[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Oczy Austina płonęły gniewem tak bardzo, iż myślałam, że będziebić się ze starym facetem.Przez zaciśnięte zęby powiedział:- Muszę to mieć.Nie rozumiesz.- Wszystko będzie dobrze - powiedział Pan Winters, kładącrękę na ramieniu Austina.- Nie potrzebujesz tych chemikaliów bybyć z siebie zadowolonym.Będziemy pracować nad tym w obozie.Będę o to dbać, synu.Chodzmy do obozu.Westchnęłam, kiedy poszłam za Panem Wintersem ichłopcami.Tak, Austin był sławnym dzieciakiem uzależnionym odnarkotyków.Czułam, że mi go żal.To znaczy, widziałam wszystkie49Never Cry Werewolffilmy o smutnym życiu zespołów i ich rodzin.Był samotny.Tylkowielu zwykłych ludzi też jest samotnych.Nie oznacza to, że musząpokryć ból narkotykami.Maszerowałam przed siebie, usiłując rozwiązać jego problem.Miałam wystarczająco dużo swoich kłopotów.Ale kiedywędrowałam przez las w słabym blasku latarki, moje myśli znówwędrowały do Austina.Nie wyglądał jak narkoman.Więcej dzieciniż mu się wydaje, wydostało się z tego.Nawet te mało inteligentne.Tak jak on się z tego, cholera, nie wydostał? Na pewno jest ktoś, ktomoże mu pomóc.Mam na myśli lekarzy, ja bym mu pomogła gdybyto był mały problem, ale ten tutaj facet, oczywiście potrzebowałpomocy w najgorszy sposób.Czekaj! Co ty robisz? Mój mózgskarcił się.Nie jesteś zbyt pewna siebie?! Zasady.Chodziło o to,żeby sobie pomóc.Musiałam o tym pamiętać.Przestrzegaj zasad, tonie mój czas i miejsce, póki co przebywasz z dala od Red Canyon.Postanowiłam skoncentrować się na szlaku, którym szedłAustin, po chwili spojrzał do tyłu na wzgórze.W jego oczachmigotał rąbek księżyca.Dostałam gęsiej skórki.Mnie.Jego.Księżyc.I już.50Heather DavisROZDZIAA IVWidok Crescent Camp spowodował, że przez mój mózg przetoczyłasię fala wspomnień z dawnego życia.Kilka chatek, zapachjabłkowych czipsów, zniekształcone projekty tkackie z zajęć sztuki irękodzieła.I to uczucie, kiedy starasz się wypełnić płuca świeżympowietrzem, a jego jest wciąż za mało.Jako małe dzieckouwielbiałam letnie obozy.Rodzice wysyłali mnie na biwak wWinnemuk, albo na obóz żeglarski nad jezioro Mischigan.Ale istniała jedna, ogromna różnica między tamtymi obozami atym w Crescent, mianowicie, ogrodzenie z drutu kolczastego.Zokna vana, mogłam dostrzec wijącą się granicę posiadłości,oddzielającą Crescent Camp od skraju zakazanego lasu.Charles również ją zauważył.- To jak klitka więzienna - powiedział głosem pełnym podziwu.Austin nie zareagował, nadal siedział nieobecny wpatrując sięw okno.Nie odezwał się od momentu wyjścia z lasu.Nawetpodczas długiego oczekiwania na transport.Może wciążkombinował jak odzyskać prochy?Zagryzłam wargi, przypominając sobie całą sprawę, patrząc zjego perspektywy.Nie mogłam przestać myśleć o jego oczach,kiedy mieniły się w blasku promieni słonecznych, przebijających sięprzez korony drzew.Srebrzyste, lekko niebieskawe, rozmarzone.Oczywiście, dzięki mojemu kijowemu szczęściu trafił ze mną naobóz niepokornych nastolatków chłopak z najpiękniejszymi oczamijakie kiedykolwiek widziałam! I naraził mnie na taki kiepskipoczątek! Mam na myśli to, że pan Winters miał telefon komórkowyi GPS! Poradziłby sobie bez mojej pomocy, ale nie, przez Austinapoleciałam jak głupia do tego lasu.Totalna siara.51Never Cry WerewolfDla własnego dobra skupiłam się na wyrzuceniu Austina, jegopięknych oczu i problemów z głowy.Chociaż zdecydowanie niebyło to proste przy nim, siedzącym naprzeciwko, czując zapach jegowody kolońskiej i skórzanej kurtki unoszący się w powietrzu.Nareszcie van zatrzymał się na końcu żwirowej drogi.Całanasza trójka podążyła ociężale ścieżką śladem pana Wintersa wkierunku budynku przypominającego stodołę.W pobliżu musiałaznajdować się jadalnia, bo czuliśmy ostry zapach smażonej cebuli.Zaburczało mi w brzuchu, a Charles spojrzał na mnie z irytującymuśmieszkiem.Austin przytrzymał mnie, kładąc mi dłoń na ramieniu.- Shelby - wyszeptał - to nie jest tak jak myślisz.Nie jestemtaki jak sobie wyobrażasz.- W porządku Austin.Każdy ma własne problemy.Nie musiszmi się tłumaczyć.- powiedziałam.Austin wypuścił powietrze.- Jednak czuję, że powinienem.Nie chciałbym, żebyś&- Bez guzdrania mi się tam! - zawołał pan Winters, machającna nas nim zniknął z Charlsem za rogiem budynku.Austin się nie ruszył.- Shelby, nie jadę na prochach.- Koleś, wiem co widziałam, ale nieważne.Nie będę cięoceniać.- Zaczęłam odchodzić, ale Austin chwycił mnie za rękę ipociągnął w cień.I znowu, poczułam woń jego wody kolońskiej i jeszcze czegoś,hmmm.Starałam się na tym nie skupiać.To było jak damskikryptonit.O tak, z pewnością!- Musimy już iś.- powiedziałam.- Moja rodzina szanuje prywatność.Wszystko zostaje międzynami.Nie potrzebujemy, żeby jakieś pogłoski i kłamstwa wypłynęły52Heather Davisdo prasy.Wystarczająco dużo przeszliśmy.- Ze śmiertelną powagąpatrzył mi prosto w oczy.- Naprawdę myślałam, że tacy jak ty, mają twardszą skorupę.Poważnie? Obchodzi cię to co nazmyślają o Tobie pismaki?- To skomplikowane - powiedział Austin.- Ale nie chciałbym,żebyś myślała o mnie zle.- A co cię obchodzi, co ja myślę? Przecież nawet mnie nieznasz.- Tak.- W jego oczach błysnął smutek.- Ale tam w lesie,myślałem, że ty.i ja.- Oh.Ohhhh - wstrzymałam oddech.Więc to była jedna z tychrozmów, wzbogacona magią pełni księżyca.I to była ta część, wktórej stawia się kawę na ławę.- Nie umawiam się z uzależnionymi,przystojnymi wykrętami, dzięki którym mogę trafić na obóz dlarekrutów.- Poczekaj.Cholera.Prawdopodobnie zaraz będę wdrodze na jeden z nich.- Widzisz, wiem jak to jest zadurzyć się wkimś, ale my się dopiero poznaliśmy&- W lesie, wydawało mi się, że możemy zostać przyjaciółmi -odpowiedział kończąc tym samym myśl.E.e.Czułam, że moja twarz płonie.- Uh-huh.- Nie mogę mieć takich przyjaciół, którzy wierzą we wszystkiebzdury o mnie.- Nie, no jasne - powiedziałam, starając się dyskretniewachlować policzki.Wzięłam głęboki wdech i skupiłam na nimwzrok.- Zatem, przyjaciele
[ Pobierz całość w formacie PDF ]