[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Razem z tatą wiele razy opowiadali nam o tym, że jesteśmyich podwójnym cudem.Patrzę na brata oglądającego telewizję.Nie podoba mi się, jak mama obcina nam włosy.Obydwojemamy koszmarne grzywki.Siedem lat po ślubie wciąż nie mieli dzieci, więc zdecydowalisię na adopcję.W tygodniu, w którym mieli podpisać papiery adopcyjne,mama dowiedziała się, że jest w ciąży z blizniakami. Mojesiedem lat nieszczęścia się skończyło" - powiedziała nammama.Po naszych narodzinach była zbyt zajęta zajmowaniem sięnami, by chociaż pomyśleć o kolejnym dziecku.- Jesteś w ciąży? - zapytał tata w kuchni.Mama zawołałaNicka i mnie do pokoju, żebyśmy też usłyszeli nowiny.Tata nalał sobie ginu i wypił go duszkiem.- Nick, Gilly, muszę porozmawiać z waszą mamą naosobności.Wyszliśmy z pokoju i weszliśmy po schodach na górę, aleprzysiedliśmy na ostatnim schodku, wstrzymując oddechy.- Proszę, ciesz się z tego.- Słyszymy głos mamy.- Obiecałaś mi, że zachowamy ostrożność, Beth.Czego sięspodziewasz? %7łe będę skakał z radości?- Ale, Will, kiedy dziecko się urodzi, spojrzysz na to inaczej.Wiem, że tak będzie.- Uzgodniliśmy, że dwójka wystarczy.- Aleja się nudzę! Dzieci chodzą do szkoły i.- Ze wszystkich podstępnych rzeczy, jakie mogłaś zrobić.Zapytałam brata, co znaczy podstępny".- Nic miłego, Gilly.Chyba niegrzeczny" - wyszeptał.- Potrzebuję tego - mówiła dalej mama.-To nie jest wyłącznietwoja sprawa!- Will! Poczekaj!Trzasnęły drzwi wejściowe.Pobiegliśmy do sypialni Nicka.Usłyszeliśmy wycie silnika samochodu.Wyjrzałam przez oknoi zobaczyłam auto taty odjeżdżające w noc.- Chcesz dziś spać u mnie? - zapytał z nadzieją mój brat.-Możesz wziąć górne łóżko.Przy dziecku numer trzy mama nie czuje się najlepiej.Popołudniami kładzie się spać i prosi Lisę, żeby przyszła się znami pobawić.Lisa lubi przychodzić, ponieważ podoba jej sięmój tata.Czasami tata jezdzi z nami dwupoziomowymautobusem do Muzeum Historii Naturalnej albo do MadameTussauds, a potem zabiera nas na pizzę z mnóstwem pepperoni.Lisa zbiera talerze.Wpatruję się w telefon.Cały dzień mamdziwne uczucie, że dyrektorka mojej szkoły, pani Ward,wezwie mnie do swojego gabinetu i powie, że mama umarła,bo była taka stara.Ktoś otwiera kluczem wejściowe drzwi.Nick i ja patrzymy nasiebie.Lisa maluje usta i spryskuje nadgarstki czymśpachnącym.Wchodzi tata ubrany w gruby sweter i szalik i siada obokmnie.- Przykro mi, Nick - kręci głową.- Teraz dwie siostry będąrozstawiać cię po kątach.- To dziewczynka! - wołam, łapiąc ramię taty i przytulając siędo niego.- Tak, jest piękna i zdrowa, a mama przesyła wam obojguogromnego buziaka.- Sweter pachnie szpitalem i proszkiem doprania.-Jak ją nazwiecie? - pyta Lisa, przeczesując włosy ręką.- Megan - odpowiada tata.