[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ata usprawiedliwiła ichzmęczeniem po forsownej wyprawie.Sama natomiastbyła tego wieczoru wyjątkowo wesoła i rozmowna.Patrząc na nią, Krysia siedząca w kątku obok Maćka,szepnęła do niego:— Pańska narzeczona jest piękna jak.jak BritneySpears, albo jeszcze ładniejsza.Dużo ładniejsza.— Prawda, piękna.Ale to nie moja narzeczona.— Przecież pan Paweł jest niższy od niej.— To również nie jego narzeczona.O ile miwiadomo, ona jeszcze nie jest niczyją narzeczoną.Poprostu nasza koleżanka, studentka archeologi naUniwersytecie Warszawskim.Krysia westchnęła cicho, nie wiadomo czy zpodziwu dla Aty, czy z zazdrości.Koło dziewiątej opuścili gościnny dom i poprzezciemną wieś powędrowali w stronę hotelu.— Egipskie ciemności — zrzędził Paweł — i nadobitkę mgła.Nawet latarki nie pomagają.Posuwali się noga za nogą, lecz pokonali jużpołowę drogi, gdy nagle Maciek zatrzymał się ioświadczył:— Idźcie dalej sami.Ja jeszcze muszę wrócić dodomu Prota.— Teraz, w nocy? — zdziwiła się Ata.— Coś sobie przypomniałem — tłumaczył sięMaciek.— Co takiego? — Wzrok Aty starał sięprzeniknąć mgłę.— No, nic specjalnego.To nie ma znaczenia.— Daj mu spokój Ato — wtrącił Paweł.— Niechidzie, dokąd chce.On miewa czasami takie drobnefanaberie.Coś knuje.Niech sobie idzie.Kulawy dalekonie odejdzie.Chwila ciszy.— Wy coś kryjecie przede mną.— Nie.Jak możesz tak przypuszczać.— Już ja cię znam.— Nieważne — uciął Maciek.— Idźcie do hotelu.Ja was wkrótce dogonię.— Jesteś.— Acie zabrakło słów.— Jesteśwstrętny!* * *Wbrew zapowiedzi Maciek wrócił późno.Spędziłz Krysią blisko pięć kwadransów na rozmowie o szkolei maturze.Później razem wertowali jej lektury.Naodchodnym Maciek powiedział:— Krysiu, Krysieńko, okazałaś się moimnatchnieniem.Wróciwszy do hotelu zastał Pawła pogrążonego weśnie, ale na odgłos przypadkowego, nieumyślnegotrzaśnięcia drzwiami przez Maćka sen prysnął.— A, jesteś! Co powiesz?— Na razie nic.Śpij spokojnie.Jutro pogadamy.Paweł dał za wygraną i odwrócił się twarzą dościany, ale na drugi dzień zaraz rano ponowił pytanie.— Udało się wczoraj?— Co?— No, myślę, że ten nocny spacer miał jakiś innycel niż tylko zaczerpnięcie świeżego powietrza.Podrywałeś Krysię, czy wpadłeś na jakiś pomysł?— Wpadłem — dwuznacznie przyznał Belina.— I.— I wobec tego zaczynamy robić przygotowaniado wydobycia skarbu!Powiedział to z kamienną twarzą, ale z iskierkamiw oczach.Paweł nie krył podniecenia.— Mówisz serio?— Najzupełniej.— Gdzie on jest?— Wolnego, kolego.Pozwól mi zorganizowaćodpowiednio finał tej sprawy.Ponadto lepiej będzie,jak nikt oprócz mnie nie będzie znał rozwiązania; doczasu.— Nie masz do mnie zaufania? — obraził sięPaweł.— Nie to.Jestem tylko przezorny.Pomyśl, jeżelipowiem tobie, będę musiał powiedzieć Acie.Potemznajdzie się ktoś następny, kogo będzie wypadałowtajemniczyć, skoro wtajemniczyło się innych.A niechcę, żeby konkurencja mnie ubiegła.— Może i racja — westchnął Paweł — ale Ata napewno będzie wściekła, jak dwa razy dwa jest cztery.Już wczoraj była okrutnie zła, że coś przed niąukrywasz.— Trudno.— Uważaj, żebyś, znajdując jeden skarb, niestracił drugiego.Aluzja była przejrzysta, a spojrzenie rzucone wstronę sąsiedniego pokoju bardzo wymowne.— Mam nadzieję, że w razie potrzeby pomożeszmi ją przekonać.— Maciek nie dokończył.Akurat weszła Ata, bez pukania.— Dzień dobry.Co dziś robimy?Uśmiechała się i sprawiała wrażenie osoby wnajdoskonalszym humorze.Klasa dziewczyna — pomyślał Paweł.— Nieobraża się i nie stroi fochów.Głośno powiedział:— Maciek ma nową, interesującą propozycję, alenie chce zdradzić szczegółów.Ata przeniosła wzrok na Belinę.— Znowu jakaś osobista tajemnica? Stajesz sięnieznośny, ale wytrzymam z tobą jeszcze te ostatniedwa dni.Jutro niedziela.Trzeba wracać do domu icodziennych zajęć.— Będziemy mogli spokojnie wrócić — odezwałsię w końcu Maciek, ośmielony słowami Aty.— I, jakto się mówi, z poczuciem dobrze spełnionegoobowiązku.— O jakim obowiązku mówisz?— Zaraz wam wyjaśnię, co mam na myśli.— Niemógł powstrzymać uśmiechu, który cisnął mu się nausta.— Dziś po południu idziemy wydobyć skarbChmieleńskiego.Popatrzył, jakie wrażenie wywołały jego słowa, aleAta zmąciła mu zadowolenie.— Efekciarz — prychnęła złośliwie.— Gadajwszystko po kolei, a nie rób co chwilę pauzy, jak aktorna scenie dla podkreślenia wygłoszonej kwesti.Paweł się nie odzywał, ale z jego miny byłowidoczne, że w pełni solidaryzuje się z dziewczyną.Belina pokręcił głową.— Mam swoje powody, żeby nie zdradzaćwszystkiego, co wiem.Jedno tylko mogę wampowiedzieć: znam miejsce, gdzie jest ukryta rzecz,której szukamy.Jest zakopana w ziemi i dlatego trzebasię zaopatrzyć w łopaty, a może i kilof.Ata w dalszym ciągu demonstrowała zły humor:— Chciałabym w to uwierzyć — powiedziała zudanym niedowierzaniem, lecz w jej głosie zabrzmiałowyraźnie pragnienie, by Maciek podtrzymał dobitniejswoje oświadczenie.Maciek wzruszył tylko ramionami, za to Pawełnatychmiast rozwiał jej wątpliwości:— Widzisz przecież, że on nie żartuje.Po chwili dodał rzeczowo:— Łopatę pożyczymy od Prota, a kilof chyba niebędzie potrzebny.Wątpię, żeby tych trzech, którzyzakopywali skrzynię, nosiło ze sobą po lesie takienarzędzia.Maciek kiwnął głową.Ata zastanawiała się wmilczeniu.Dopiero po długiej przerwie powiedziałacicho:— Chciałabym zatelefonować do ojca.On tyleczasu poświęcił tej sprawie.Byłoby mu przykro, gdybyhappy end rozegrał się pod jego nieobecność.— Przecież, o ile wiem, wy nie macie w domutelefonu.— Zadzwoniłabym do sąsiada.To dobry znajomyojca.Emerytowany dziennikarz.Też lubi sensacyjne idziwne sprawy.Ma samochód i mógłby przyjechaćrazem z tatusiem za kilka godzin [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •