[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Doktor Feinberg, pan McCullough i wielebny Betheawybiegali i wbiegali do kościoła, krzycząc.Bonnie leżała na podłodze,nachylały się nad nią Meredith, ciotka Judith i pani McCullough.- Zło - jęczała Bonnie.Nagle ciotka Judith podniosła głowę, patrząc w stronę Eleny.Elena podbiegła kilka stopni w górę tak szybko, jak tylko mogła,mając nadzieję, że ciotka jej nie zauważyła.Damon wciąż stał przyoknie.- Nie mogę tam iść.Myślą, że nie żyję!- Ach, przypomniałaś sobie.Brawo.- Jeżeli doktor Feinberg mnie zbada, zauważy, że coś jest nie tak.Prawda? - zapytała natarczywie.- Z pewnością uzna cię za interesujący przypadek.- W takim razie ja nie pójdę.Ale ty możesz.Dlaczego nic niezrobisz?- A dlaczego miałbym coś zrobić? - zapytał Damon, unosząclekko brwi.- Dlaczego? - Eleną targały niewiarygodnie silne emocje.Omalnie uderzyła Damona.- Bo oni potrzebują pomocy! A ty możesz impomóc.Czy nie obchodzi cię nic oprócz ciebie?Damon miał nieprzenikniony wyraz twarzy, to samo uprzejmezainteresowanie, z jakim niegdyś wprosił się do jej domu na kolację.Ale wiedziała, że wciąż czuje gniew, gniew o to, że ona i Stefano sąrazem.Prowokował ją celowo i z dziką przyjemnością.A ona nie potrafiła powstrzymać się od reakcji, stłumić frustracji,bezsilnej furii.Ruszyła do ataku, ale Damon chwycił ją za przegubyrąk i przytrzymał, świdrując ją wzrokiem.Zdziwiła się, słysząc, jakidzwięk dobiegł z jej warg.Prychnęła jak wściekły kot i nagle zdałasobie sprawę, że palce wykrzywiły jej się na kształt pazurów.Co ja robię? Atakuję go, bo nie chce bronić ludzi przed psami?Przecież to bez sensu.Ciężko dysząc, powoli rozluzniła ręce i oblizaławargi.Odstąpiła o krok.Pozwolił jej.44RS Przez dłuższą chwilę wpatrywali się w siebie w milczeniu.- Schodzę - oświadczyła cicho Elena, po czym odwróciła się odniego.- Nie.- Potrzebują pomocy.- Dobra, niech cię cholera.- Jeszcze nigdy nie słyszała, byDamon odezwał się tak niskim i tak rozwścieczonym głosem.- Wtakim razie ja.- Urwał.Elena odwróciła się i zobaczyła, że Damonrozbija pięścią szybę.- Pomoc już się zjawiła - powiedział sucho, bezcienia emocji.Przyjechała straż pożarna.Węże strażackie okazały się znacznieskuteczniejsze niż ogrodnicze.Siła strumienia wody odepchnęłaszarżujące psy.Elena zobaczyła szeryfa uzbrojonego w pistolet.Przygryzła policzek.Szeryf wymierzył, wystrzelił i sznaucer olbrzymupadł.Wkrótce wszystko się skończyło.Wiele psów dało się odstraszyćwodą, a po drugim strzale kolejne uciekły w krzaki.Cokolwiekskłoniło je do ataku, w jednej chwili zniknęło.Elena odetchnęła zulgą, gdy wypatrzyła Stefano.Nic mu się nie stało.Odciągał właśnieoszołomionego golden retrievera od Douga Carsona.Chelsea pokorniepodeszła do pana i spojrzała mu w twarz, po czym opuściła łeb i ogon.- Już po wszystkim - powiedział Damon.W jego głosie brzmiałzaledwie cień zainteresowania.Elena spojrzała na niego ostro.Dobra,niech cię cholera, w takim razie ja.Co? - pomyślała.Co zamierzałpowiedzieć? Najwyrazniej nie był w nastroju, żeby o tym rozmawiać,ale ona zamierzała się dowiedzieć.- Damon - położyła dłoń na jego ramieniu.- Słucham?Przez chwilę znów stali bez ruchu, wpatrując się w siebie, aż naschodach rozległy się kroki.Wrócił Stefano.- Stefano.jesteś ranny - powiedziała, mrugając, naglezdezorientowana.- Nic mi nie jest.- Rękawem otarł krew z policzka.- A co z Dougiem? - zapytała Elena, przełykając ślinę.45RS - Nie wiem.Jest ranny.Nie tylko on.Nigdy w życiu niewidziałem czegoś tak dziwnego.Elena weszła z powrotem na galerię.Czuła, że musi pomyśleć, alew głowie czuła dudnienie.Stefano w życiu nie widział czegoś takdziwnego.To znaczy, że w Fell's Church działo się coś bardzodziwnego.Dotarła do ostatniego rzędu krzeseł.Powoli osunęła się napodłogę.W Dniu Założycieli przysięgłaby, że ani Fell's Church anijego mieszkańcy nic jej nie obchodzą.Ale teraz wiedziała, że tonieprawda.Przyglądając się własnemu pogrzebowi, zaczęła myśleć, żemoże jednak trochę jej zależy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •