[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej rakiety z głowicami atomowymiznajdowały się na swoich miejscach, aparatura działała normalnie.Tylko załoga wyparowała.Pozostał jedynie zamknięty w toalecie w stanie krańcowego wyczerpania 23 - letni Bob Henderson.Siwy jak kot angorski, stracił pamięć, a jego umysł zredukował się do poziomu rocznego dziecka.Nieodwracalnie.Lekarzom udało się stwierdzić jedynie paniczny lęk przed jaskrawym światłem iwysokimi tonami z generatora.Staranna lustracja okrętu wykazała wszędzie wzorowy porządek.Nie brakowało ani jednego skafandra umożliwiającego podmorskie spacery.Komisja zadowoliłasię konstatacją, że z bliżej nie znanego powodu załoga dokonała wynurzenia, opuściła jednostkę,którą następnie Henderson zamknął od wewnątrz i ponownie zanurzył.Dlaczego jednak to uczynił,co spowodowało jego głęboki szok i czym żywił się zamknięty w toalecie marynarz, nie wyjaśniono.Nie ustalono również, kto, bo przecież nie zidiociały Bob, wyprowadził okręt ponownie napowierzchnię.W prasie popołudniowej pojawiły się nawet opowiastki o człowieku - upiorze,mordującym załogę i żywiącym się dwa miesiące mięsem swoich towarzyszy.Fawson zamknął ilustrowany tygodnik.Przez okno wlewał się żar tropikalnego popołudnia.Meff odpoczywał, dopiero wieczorem zamierzał wybrać się na spotkanie z jedną z ostatnichtopielic, której namiary podsunęło mu diabelskie Who is who?W dawnych spokojnych czasach zagadką diabelskiego trójkąta interesował sięumiarkowanie, choć nie można powiedzieć, że zdecydowanie odrzucał wiarę w latające talerze iinne dziwy.Miał na ich temat osobistą teorię.Uważał, że są to po prostu odwiedziny naszych pra -prawnuków, zwiedzających za pomocą swojego Cooka" czy Orbisu" zamierzchłe czasy swoichprzodków.Hipotezę tę popierałaby częstotliwość spotkań, a zarazem ich znikome kontaktowanie.Czasopodróżnicy (pod tym względem autorzy SF są zgodni) bezwzględnie muszą przestrzegaćzasady nieingerencji w przeszłość, bo mogłoby to mieć przerażające następstwa na przyszłość.Dziśjednak umysł Meffa rozświetlił inny pomysł.Prostsze tłumaczenie.A jeśli sprawcą tych wszystkichnie wyjaśnionych zjawisk był jakiś nie zarejestrowany przez Who ;s who? kolega? Jeśli wTrójkącie Bermudzkim po prostu działał szatan?!Lepki zmierzch zapadł nad atramentowymi wodami Morza Karaibskiego.Mimo pędupowietrza na pokładzie awionetki, przystosowanej również do lądowania na wodzie, było duszno iparno.Pilot, smagły facecik, należał do ludzi przeliczających wszystko na odpowiednią porcjęprawnych środków płatniczych.Gotów był polecieć i do piekła, byle wynajmujący zapłacił kurspowrotny i nie zadawał żadnych głupich pytań.Dość szybko rozszyfrował zainteresowania Meffa, który cierpliwie studiował mapę znaniesionymi najświeższymi doniesieniami o zjawiskach dziwnych i niewytłumaczonych.- Oni są złośliwi - odezwał się pilot mniej więcej po półgodzinie lotu.- Kto? Wzruszenie ramionami. - Oni.Kiedy chcesz ich spotkać, możesz krążyć i dziesięć lat w powietrzu.A, bywało,jednego dnia.- Skąd pan wie, czego szukam? - zdziwił się neo-szatan.- Proszę pana - w głosie aeronauty zabrzmiała cwaniacka pewność siebie - jesteśmyprzyzwyczajeni do takich łowców przygód jak pan.Jeśli ktoś wynajmuje aeroplan i nocą, z mapą,każe krążyć po tych okolicach, to musi być albo przemytnikiem, albo poszukiwaczem historiiniesamowitych.Na pana miejscu próbowałbym bardziej na północ.- Wspomniał pan, że i panu przydarzyło się coś niezwykłego? Proszę mi opowiedzieć.Pilot przejściowo stracił ochotę do wynurzeń, ale parę szeleszczących papierów,dowodzących, że pasażer jest dzianym frajerem, przywróciło mu zdolność mowy.- Cztery lata temu - powiedział półgłosem - uczestniczyliśmy w akcji ratunkowej na skrajuMorza Sargassowego.Jacht z uszkodzonym silnikiem utknął w wyjątkowo gęstej zupie zwodorostów.Leciałem wtedy z Teddym, on był szefem.Mieliśmy tylko zrzucić trochę sprzętu.Byłwieczór podobny do dzisiejszego.Wylecieliśmy z Ford Lauderdale normalnie, minęliśmy Bahamai naraz, dokładnie o trzeciej w nocy, Ted powiedział: Zapnij się mocno, Bili".Wydawało mi się, że znam Teddy'ego jak ten silnik, ale wówczas nie poznawałem go.Byłbardzo podniecony.Wstał z tego miejsca i niezależnie od pasów zaczął mnie jeszcze przywiązywaćdo fotela mocną liną.Zdjął mi przy tym słuchawki i wetknął w uszy dwie kulki z jakiegośświństwa.Jego dziwnie pobladłą twarz pokrywał pot.A było chłodniej niż dzisiaj.Ciekawe, że niezdobyłem się na protest.Zupełnie bez przyczyny ogarnął mnie strach.Aha, nie mieliśmy już wtedykontaktu radiowego z bazą.Ze słuchawek zaczął się wydobywać dziwny wysoki brzęk.Cowydarzyło się potem, nie bardzo potrafię opowiedzieć.Nie słyszałem nic.Samolot wpadł wokropną wibrację - musiałem kurczowo, trzymać stery.Wysokościomierz nie działał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]