[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ayanna zaproponowała, że zrobi zakupy, mleko, sok po-marańczowy i tak dalej.Poprosiłam, żeby kupiła teżświeże kwiaty.Niech nie pozwolą Mii zapomnieć, że naświecie oprócz śmierci istnieje również życie.Wczoraj Mia włożyła wielką kurtkę, którą wyłowiłaz pudła przyniesionego przez Gabe a, i wyszłyśmy nadwór.Kiedy byłyśmy już na dole, zatrzymała się i wbiłaspojrzenie w punkt po drugiej stronie ulicy.Nie wiem, jakdługo stała i patrzyła, zanim w końcu pociągnęłam ją zarękaw i powiedziałam: Chodzmy.Dlaczego tak się przyglądała? Po drugiej stronie ulicybyła zwyczajna trzypiętrowa kamienica, przed którą roz-stawiono rusztowanie.Chicagowskie zimy bywają srogie, ale na szczęście odczasu do czasu Bóg lituje się nad nami i zsyła temperaturyw okolicach zera, tak dla przypomnienia, że męka nigdynie trwa wiecznie.Kiedy wychodzimy na spacer, jest sto-pień, może dwa, powyżej zera.W takie dni młodzież biegaw krótkich spodenkach i T-shirtach, zapominając, żew pazdzierniku wszyscy klną na taką pogodę.Z mojej inicjatywy spacerowałyśmy z dala od głów-nych arterii, trzymałyśmy się bocznych uliczek, bo tam jestciszej, choć w tle i tak słyszałyśmy nieustanny szum mia-sta.Był środek dnia.Mia szła noga za nogą.Kiedy skrę-ciłyśmy w Waveland Avenue, wpadła na młodego męż-czyznę.Pewnie bym temu zapobiegła, gdybym akurat niegapiła się na wiszące na balkonie ozdoby świąteczne, którejakoś dziwnie nie pasowały do kałuż roztopionego śniegu,kojarzących mi się z początkiem wiosny.Mężczyzna byłcałkiem przystojny.Miał na głowie naciągniętą na oczybejsbolówkę i szedł mocno pochylony.Zapewne dlategonie zauważył Mii, która z kolei w ogóle nie zwracała uwagina otoczenie.Była tak zaskoczona, że prawie się przewró-ciła.Mężczyzna przeprosił, nie rozumiejąc, dlaczegomłoda kobieta, którą niechcący potrącił, wybuchła pła-czem. Przepraszam powtórzył. Przepraszam.Powiedziałam, żeby się nie przejmował, bo to nie jegowina.Czapka, którą nosił, była identyczna jak ta, którą Miawyjęła z pudła.I która od tamtej pory leży na szafce przyjej łóżku.Sentymentalna pamiątka&Ale Mia nie jest sentymentalnie zadumaną osobą.Madepresję, ale i rozpiera ją złość.No i jest w ciąży.Zastygaw bezruchu albo nosi ją po mieszkaniu.Odnoszę wrażenie,że z wściekłości, tęsknoty i przez nudności biega do ła-zienki co najmniej kilka razy dziennie.Po południu przyjechał Gabe.Zamierza wreszcie do-trzeć do sedna sprawy.Do tej pory zadowalał się krótkimiwizytami, składanymi, powiedziałabym, w misji dobrejwoli.Chodziło mu o pogodzenie się z Mią.Teraz przy-pomina mi, że wprawdzie zagrożenie nie minęło, ale poli-cjanci, którzy parkują przed budynkiem, nie mogą naschronić w nieskończoność.Gdy siada na futonie wraz z Mią, moja córka mówi: Niech pan mi opowie o jego matce.Czyli coś za coś.Mieszkanie Mii ma raptem niecałe czterdzieści me-trów kwadratowych.Jest pokój dzienny wyposażonyw futon i mały telewizor.Mia wyciąga futon, kiedy ktoś jąodwiedza.Aazienkę wysprzątałam, wydawałoby się, nabłysk, ale nadal mam wrażenie, że jest brudna.Ilekroćbiorę prysznic, w wannie stoi woda.W kuchni zmieści siętylko jedna osoba.Kiedy otwierasz lodówkę, blokujeszsobie dostęp do kuchenki.Nie ma zmywarki.Kaloryferledwie grzeje, a jeśli zdarza mu się zaskoczyć, temperaturanagle rośnie do trzydziestu stopni Celsjusza.Kolację jemyna futonie, którego nawet nie chce mi się składać, bo nocąjest moim łóżkiem. Kathryn mówi Gabe.Siedzi na brzegu materacaw niewygodnej pozycji.Mia od dłuższego czasu dopyty-wała się o matkę Colina Thatchera.Nie wiedziałam, copowiedzieć, więc mówiłam, że Gabe wie o niej dużo wię-cej ode mnie.Nie poznałam jej, ale za kilka miesięcy zo-staniemy babciami tego samego dziecka. Jest chora.Machorobę Parkinsona w zaawansowanym stadium.Idę do kuchni i udaję, że zmywam. Wiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]