[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.To policyjny walther, że nawiążę do pierwotnego wątku rozmowy.O ile wiem,refleks truposzy nie należy do imponujących.Zatem adieu.Wracaj, gdzie twoje miejsce, umarlaku!Błyskawicznie uniosła rękę i wpakowała w Zenona Gadowskiego osiem sztuk amunicji,wszystko, co miała w magazynku.Siła odrzutu rzuciła mężczyznę na ścianę, lecz jakimś cudem zdołał utrzymać się na nogach.Na dodatek nie upuścił lustrzanek, które  gdy przebrzmiał huk wystrzałów  założył spokojnym,wystudiowanym gestem. Ale frajda!  rzekł grobowym basem. Nie macie pojęcia jaka frajda! W dodatku terazmoja kolej, D Anthes.Wymownie pomachał browningiem. Marian, wyciągaj tę zawleczkę  rzekł pośpiesznie Pożoga. Nie mogę  wykrztusił Krzywiec. Groziłem na postrach.To RGO 88.W tak małejkubaturze rozpierdzieli nas wszystkich. Cholera! Przepraszam, stary.Zombi zrobił krok do przodu i wtedy pani Witkacy skoczyła.Wszyscy  również skuleni w kącie Baron i Arek Szyszko  mogliby przysiąc, że w tymułamku sekundy nie była ani panią Witkacy, ani Pożogą, ani Bogdą.Tak wyglądać mógłbymister Hyde, gdyby Jekyll uczynił swą miksturę jeszcze treściwszą.Gadowski strzelił dwa razy.Oba strzały były celne, w samo serce.Pędząca postać zatrzymałasię, czar Stevensona prysnął.Pożoga uśmiechnął się boleśnie i jak kłoda padł na podłogę.Zombi z wyraznym smutkiem opuścił rękę z pistoletem. Takie fatum  powiedział w przestrzeń. Nie ma nic za darmo.Naprawdę mi przykro.Marian Krzywiec pochylił się nad martwym ciałem. Nie żyje  stwierdził z niedowierzaniem. On naprawdę nie żyje! yle to rozegraliśmy szepnął, jakby nieboszczyk mógł go jeszcze usłyszeć. Wróć jeszcze kiedyś, proszę.Będziemybardziej zdecydowani.Wróć! W tym kraju jest bezpiecznie.Nawet jeżeli rozwalimy pół miasta,nic nam nie zrobią, wręcz przeciwnie, zaopiekują się na dwadzieścia pięć lat.Oni znieśli karęśmierci.To swoje chłopy.Równiachy.Wrócisz? Myślisz, że on wróci?  Załzawionymi oczami spojrzał na Gadowskiego, któryw odpowiedzi obojętnie wzruszył ramionami. Oddawaj granat  rozkazał.Krzywiec w milczeniu podał mu RGO 88. Chciałbym wrzucić Pożogę do studni  poprosił. Ciebie powinienem wrzucić do studni, psycholu jeden  powiedział Baron, zbliżając się doKrzywca. Masz szczęście, że nie ma tu Marchewy, zrobiłby z ciebie niezły pasztet.  Będę mógł?  Krzywiec zignorował Barona; wyprostował się i spojrzał w czarnobrązowelustrzanki. Nie wiem, o co ci chodzi  odrzekł Gadowski. Wszyscy na dół.Raz, dwa!  Pomachałniecierpliwie browningiem, jakby zapomniał, że opróżnił magazynek.Ale i tak go posłuchali.Szyszko wyszedł pierwszy, za nim Baron. Pomóżcie mi!  zawołał Krzywiec, ciągnąc po podłodze ciało Pożogi.Arek w ogóle nie zareagował, za to Baron odwrócił się do Mariana i z satysfakcją pokręciłgłową. Radz sobie sam, psycholu!.Zeszli na dół, wprost na stojącego na półpiętrze S.Wodnika, który na widok Gadowskiegoodetchnął z ulgą. No, wreszcie.Co z Pożogą?  spytał. Nie żyje. I dobrze  skomentował S.Wodnik. Nie po raz pierwszy i nie ostatni.Ale robi się pózno,a tam na dodatek ocknął się jakiś Poldek i płacze, że chciał go zjeść potwór.Musimy znikać.Wielgus nie życzy sobie świadków. A oni?  Zombi wskazał na towarzyszących mu mężczyzn.Z piętra dobiegało postękiwanie Krzywca, z trudem dzwigającego Pożogę.Schodził tyłem,trzymał ciało pod pachy, a bezwładne stopy postukiwały na każdym stopniu.S.Wodnik powiódł wzrokiem po przygnębionych postaciach. Byliśmy tylko zakładnikami  uprzedził ewentualne pytanie Baron.Mówił jakpoczątkujący statysta, który wkuł na pamięć swoją rolę. Pożoga więził nas wbrew naszej woli.Natomiast tamten  tryumfalnie wskazał na Krzywca  był jego wspólnikiem.Uważajcie naniego, dobrze radzę.Arek Szyszko milczał.Znów dręczyło go pytanie, jakim to paskudnym trafem wpakował sięw tę nieprawdopodobną aferę.Gdyby w herbaciarni zachował się inaczej.Każdy bywa kowalem swego losu, fakt.Ale.Wtem zachłysnął się własnym oddechem.To nieprawdopodobne, ale zobaczył barmankęz herbaciarni.Była tu, w baszcie.Stała obok gościa w skórzanej kurtce i patrzyła wprost na niego. Zaraz! Czy ten w skórze, to przypadkiem nie facet, od którego to wszystko się zaczęło?! Pośpieszcie się!  Nieznajomy z herbaciarni jakby nie dostrzegał uważnego spojrzenia.Wiesz, która godzina?  zganił mężczyznę w lustrzankach, zabójcę Bogdy. W dodatkunarobiłeś tyle hałasu, że policja zaraz tu wejdzie. Jest tu tamten chłopak  odezwała się Magda Papisten. Zauważyłem  odparł Wielgus, nie zadawszy sobie trudu zaszczycenia Szyszki choćbyjednym spojrzeniem. Wszyscy do wykopu i uciekać stąd! Chyba że chcecie mieć kłopoty z policją.Jakby na potwierdzenie tych słów, ktoś na zewnątrz odezwał się przez megafon, wzywającdo wyjaśnienia sytuacji, w przeciwnym wypadku grożąc zbrojną interwencją. A on? Co z nim?  Marian Krzywiec zwlókł wreszcie ze schodów ciało Pożogi.Krwaweplamy na piersiach krzyczały oskarżycielsko. Czy będzie studnia?  zwrócił się do Wielgusa,słusznie odgadując, że zadaje pytanie właściwej osobie. Będzie.Idzcie już!  krzyknął Wielgus, gestykulując nerwowo rękami. Natychmiast!Popędzani przez S.Wodnika, wskakiwali kolejno do piwnicy: Gadowski, Szyszko, Poldek,Krzywiec, Baron, S.Wodnik. Ale Marian był wspólnikiem Pożogi!  dobiegł z podziemi oskarżający głos Barona, którynajwyrazniej nie zamierzał darować zdrady kumpli. Szkoda, że nie ma Marchewy, on by. Marchewa jest u mnie  odpowiedział mu bas S.Wodnika. Trzyma w ustach igłę, żebynie zasnąć.Uważam, że konfrontacja jest jak najbardziej wskazana. A ty dokąd?!  Niespodziewany bas Gadowskiego odbił się głuchym echem.Słychać było tupot nóg i po chwili spod podłogi baszty wychynęła głowa ArkadiuszaSzyszko.Chłopak wymamrotał coś w stronę Magdy Papisten  coś co brzmiało straszliwieniewyraznie, jakby mu kto wstrzyknął w wargi środek znieczulający  i natychmiast ponowniezniknął w piwnicy.Widać jednak dziewczyna domyśliła się, o co chodzi, lub umiała czytaćz ruchu warg, gdyż odpowiedziała, uśmiechając się z zakłopotaniem: Było, minęło.W porządku.Wielgus sięgnął do kieszeni i rozejrzał się jak Bilbo Baggins sięgający po Pierścień.Byliz Magdą sami.Policyjny reflektor usiłował prześwietlić wnętrze baszty, ale oni stali w cieniu,poza jego zasięgiem.Moneta była duża, wykruszona na krawędziach i tak wytarta, że nie dawało się rozpoznaćrysunku. Czy to denar Bolesława Chrobrego?  spytała Magda, przypominając sobie intratnąpropozycję Pożogi.Wielgus zaprzeczył. Jest znacznie starsza.Gdybym powiedział, kto ją wykuł, i tak by pani nie uwierzyła.Rzucił krążek, który poszybował lekkim łukiem i z cichym stukiem upadł na podłogę.Przezchwilę wirował na obrzeżu, a oni w skupieniu śledzili ten ruch, niczym gracze w orła i reszkę.Wreszcie znieruchomiał. Reszka  stwierdził Wielgus. Nigdy nie wypadło inaczej, ale za każdym razemzastanawiam się, co by się stało, gdyby pokazał się orzeł. Pochylony, przypatrywał sięuważnie metalicznemu owalowi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •  
    php include("menu4/27.php") ?>