[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odgłos pracującego silnika wehikułu, ta jego szesnastocylindrowa symfonia wprawiłainżyniera Szymczaka i Sowę w szczery zachwyt.Na parkingu zdecydowałem się wreszcieunieść przednią maskę i zdradzić im sekret wehikułu.- Nie może być - inżynierowi dosłownie opadła szczęka.- To rakieta.- Panie Tomaszu - Sowie zabłysły oczy - za ile sprzeda mi pan to dzieło sztuki?- Odpowiem panu tak, jak zwykłem mawiać w mojej pracy - zaśmiałem się - amianowicie: to dzieło sztuki nie ma ceny.I dlatego gorąco panom dziękuję za naprawę.Przyokazji pokazaliśmy światu, co to znaczy polska zaradność!- Trzeba to uczcić - palnął bez namysłu Sowa.Ale dyplomatycznie przełożyłem oficjalną uroczystość dziękczynną na pózniejszytermin.Tego dnia czekały nas bowiem wielkie emocje.Gra o skarb wciąż trwała.Wunderalpchodził na wolności i pewnie obserwował nas z ukrycia.Niestety, próba złapania drania na Cerdesie nie powiodła się sierżantowi Maruśevacowi.I jeszcze Batura wyznaczył mispotkanie na jednej z wysepek archipelagu.Musieliśmy być czujni i gotowi donatychmiastowego działania.Krótka wizyta w szpitalu uspokoiła mnie.Paweł miał się dobrze, ale był jeszczeosłabiony.- Szefie - powiedział cicho - wie pan co? Cieszę się, że pana widzę.Przez ostatnichkilka dni widziałem tylko Wunderalpa.Niech pan uważa na niego.To grozny typ.Może mogęsię panu na coś przydać?Kategorycznie odmówiłem.- Wyjdzie pan jutro - wtrąciła surowa lekarka.- Jak udało ci się zadzwonić na mój telefon komórkowy? - zapytałem jeszcze.- Udałem, że środek, który mi wstrzyknął ten drań działa dłużej niż powinien.Udawałem, że śpię, kiedy ten próbował mnie zbudzić.Oszukałem go. Uśpiłem jegoczujność.A jak wyszedł z domku za potrzebą, to wtedy zadzwoniłem do pana, gdyż mójtelefon komórkowy zostawił nieopatrznie na kominku.To nie było łatwe.Ledwo mogłemchodzić i mówić.A on zaraz wrócił.- Gdyby nie ten telefon - rzekłem uradowany - nie wiem, co by się z tobą stało.Wróciłem do hotelu.Rozłożyłem na stole mapę Istrii i przeleciałem wzrokiem po ważniejszych wysepkachRovinja i tych leżących bardziej na północ.Sveta Katarina, Svety Andrija zwana też CrveniOtok, Wielka i Mała Figarola, Sturag, Sameri, Svety Ivan na pućini, Banjol, Dvije Sestrice i tebliżej Vrsaru, jak Koversada, Svety Juraj, Salamun i inne - przeważnie bezludne i bez nazwy.Ale zaraz znalazłem podobny kontur jednej z wysepek archipelagu pomiędzy Funtaną aVrsarem.Tak, oczywiście, to była ta wysepka, o której wspominał w liściku Batura.Poznałemją po kształcie zdradzającym istnienie niewielkiej zatoczki od południa.Postanowiłem porozmawiać z Kingą Pollock.Na szczęście była w swoim pokoju popowrocie ze spaceru.Bez zbędnych wstępów poinformowałem ją o karteczce od Batury.- Płynę z panem - zaproponowała zaraz.- Ale to niebezpieczna wyprawa! Można nawet dostać w głowę.Ja już raz oberwałemna tyłach Muzeum Miejskiego, potem zostałem związany na wyspie i nie chciałbym.- Panie Samochodzik - rzekła ze złością - niech pan nie zapomina, że sprawaMilewskiego to także moja rodzinna sprawa.Muszę wyjaśnić do końca historię mojegodziadka, porucznika Schmidta z Abwehry.Pan nie wie, że dla młodego pokolenia Niemców tesprawy są wciąż żywe i bolesne.W waszym kraju młodzież nie ma takich problemów.U wasproblem ludobójstwa i faszyzmu nie istniał, wy broniliście swojej ojczyzny, swojej ziemi,swojej kultury, swoich rodzin.Faszyzm to straszna choroba cywilizacji, której moi rodacybyli sprawcami i realizatorami.Nie można po latach zapomnieć, że zabili miliony Rosjan,Polaków, %7łydów, mordowali też Niemców.I ja mam żyć spokojnie ze świadomością, że mójdziadek uczestniczył w tych potwornościach? O nie! Chcę wiedzieć, jakich zbrodni dopuściłsię porucznik Schmidt! Prawda jest najlepszym lekarstwem, a ja chcę poznać prawdę oporuczniku Schmidtcie, Otto Kayserze i Kurcie Steinbecku.- Ale co ma wspólnego Batura z twoim dziadkiem?- Nie wiem, ale wszystko, co tutaj się dzieje, jest w jakiś sposób powiązane z tamtąhistorią.Chcę uczestniczyć we wszystkim.We Vrsarze byliśmy około dwudziestej drugiej.Zatrzymałem wehikuł na chodniku upodnóża wzniesienia, na którym szykowały się do snu wiekowe domy vrsarskiej Starówki.- Tutaj była letnia siedziba biskupów z pobliskiego Poreća - rzekłem zprzyzwyczajenia starego historyka, wskazując ręką ruiny na niewielkim cyplu położonym zazatoczką portową.- To te ruiny właśnie.Ale teraz ledwo je widać.- Nie chce pan chyba teraz zwiedzać ruin? - Kinga oburzona odwróciła się do mnieplecami.- Idę po tę motorówkę.Jak pan chce sobie zwiedzać, to nie przeszkadzam.Spotkamysię na stacji paliw dla łodzi.Zanim zdążyłem wyjaśnić jej powód, dla którego zainteresował mnie ten niewielkicypel otaczający zatoczkę portową od strony morza, ona oddaliła się pospiesznie.Obejrzałasię jeszcze za siebie i wymownie popukała się w palcem w czoło.A ja obszedłem dokładnie cały cypel, a właściwie półwysep, zwany Montrakerem,zwracając szczególną uwagę na przybrzeżne skałki wyrastające z adriatyckiego dna.O dwudziestej drugiej trzydzieści dołączyłem do Kingi.Znalazłem ją w porcie stojącąw okazałej motorówce przy wewnętrznym molo służącym do tankowania.Znajdowała się nanim stacja paliw dla łodzi i motorówek, czynna do dwudziestej trzeciej.Kupiłem kawałek arbuza w małym sklepie i usiadłem pod palmą na ławeczce zwidokiem na całą przystań.Zjadłem wodnisty owoc, a potem, czekając na dziewczynę,oglądałem turystów spacerujących pod palmami na promenadzie.- Motorówka jest cacy - rzekła, gdy zacumowawszy ją przy nabrzeżu podeszławreszcie do mnie.- To świetnie - posłałem jej coś, co od biedy można było nazwać uśmiechem.- Umieszpływać motorówką?- Pestka - uniosła brwi ku górze i zawiesiła głos.- Czy coś się stało? - zapytałem zdziwiony, gdyż przyglądała mi się zbyt badawczo.- Pestka - powtórzyła i dotknęła palcem swojego policzka.- Ma pan jedną nadkącikiem ust.Uśmiechnąłem się do niej i strzepnąłem pestkę po arbuzie, którego nie tak dawnoskonsumowałem.- To mówisz, że potrafisz pływać motorówką?- Już mówiłam, że to dla mnie pestka.- To dobrze.Nauczysz mnie.Ja zawsze wolałem żagle.- Przecież płyniemy razem - zdziwiła się.- Nie musi pan kierować.Ja to zrobię lepiej.- Tak się składa, że motorówką popłynę na wyspę sam.Twarz Kingi wyraznie spochmurniała.Na kwadrans przed dwudziestą trzecią motorówka poniosła mnie w stronę dzikiejwyspy, jakich wiele w okolicach Vrsaru i na całym wybrzeżu Adriatyku.Słońce schowało sięjuż za odległy horyzont, a łodzie rybaków - niczym okręty widma - powracały na przystań weVrsarze.Zrobiło się sielsko, leniwie i sennie, a ciemna teraz tafla morza była delikatniepomarszczona, chociaż niezwykle równa i spokojna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]