- Nazwiemy ją Megan, po mojejmamie.7Ruskin i ja szybkim krokiem wchodzimy przez bramęRavenscourt Park do oazy spokoju.Richard miał rację.Po comi wiejskie krajobrazy, kiedy tuż pod domem mam cośtakiego? Czasami niebezpiecznie jest sądzić, że wszędziedobrze, gdzie nas nie ma.Przechodzę obok kawiarni, gdzie klienci kupują porannąkawę, przywiązawszy psy do płotu.Idę ścieżką prowadzącą naotwartą przestrzeń i kieruję się do stojącej w oddali grupkiprzyjaciół, która zebrała się obok wejścia do ogrodów.JestWalter trzymający airedale teriera Spike'a na krótkiej smyczy,bo Spike'owi zbyt często zbiera się na amory, zwłaszcza nawidok Hardy, miniatury sznaucera.Spike musi nosić kaganiec,bo nabrał zwyczaju wdawania się w sprzeczki z psaminienależącym do naszej paczki.Jest też Mari, mojapracodawczyni i szefowa tej grupy.Słyszę, jakochrzanią Waltera, że kaganiec Spike'a jest założony do górynogami.- Ma paski na oczach, na litość boską! - krzyczy.Dzisiaj mana sobie stylowy dżinsowy fartuchochraniający ubranie.Nie lubi, jak na jej strojach zostająbrudne ślady ubłoconych psich łap.Rzuca Basilowi niebieską,na pół przeżutą piłkę przez cały trawnik.Basil biega zszybkością medalisty olimpijskiego.Kiedy po spacerzewracają do sklepu z antykami, jest tak zmęczony, że razem zRuskinem przesypia większość dnia.Od naszego spotkania pod wielkim dębem cztery lata temuMari niczym magnes przyciąga Waltera, Samanthę, Brigitte,Ariel i mnie na to miejsce schadzek.Sam będąca w moimwieku jest mężatką z trójką dzieci.Brigitte, pół-Francuzka, jestkrytykiem kulinarnym.Ariel, najmłodszy członek naszejgrupy, dwudziesto-sześciolatek, ma partnera o imieniuGraham.Podobnie jak ja pracował w stu różnych miejscach,ale jego prawdziwą pasją jest muzyka.Obecnie uczy muzykiwspółczesnej w szkole w Hammersmith.Zazwyczajprzyjeżdża do parku na rowerze z siedzącym w koszykuPugsym, czarnym mopsem.Walter jest na emeryturze i masiedemdziesiąt parę lat.Był czyścicielem okien.Gdy podchodzę do nich, witamy się i mówimy, co u nasnowego.Walter wydaje się dziś przybity.- Jestem nie w sosie - zwierza nam się.- Mój nowy telewizornie działa.Muszę go kopnąć, żeby zaczął chodzić.A nie byłtani.- To nie w porządku - mówimy mu wszyscy.- Skandal! - wykrzykuje Brigitte.- Musisz pójść do sklepu i porozmawiać z kierownikiem -radzi Ariel.Jest ubrany w obcisłe dżinsy i biały T-shirt.Zauważam, żeznowu zmienił fryzurę.Jego włosy są teraz krótkie w kolorzeblond i podkreślają jego brązowe oczy.Ariel ma jedną z tychtwarzy, z którymi można co miesiąc zmieniać image; mówięmu z dumą, że potrafi zmieniać wizerunek równie dobrze jakMadonna.Potem wspominam o trzynastu zapytaniach od przyszłychlokatorów.Dziesięciu z wczoraj i jeszcze trzech, którepojawiły się dziś rano.- Więc się nie przeprowadzasz? - pyta Sam, która wyjeżdżała imusi nadrobić zaległości.Nawet latem wygląda blado, gdyżma bardzo jasną cerę.- Nigdzie się stąd nie ruszam.- No i, kurde, dzięki Bogu - mówi Ariel.- Pugsy by tęsknił -dodaje, wskazując na niczego nieświadomego mopsawęszącego coś złowieszczego w trawie.- Bardzo dobrze, nie chcieliśmy, żebyś się wyprowadzała -mówi Sam, która ma ogniście rude włosy, zarazliwy śmiech ifigurę, która zachęca mnie do częstszych wizyt w siłowni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]