prosię, gdy go przez miasto wlekli i gębę okładali.O litość błagał.Dopieroprzy samochodzie nabrał animuszu, a kiedy już był w środku, odgrażał się, że sprawę wsądzie wytoczy, że policję powiadomi.- Wspominałaś, że sprawcę całego zamieszania odkryto.Dlaczego w takim razie żaba,pardon Ewa, jeszcze nieodczarowana?- Jak to dlaczego? Przez was.Przez miastowych! - Dziewczyna potrząsnęła głową.- Unas to każdy wiedział, kto mógł zły czar sprowadzić.Przecież to proste jak dwa dodać dwa.Od razu się wszystkim dodało, że ostatnimi czasy Estera Bielska z górki jakaś dziwna była [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •