[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W dodatku drapało mniew gardle, słowa jakby w nim grzęzły i nie chciały wydobyć się na zewnątrz.Dałem więc sobie spo-kój i zadowoliłem się dorzucaniem drewna do płonącego przed nią ogniska.Byliśmy syci, rozgrza-ni ogniem, zaróżowieni na policzkach; i nasza trójka, i pies osiągnęliśmy stan wielkiego zadowole-nia.Tyle że mój brat gadał w kółko o dezerterze.Następnego ranka zawołaliśmy ją z magazynu jeszcze przed śniadaniem, a potem poszliśmy ra-zem na plac.Dziewczynka usiadła z boku, w cieniu drzew, ale już nie próbowała wrócić do maga-zynu.6.MiłośćPo południu wiatr nagle się wzmógł.Niebo było czyste, ale zrobiło się jeszcze zimniej.Pączku-jące już krzewy i runo pod bezlistnymi zaroślami na zboczach otaczających kotlinę gór drżały nawietrze i skrzyły się w słońcu.Na placu przed szkołą rozpaliliśmy ognisko i zebraliśmy się wokółniego - jedni siedzieli z założonymi na kolana rękami, inni przechadzali się po placu.Bladoniebie-ski dym ogniska, szybko rozpraszany przez wiatr, nie wzbijał się w niebo.Tak już napatrzyliśmy sięna wioskę, nad którą wznosiła się niewysoka dzwonnica, że widok ten wrył się nam w pamięć i stałsię po prostu nudny.Spędzaliśmy więc czas, niczemu się nie przyglądając, albo trwaliśmy w bez-ruchu, albo chodziliśmy tam i z powrotem.Nagle zrozumieliśmy, że mamy już dość tego zamknię-cia w odciętej od świata wiosce.Nastrój, który nas ogarniał.wyrażał znużenie i obojętność.Ale chłopcom poprawił się humor, gdy tylko na placu pojawili się żołnierz i Li.%7łołnierz zresztąwyglądał lepiej niż wczoraj, gdy przyglądaliśmy się mu w mrocznej chacie.Ale gdy opadł na ziemięprzy ognisku, jego zmęczone, czerwone jak u królika oczy omiotły szybko nasze pytające twarze.- Poszliśmy popatrzeć na szyny - wyjaśnił Li.- Teraz nikt z zewnątrz się tu nie dostanie, bo gozłapiemy.Musieliśmy się upewnić.Uświadomiliśmy sobie, że żołnierz skorzystał na tym, że wioska została odcięta od świata.Spu-ścił oczy pod naszym natarczywym wzrokiem.- Jeżeli cię złapią.- nieśmiało odezwał się do niego mój brat, ale on milczał.- To postawią cię przed sądem - wtrącił się Li.- To cię zastrzelą - powiedział zjadliwie Minami.- Od razu cię zastrzelą.%7łołnierz patrzył na niego w napięciu.Minami naprawdę się rozzłościł.Już myślałem, że żołnierzpodniesie się i powali go na ziemię jednym ciosem, ale on tylko patrzył na Minamiego jak zdziwio-ne dziecko.- No - Minami wyprostował ramiona.- Ale on dobrze ucieka.Nigdy go nie złapią - powiedział Li.- Nie złapią - powtórzył mój brat.- Prawda, że cię nie złapią?%7łołnierz popatrzył na niego.Czułem, ze to go pocieszyło, ale widok pocieszanych w ten sposóbdorosłych zawsze przyprawiał mnie o mdłości, więc stanąłem po stronie Minamiego.- Zabiłeś kogoś, jak uciekałeś? - zapytał ktoś inny.- Nikogo nie zabił i do nikogo nie strzelał - odpowiedział za żołnierza Li.- Prawda?- Prawda - powiedział żołnierz; odezwał się po raz pierwszy.- Po prostu poszedł sobie i nie wrócił - ciągnął Li.- Nie chciałeś wracać, prawda? - zapytał jeden z naszych, czerwieniąc się, że zadaje takie głu-pie pytanie.%7łołnierz milczał.- A ja chciałem zostać kadetem - powiedział ten sam chłopiec.Przez chwilę nikt nic nie mówił. Zamyśliliśmy się, bo każdy z nas zawsze marzył o mundurze kadeta.- Nie chciałem iść na wojnę - powiedział nagle żołnierz i zamyślił się.- Nie chciałem zabijać lu-dzi.Tym razem milczenie trwało jeszcze dłużej, bo to, co powiedział, zabrzmiało jak trudny do znie-sienia, nieprzyjemny zgrzyt.Musieliśmy siłą powstrzymywać napływający do gardła chichot, któryjuż nami wstrząsał.- Ja tam chcę iść na wojnę i zabijać ludzi - oznajmił Minami.- W twoim wieku się tego nie rozumie - odparł żołnierz - ale potem nagle się wie.Zamilkliśmy, nie bardzo mu wierząc.W ogóle nie był to ciekawy temat.Pies, leżący dotąd mię-dzy nogami mojego brata, wstał nagle i podszedł obwąchać chude łydki żołnierza; ten z roztargnie-niem pogładził łeb psa.- Prawda, że milutki? - zapytał uszczęśliwiony brat.- Wabi się Miś.- Lepiej Leo - stwierdził żołnierz.- Leo - powtórzył brat po chwili namysłu.Unikał naszego pełnego wyrzutu wzroku.- Nazwę goLeo, bo to mój pies.Bardzo chciałem wiedzieć, czy dziewczynka, oparta o morwę w rogu placu, słyszała rozmowę oimieniu psa, ale naprawdę nie miałem jak się o tym przekonać.Sam byłem zdegustowany, że brattak łatwo zrezygnował z nadanego przez nią imienia.- Leo - powtórzył z rozmarzeniem mój brat.- Studiowałeś, prawda? - zapytał Minami.- Aha - przytaknął żołnierz.- Nauki humanistyczne.- Tak właśnie myślałem - zakpił Minami.- Obok mnie mieszkał jeden student, co tak samo na-zwał kota.%7łołnierz nie wiedział, co odpowiedzieć, ale najwyrazniej usiłował nie zwracać uwagi na ciągłeuszczypliwości Minamiego.Zostawiłem ich i podszedłem do dziewczynki, która wciąż siedziała podmorwą.- Przestraszył się wojny i uciekł - powiedziałem do niej.Milczała.-Nie cierpię tchórzy.Jak się doniego zbliżam, czuję smród.Ty też go nie cierpisz, co?Dziewczynka popatrzyła na mnie zdziwiona i tylko lekko się uśmiechnęła.Niezadowolony, wró-ciłem do spichrza, pogwizdując.Tej nocy księżyc świecił jasno.Ponieważ brat poszedł z Li do osady koreańskiej na kolację z żoł-nierzem i zabrał ze sobą psa, ryżową potrawkę musieliśmy zjeść we dwójkę z dziewczynką.Potemdługo milczeliśmy przy ognisku, grzejąc dłonie i pozwalając, by żołądki spokojnie strawiły posiłek.Od czasu do czasu w lesie piskliwie zawodził jakiś ptak.Trochę mnie denerwowała ta obsesja mo-jego brata na punkcie dezertera.Ziewnąłem, aż oczy zaszły mi łzami; udzieliło się to dziewczynce.Lekko ziewnęła i wyciągnęła przed siebie mocno zaciśnięte piąstki.Wyglądała na bardzo zmęczo-ną.- Chce ci się spać? - zapytałem.- No - odpowiedziała cicho.- A mnie nie - powiedziałem.Jej niemal granatowe włosy wiły się wokół cienkiej szyi, a ciało pachniało stęchłą słomą.Pomy-ślałem spokojnie, że jej skóra nie jest wcale czystsza od mojej.Znowu długo milczeliśmy.Zaczą-łem się martwić, że brat nie wraca.- Ej - powiedziała dziewczynka, obracając ku mnie swą drobną, smutną twarz.- Co? - zapytałem zdziwiony.- Boję się.- Nic dziwnego, że się boisz.- Boję się - powtórzyła, wykrzywiając usta, jakby zaraz miała wybuchnąć płaczem.- Boisz się, że zostałaś we wsi, że są tu tylko dzieci?- Boję się.- Każdy się boi - powiedziałem naburmuszony [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •