[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.-W pobliżu nikogo nie ma, więc możemy spędzić tu tyle czasu, ilebędziemy chcieli.%7łołądek miałam tak ściśnięty, że nie mogłam się ruszyć.Billwysiadł z samochodu, podszedł do drzwi od mojej strony, poczym złapał mnie za rękę i wyciągnął z samochodu.- No co, nie chcesz wejść na łódkę i jej obejrzeć? - zapytał zezdziwieniem, jakby spodziewał się, że podzielę jego entuzjazm.Czy on naprawdę myślał, że podobają mi się te zabawy"? Czyspodziewał się, że w ten sposób mnie uszczęśliwia? Dlaczego niedziwił się, że za każdym razem płakałam, krzyczałam i prosiłamgo, żeby przestał?- No chodz, wejdziemy na pokład.- Nie lubię łódek - powiedziałam cichutko.Nie lubiłam łódek, zabaw" a przede wszystkim jego.- Wszystko będzie dobrze, zajmę się tobą.Wiedziałam, jak sięmną zajmie, i nie chciałam, żeby to robił.Miałam ochotę być w domu, w swoim pokoju.Nic więcej.Rozejrzałam się, ale nikogo nie zobaczyłam.W pobliżu nieprzycumowano innej łodzi.Byłam całkowicie zdana na jegołaskę.Zaczęłam nawet rozważać ucieczkę, ale dokąd mogłamuciec? W którą stronę? Poza tym on był dorosłym i postawnymmężczyzną i zaraz by mnie złapał.Nadal byłam niewysoka,drobna i nie biegałam zbyt szybko.Barka była pomalowana na brązowo i sprawiała ponure wra-żenie.Wepchnął mnie na pokład, a potem poprowadził w kie-runku schodków wprost do pomieszczenia, w którym stał mebelprzypominający łóżko.Oprócz tego nic tam nie było.Zrobiło misię zimno.Miałam nadzieję, że pod pokładem będzie zbyt małomiejsca.Okazało się jednak, że to pomieszczenie jest na tyleduże, że mógł sobie pozwolić, na co tylko miał ochotę.Usiadł nałóżku i postawił mnie przed sobą.- Zdejmij ubranie - rozkazał.Zaczęłam płakać.Gdy poprzednio mnie męczył, ze wszystkichsił starałam się wyłączyć" swoją świadomość i skoncentrowaćna czymś innym.Myślałam wówczas o morzu, falachuderzających o brzeg i dzwięku, jaki towarzyszy wodzie cofa-jącej się z piaszczystej plaży.O tym niezwykłym, niekończącymsię i uspokajającym szumie.Co prawda nie przestawałam się bać,ale łatwiej znosiłam to, co mnie czekało.Próbowałam zamknąćsię w sobie, wrzucić te wszystkie okropności do jednego pudełkaw swoim umyśle i szczelnie je zamknąć.Gdybym opanowała tęsztukę, mogłabym odcinać się od rzeczywistości.Jednak, gdyzmusił mnie, żebym się rozebrała, poczułam się tak bezbronna, żenie byłam w stanie się wyłączyć i udawać, że jestem gdzieśindziej.Znowu stałam się małym, bezradnym dzieckiem i nieumiałam uciec myślami od tego, co się działo.- No, dalej! - powtórzył, a ja posłuchałam.Powoli rozpięłam szkolny sweterek i koszulę, ściągnęłam przezgłowę podkoszulek i usiadłam na skraju łóżka, żeby zdjąć buty iskarpetki.Przez cały ten czas Bill gapił się na mnie, dotykał się iwydawał z siebie gardłowe jęki.- Cudowna - dyszał pożądliwie.- Jesteś cudowna i cała moja.Nie mogłam się zmusić, żeby zdjąć majtki.Bill zdarł je jednymgwałtownym ruchem, a potem rzucił mnie na łóżko i rozchyliłmoje nogi.- Och, kocham cię.Wiesz o tym, prawda? Tęskniłem za tobą iza naszymi zabawami.Wiem, że tobie też tego brakowało.Przyznaj sama.Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, znowu poczułam renrozdzierający ból.Tym razem jednak bolało jeszcze bardziej niżwcześniej.On napierał z wielką siłą, próbując we mnie wejść, a janie mogłam krzyknąć, bo znowu nie byłam w stanie wydobyć zsiebie żadnego dzwięku.Jak mógł mi robić coś takiego? Ipomyśleć, że to właśnie on był moim ojcem chrzestnym.Dla-czego musiałam tak cierpieć?Kiedy już było po wszystkim, ten, który zarzekał się, że mniekocha, odepchnął mnie tak mocno, że spadłam na podłogę.Prze-klinając, zaczął mocować się z rozporkiem w swoich spodniach,ale z jakiegoś powodu nie mógł go zapiąć.- Wstawaj, chodz tutaj i mi pomóż! - wrzasnął.Pokręciłamgłową.Nie mogłam się zmusić, żeby dotknąćjego zapoconych, śmierdzących spodni.Nie mogłam sięruszyć.Cierpiałam i paraliżował mnie strach.Dlaczego miałammu w czymkolwiek pomagać, skoro on tylko mnie ranił?Kiedy jednak ponowił żądanie, wstałam i drżącymi palcamizaczęłam go zapinać.Cała byłam rozdygotana, aż dzwoniły mizęby, trzęsły się nogi, a serce biło jak oszalałe.Każda częśćmojego ciała protestowała przeciwko takiemu traktowaniu.W drodze do domu siedziałam milcząca, obejmując się rękami.Bill spojrzał na mnie i powiedział z uśmiechem:- Musimy wkrótce znowu przyjechać na łódkę, Cassie.Pamiętaj, że to nasz sekret.Nie możesz nikomu o tym powie-dzieć.Wiesz, co się stanie, jeśli to zrobisz - oznajmił i na chwilęzawiesił głos.- Zresztą i tak nikt by ci nie uwierzył.Nie musiał mi o tym przypominać.Już raz powiedziałammamie, a ona nie chciała tego słuchać.Wujek Bill zatrzymał się pod naszym domem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]