[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Szarpało i rzucało się, próbując wstać, ale na próżno.Było jak zwierzęuwięzione już w chwili narodzin, gdy nogi ma jeszcze zbyt wątłe, byutrzymały jego ciężar.Jeszcze gorzej wyglądał pysk basiora  ziejącakrwawa rana, którą jątrzył dodatkowo przebijający ciało tępy metalowypręt.Przez jego głowę przemknął głos, szorstki i spieszny, nibyotoczaki osuwające się po skale:  Gdy bogowie pewność zyskali, iżFenrisulfr spętan został na dobre, dobyli powrozu zwanego Cienkim iprzywiązali bestię do skały zwanej Krzykiem.Gdy zaś istotaspróbowała pochwycić ich w paszczę, między szczęki wrazili jejpewien miecz tak, by nie mogła ich zamknąć.Tam Fenrir Wilkspoczywać będzie między cierpieniem na jawie a udręczonym snem ażpo kres dni.Wtenczas pęta puszczą, a bogowie rozerwani zostaną nastrzępy.23Stworzenie z całej siły szarpnęło się w więzach, uniosło dopołowy, opadło, z trudem podzwignęło się i ponownie targnęło się wprzód.Jego ogromny pysk ział w stronę Waliego.Katuszomtowarzyszył odgłos niczym chrobot żelaza o kamień w kuzni, acz potysiąckroć zwielokrotniony, zgrzytliwa, dysharmonijna nuta cierpienia.Wali poczuł silny przypływ strachu, nie takiego jak w murzetarcz czy podczas bitwy, z którym można się ułożyć, zapewnić, że sięgo usłucha, jeśli tylko, choćby na mgnienie oka, odstąpi.To byłoniczym lęk przed utonięciem, przed pogrzebaniem żywcem, gdy grozaunicestwienia, ręki śmierci przesłaniającej zmysły i wstrzymującejoddech, zaciska się na gardle.Gdy już żelazny uścisk paniki zdusi całyrozsądek, człek rozpaczliwie próbuje chwycić się wszystkiego,wszystkiego bez wyjątku, jedynej ambicji umysłu, ostatniej składnejmyśli:  Tylko nie to, tylko nie to.Wali odwrócił się, by uciec, atoli ściany tunelu zamknęły się21Odautorska parafraza fragmentów Gylfa omamienia (Gylfeginning) z Eddymłodszej (Eddy poetyckiej). wokół niego.Utknął w niewielkiej sferze bladego światła, pośródnapierającego zewsząd mroku.Męka wilka przypominała jego własną.Czuł tęsknotę zwierza za wolnością jako duszne powietrze na twarzy,czuł jego nienawiść wobec mocno krępujących więzów, kłujący ból wjego szczękach.Zupełnie jakby się topił, lecz nie w wodzie, a w wilczejudręce, jakby ten stwór go pożerał, nie zębami, a umysłem.Czul przemożną ochotę, by się wydostać  by odetchnąć, byżyć.Krew tętniła mu w uszach; a może to bęben? Podniósł wzrok.Bębniarz stał nad nim; kość, którą uderzał o napiętą skórę, miała terazkształt wyszczerbionej runy. Pomóż mi  błagał Wali.Bębnienie ucichło.Potem mężczyzna rzucił runę ku Waliemu. Stań się  rzeki.A Wali zaczął się rzucać jak dziki.Nagłe wierzgnięcie nóg księcia obaliło stojącego w wodzieHogniego. Uwolnił się z więzów!  zakrzyknął Orri ku Jodis. To pociągnijcie za sznur i go zabijcie!Hogni targnął za powróz.Za pózno.Wali już miał go w rękach,wstał, zapierając się nogami, i szarpnął.Okręcony sznurem Hognistracił równowagę i runął w wodę.Ciągnięty ku księciu, szamotał się,próbując się wyplątać.Zbyt wolno.Wali skoczył na niego, wyjąc iplując, gryząc i częstując go pięścią.Przyglądający się z brzegu Bragi,rzucił się do wody, brodząc ku walczącym.Orri dobył noża i zaszedł Waliego od tyłu.Atoli zawahał się nakrótką chwilę  wszak był to dziedzic jego władcy  i za tę rozterkęprzyszło mu zapłacić życiem.Książę, jakby instynktownie wyczułzagrożenie, odwrócił się i pojedynczym ciosem przetrącił mu kręgi.Gdy Wali ponownie runął na Hogniego, Jodis wrzasnęła.Hognijednak uczepił się nóg księcia, Bragi zaszedł go od tyłu, i po krótkiejszamotaninie obaj woje wynieśli dziko miotającego się Waliego nasuchy ląd.Potem pojawili się inni, rzucając się na młodzieńca,przygważdżając go, przytrzymując i dusząc.Byli to ludzieWidłobrodego, a za nimi, w lśniącym, pełnym rynsztunku  kolczudze,hełmie, dzierżąc tarczę i miecz  stał sam król.Wali miał zwidy.Niby widział zbrojnych Rygirów, ale jawilimu się niejako ludzie, jeno jako ukryte przesłanie bólu i morderstwa.Mógł niemal posmakować ich podejrzliwości wobec siebie, ich zazdrości i obaw, jakby tych wojów otaczał nimb wszystkich ichemocji.Uczucia te były niby zapach, który Wali mógł zwęszyć; wieleich doznań, od gorących nienawiści po najsłabsze animozje, stanęłoprzed nim otworem, pozwalając się wyczuć i nazwać, tak rzeczywistychi licznych, jak wonie z kuchni w dzień biesiady.Ponownie jął się szamotać i poczuł, że pętla zaciska mu się naszyi.Zaczął wracać do siebie, miarkować, kim jest.Wtem wszystkozniknęło i otoczył go inny odcień mroku.Na plecach Wali poczuł innyrodzaj zimna.Zamrugał, zwymiotował wodą i otworzył powieki.Zobaczył spoglądającą nań twarz Hogniego.Na chwilę zemdlał ponownie. Na nogi go! Podnieść mi tego parszywego mordercę ibratobójcę!Brutalnie podzwignęli go na nogi.Kości Waliego zdawały sięstraszliwie ciężkie, bardziej jakby je odkopywano, a nie podnoszono zziemi.Wzrok księcia spoczął na znajomym obliczu, wykrzywionym wewściekłym grymasie. Zapłacisz za to  rzekł Widłobrody. Powinienem wiedzieć,że bękartom Horda nie należy ufać.Nic dziwnego, że to ciebie miprzysłali, swego najbardziej bezużytecznego syna.Cóż, tak czy siak,upuścimy ci krwi.Książę chce umrzeć? No to spełnimy jego życzenie,prawda, chłopcy? Zabrać broń reszcie szpiegów.W Bragiego celowało pięć włóczni, a Waliemu wykręcono ręceza plecami. Zabrać go do hali.I zwołać tam zgromadzenie, co żywo.Niemoże umrzeć bez ich przyzwolenia.To nie będzie zwykła egzekucja,upewnijcie się, że wszyscy się o tym dowiedzą.To wypowiedzeniewojny.Waliego, wciąż sapiącego i rzężącego, kopniakami popędzonopod zbocze.W głowie roiły mu się widziane po wodą obrazy  wilk,pieczara, lecz przede wszystkim Adisla, on sam i wilkolud.Wykrzywione i zniekształcone wpływem przerażającej runy.Ichprzeznaczenia są złączone, wiedział to.Ta wiedza go pokrzepiała.Izarazem napawała trwogą. 24.OSDZgłoszono kilka głosów sprzeciwu wobec egzekucji Waliego.Arnhvatr przypominał, że książę zorganizował obronę, Hakir dowodziłjego odwagi w szeregu.Atoli zarzuty Widłobrodego były z rodzaju tychciężkich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •