[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jenna - dziewczynka, która jest mną - śmieje się i woła:  Nazbierał ze stomałży, Mamo! Odłóż kamerę, bo inaczej umrzemy z głodu!".Jenna rzuca grab-ki na ziemię, kamera robi najazd na jej oblepione piaskiem stopy, a potem suniew górę, jakby adorując każdy centymetr jej ciała.Na koniec zatrzymuje się natwarzy.Długo.Pieszczotliwie.Rejestruje.Co rejestruje? Entuzjazm? Rumianepoliczki? Oczekiwanie? Każdy oddech, uderzenie serca, każdą nadzieję Matthewi Claire Foxów? Przez mgnienie dostrzegam brzemię tego wszystkiego na twa-rzy Jenny.Na mojej twarzy. Mamo!" - mówi błagalnie Jenna.Kamera drga, zo-staje wyłączona; pojawia się nowa scena, najazd na ognisko.RLT - Stop! - Odtwarzacz wykonuje polecenie.Koc.Niebieski.Menażka.Chyba wiem, co będzie dalej.Przebiega mnie dreszcz.Wiem.Wyobrażam sobie tę scenę ze wszystkimiszczegółami.Jenna siedzi po turecku na niebieskim, kraciastym kocu rozłożo-nym na piasku.Kubek gorącej, parującej czekolady w moich rękach.Czekoladana gorąco z trzema pulchnymi piankami ślazowymi.Uwielbiałam czekoladę nagorąco.Smak! Jestem wstrząśnięta pierwszym wspomnieniem smaku.Jak mo-głam zapomnieć? Kolejne fragmenty łączą się w całość.Jak gdyby ktoś otwo-rzył okno i wspomnienia falą napłynęły do środka.Dni.Tygodnie.Trzy tygo-dnie szczegółów zbierają się, przepływając przez mój umysł, każdy zapamiętanyi wyrazny.Przysuwam się bliżej do monitora na biurku.Huczy mi w głowie. Odtwa-rzaj" - rozkazuję.Kamera przesuwa się z ogniska na mnie.Siedzę na niebieskimkocu.Unoszę do ust kubek z czekoladą i prezentuję uśmiech z wąsami z czeko-ladowej piany. Stop".Kładę głowę na biurku.Zamykam oczy i napawam się świadomościątego, co to oznacza.Wiedziałam.Fragment mojego życia znowu należy do mnie.Pełne trzy tygodnie.A wydaje się, jakby całe życie.Mrugam i otwieram oczy.- Matko! - wołam.Wypadam ze swojego pokoju i zbiegam po schodach dokuchni.- Lily!Nikt nie odpowiada.Widzę Matkę przez okno, rozmawia z robotnikiem iwskazuje szyby szklarni.Lily bez wątpienia znajduje się gdzieś w środku.BiegnęRLT do spiżarni i wyszukuję składniki.Zdejmuję z półek kakao, a potem cukier.Pianki! Lily ma pianki ślazowe! Wsuwam paczkę pod pachę, po czym wysypujęwszystko na stół kuchenny.Mleko! Rondel! Pamiętam! Nalewam.Mieszam.Odgaduję, jak obsłużyć kuchenkę, której nie używałam nigdy wcześniej.Czujęsię spełniona, silna, jak nigdy od chwili przebudzenia.Zrobię czekoladę na go-rąco! Uwielbiam czekoladę na gorąco! Przetrząsam szafki w poszukiwaniu kub-ka.Wyjmuję największy, jaki udało mi się znalezć, wlewam do niego parującypłyn.Rozdzieram paczkę pianek i właśnie w chwili, kiedy je wrzucam do kubka,Lily i Matka stają w kuchennych drzwiach.Zatrzymują się, wytrzeszczają oczyna mnie i na bałagan, jakiego w pośpiechu narobiłam.- Pamiętam! Uwielbiam czekoladę na gorąco!Wznoszę toast na cześć nowego wspomnienia.Spodziewam się uśmiechu -przynajmniej na twarzy Matki - ale zamiast tego, kiedy podnoszę kubek do ust,jej rysy wykrzywia przerażenie i krzyczy:  Nie!".SmakMoże nie lubię czekolady na gorąco.I może trzy tygodnie wspomnień wcale nie są realne.Może nie pamiętam wymykania się do szkolnej łazienki, żeby zrobić makijaż.RLT Ani wykonywania podwójnego piruetu i kończenia go z takim wdziękiem, jak-bym naprawdę miała skrzydła.Ani jak leżałam na sofie przytulona do złotego psa, którego nazywałam Hunter.Czekolada na gorąco była pozbawiona smaku.Tak samo jak moje odżywki.Wiem, że można zapomnieć wiele rzeczy, ale smak?Kiedy kubek wyślizgnął mi się z rąk, Lily go złapała.I prawie nic nie wylało się na podłogę.SzkołaJestem pewna, że to przez Claire.Wszystko.Czemu ciągle kwęka, ciągle siętrzęsie? Czuje się winna? Rozpłakała się, kiedy upuściłam kubek.Miałam ocho-tę ją uderzyć.To moje, do cholery.Moje.Ale i jej, jeśli wziąć pod uwagę wtrą-canie się we wszystko.Jakby należał do niej każdy mój mankament.Może poprostu jestem jej własnością.Próbowała wyjaśniać. To przejściowe.Smak ciwróci.Zresztą i tak nie powinnaś nic jeść".Następną godzinę spędziłam za-mknięta w łazience, oglądając swój język.Wygląda normalnie.Szorstki, różowy imięsisty.Zepsuło się coś innego, w środku.Coś się we mnie rozłączyło.Nieufam jej.Krąży nade mną, uśmiecha się, płacze i kontroluje.Za dużo tegowszystkiego.Muszę się od niej uwolnić.Otwieram drzwi wozu.Claire otwiera drugie.- Nie - protestuję.- Mam siedemnaście lat.Potrafię to zrobić sama.RLT - Ale Jenno.W ciągu zaledwie kilku krótkich tygodni nauczyłam się uśmiechać.Uczę sięteż przejmować kontrolę.- Claire - mówię, żeby ją zatrzymać na fotelu.Zamyka drzwi.- Znowu to samo? - odpowiada, patrząc prosto przed siebie.Czuje się do-tknięta.Wszystko we mnie zamiera.Szkoła, kontrola, nieufność i wątpliwości,wszystko traci znaczenie wobec wyrazu cierpienia na jej twarzy.Słyszę słowa, słowa z odległej przeszłości, zaplątane w moim wnętrzu. Przepraszam.Tak mi przykro".Słowa, które tkwiły uwięzione w mojej głowie i nie dały się wypowiedzieć, za-trzaśnięte za nieruchomymi wargami.Przez co chciałam je wymówić tym bar-dziej. Nic się nie stało, skarbie.Wszystko w porządku.Cśśś.Wszystko będzie do-brze".Claire, która odpowiadała raz po raz, chociaż nawet się nie odezwałam,zaglądała w moje oczy, a na jej twarzy odbijał się cały ból, jaki w nich dostrze-gła.Wysiadam z wozu, nachylam się i patrzę na nią przez okno.Uśmiecha się zwysiłkiem.Jej spojrzenie czepia się mnie kurczowo.Tak mi przykro.Opuszczaszybę.Paplam o tuzinie zbędnych spraw - o rzeczach, które już omówiłyśmy -jedynie po to, by jej zamknąć usta.Wezmę popołudniową porcję odżywek.Niebędę rozmawiała o wypadku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • lunamigotliwa.htw.pl
  •